Ostatni dzien roku i moj ostatni dzien w Siem Reap. Jutro rano chce jechac do stolicy Kambodzy. Polubilem to miejsce. Fundowalem sobie dlugie calodzienne eskapady rowerem. Tylko pierwszego dnia skorzystalem z motodupa. Tak tak! Motodup to tutaj motocyklowa taksowka. Chlopcy na motorach czekaja na klientow na poboczach drog.
Dojechalem o swicie pod Angkor by jak tysiace innych turystow uzbrojonych w aparaty, kamery i co ino obejrzec wschod slonca nad wiezami. Ladny widoczek. Potem wiekszosc wrocila do hoteli na sniadanie a reszta rozpierzchla sie po calym terenie. Imponujace plaskorzezby wokol swiatyni przedstawiajace sceny z czterech najwazniejszych hinduskich legend. Szczegolnie wspoaniale batalistyczne sceny z Ramajany i Bhagawad Gity. Nie bede opisywal, bo to znajdziecie w ksiazkach z historii sztuki lub w internecie. Obejscie terenu Angkor zajelo mi kilka godzin a z mapy wynikalo, ze to malenka czesc calosci tego archeologicznego parku. Kilkadziesiat swiatyn roznej wielkosci, okresu (najstarsze z X, najmlodsze z konca XII wieku) oraz stanu (czesto to ruiny) porozrzucanych jest po ogromnym terenie. Z mapki, ktora dostalem w hotelu wynikalo, ze dlugosc terenu wynosila ponad 20 kilometrow. Obejsc to wszystko pieszo - unmoglich.
Pozyczylem zdezelowany rower za 2 dolary od sprytnej dziewczynki sprzedajacej pod Angkor pamiatki i pojechalem na polnoc do Bayon oddalonego kilka kilometrow. To drugie po Angkor najwazniejsze miejsce calego parku archeologicznego. Nieco mlodsze od Angkor - z konca XII wieku, jest juz buddyjskie. Angkor jest hinduistyczne. Bayon to 37 wiez tworzacych wielka stupe. Na nich kamienne glowy bodhisattwow. Wspaniala budowla. kapliczki na roznych poziomach, schody i pelno tajemnic. Wszedzie w Angkor mozna znalezc na scianach reliefy z pieknymi kobietami o obnazonych piersiach. To Apsary. Czesto sie usmiechaja, czasem rozczesuja wlosy, trzymaja kwiat pieknymi dlonmi o dlugich palcach, tancza... . Te same twarze mozna wciaz zobaczyc u tutejszych khmerskich dziewczyn.
Za Bayon Tarasy Sloni oraz rekonstruowane mniejsze, ceglane swiatynie.
Bayon jest restaurowana z olbrzymia pomoca Japonczykow. Ich tez, obok Koreanczykow i Chinczykow jest tu najwiecej. Przemieszczaja sie autobusami i fotografuja bez konca przy kazdej rzezbie, na kazdych schodach, niemal kazdym kamieniu. Pojedynczo, po dwie osoby, trzy, cale grupy, potem wujek z lewej strony a ciocia z prawej, albo odwrotnie. Trwa to i trwa a zachodni turysci czekaja, by w koncu pstryknac cos bez sztafazu. Taka Karma!
Zwrocilem rower dziewczynce. Zapraszala nastepnego dnia, ale nastepnego ranka wzialem rower za dolara z wypozyczalni spod zaprzyjaznionej kafejki internetowej, ktora prowadzi mloda piekna apsara o imieniu Sreyneang. Tego dnia objechalem mniejsze swiatynie znajdujace sie na wschod od Angkor i Bayon. Zapinalem rower do koszy na smieci w cieniu drzew, okazywalem bilet straznikowi, dziekowalem za wode, pamiatki, ksiazki dzieciom i wchodzilem na teren kolejnych ruin. Najwspanialsze byly te opanowane przez nature: Ta Som oraz Preah Khan. Konary i korzenie drzew oplataly jak monstrualne miesnie wielkie glazy. Czasem mozna bylo dostrzec pomiedzy nimi jakies plaskorzezby. Niezwykla byla sila tych drzew. Czasem jakby unosily tonowe kamienne bloki w powietrze! Czulem niezwykla energie tych miejsc i czasem wzruszenie, ze tu na prawde jestem. Znow wiele godzin na rowerze az mnie d... bolala, ale to byl wspanialy dzien.
Przy wjezdzie rozdawano ulotki w ksztalcie pocztowek informujace o koncercie, jaki odbywal sie w sobotnie wieczory w tutejszym szpitalu pediatrycznym. Przyciagnelo moj wzrok jedno slowo: Bach i postanowilem pojsc. Ale muzyka okazala sie byc na drugim planie. Na wiolonczeli gral doktor Beat Richner opiekujacy sie tutejszymi dziecmi od kilkudziesieciu lat i tworca Fundacji Katha Bopha. Przetrwal Czerwonych Khmerow a teraz walczyl z neokolonializmem, jak nazwal sytuacje w ktorej znajdowala sie Kambodza. To dzieki jego determinacji powstaly trzy szpitale pediatryczne: dwa w Phnom Penh, jeden tu, w Siem Reap. Gral i opowiadal o sytuacji tutejszych dzieci, o tym, jak swiat ignoruje biede i nedze, choc to zachod, Kissinger, ktory wydal rozkaz bombardowania Kambodzy podczas wojny wietnamskiej (potem otrzymal pokojowego Nobla...) przyczynili sie do tego, ze pozniej wybuchla tu wojna domowa w nastepstwie ktorej w kraju wciaz 65 procent mieszkancow choruje na gruzlice. Swiat sie zamknal przed Kambodza gdy wybuchla tu epidemia SARS. Pomagano bogatym z powodu koneksji biznesowych: pomagano Kuala Lumpur i Singapurowi, ale do Kambodzy nikt nie przyjezdzal. Doktor Richner, korpulentny pan lekko lysiejacy z kreconymi wlosami i w okularach opowiadal, puszczal fragmenty filmow z sytuacji w tutejszych szpitalach i gral Bacha. Gral niezle, z pasja. Moze swoja frustracje przelewal na muzyke. O co prosil turystow? Glownie o krew a tych bogatych rowniez o pieniadze. Po koncercie wiele ludzi mialo lzy w oczach i oblegano stoiska z pamiatkami: t-shirtami, pocztowkami, ksiazkami, z ktorych pieniadze szly na szpital. Broszury podawaly fakty: w 3 szpitalach rocznie przyjmowanych jest 600 000 dzieci, przeprowadza sie 9000 operacji, 100 000 szczepien i przyjmuje 5500 urodzen. Gdyby nie Fundacja Katha Bopha w kraju co roku umieraloby 2800 dzieci. Szpitale prowadzily tez dzialalnosc edukacyjna dla studentow medycyny i pielegniarek. Cala opieka medyczna jest tu darmowa. 95 procent rodzin tutaj jest zbyt biednych by placic za leczenie.
Nastepnego dnia rano objechalem olbrzymi rezerwuar wodny dlugosci 8 kilometrow, szerokosci 2,2 km. West Baray. Zadnych ludzi, sciezka piaszczysta i ciepla woda. Cisza kompletna, tylko lekki szum drzew.
A wieczorem w szpitalu doktora Richnera dalem sobie wytoczyc 350 mililitrow krwi.
Nie bede chyba obchodzil tu Nowego Roku, bo w Kambodzy, jak powiedziala mi Sreyneang Khmarski Nowy Rok przypada 14 kwietnia. Chociaz kto wie, gdzie mnie zaraz poniosa nogi... .