sobota, 21 czerwca 2008

Adaptacja

Wracałem do Polski odczuwając pewne obawy. Jak się znaleźć na powrót w swoim świecie, wsród "swoich", będąc bardziej "osiadłym", nie musieć być na każdym kroku czujnym. A może dobrze jest spróbować zachować ten stan jak najdlużej? Bo okazać sie może, że rutyna przebywania w miejscach, które znam spowodowała, że nie zauważałem tego, co warte było zauważania? I rzeczywiście, teraz jakby otoczenie wydaje mi się "pełniejsze", ciekawsze. Pomimo zobaczenia tak wielu miejsc i ludzi, miejsca, którymi przez wiele lat przechodziłem sa nie mniej ciekawe. Kolory murów, zacieki, drgające za oknem liście drzew, dźwieki ulicy jakby cichsze niż w Azji. Jakaś odświetność. Czy to odczuwanie pozostanie we mnie na długo? Nie wiem. Mam nadzieję, że jak najdłużej. Być może takie postrzeganie otoczenia oznacza właśnie prawdziwe Bycie W Drodze.

Nie do końca jednak moge odczuwać relaks. Muszę powrócić do spraw, które zawiesiłem na okres roku, odwiedzać biura, urzędy, banki; "wskoczyć" ponownie w ten mój świat i wrócić na "swoje miejsce". Na razie w głowie mam mętlik. Brak czasu na jakiekolwiek glebsze refleksje na temat tego, co działo sie przez ten rok. Ale to przyjdzie.

dziekuję Wam za to, że byliście ze mną przez ten czas. Choć skazałem sie na roczną samotność, jednak cieszyły mnie Wasze komentarze i dodawały nieraz otuchy. Muszę sie przyznać, że kilkakrotnie w Drodze miałem kryzysy. Nachodziły mnie wątpliwości, czy kontynuować podróż. Powodem było zmęczenie, trudy, warunki atmosferyczne itd, ale to mijało przeważnie na drugi dzień. Często po jakichś na prawde wytężonych chwilach odbierających mi wiarę i siły przychodziło coś niespodziewanie optymistycznego.

Nie zawsze dzieliłem sie z Wami wszystkim. Prowadziłem jednak skrupulatnie dzienniki podróży; jest tego ponad 600 stron gęstych zapisek i przepisanie całego materiału, poprawienie błędów stylistycznych i gramatycznych zajmie jak przypuszczam około roku. Mam zamiar komuś to pokazać i jeśli zainteresuję tym odpowiednie osoby, byc może ukaże sie to w druku. Myslę też o dołączeniu do książki opisów z blogu wraz z waszymi komentarzami. Jeśli ktoś nie życzy sobie, bym jego komentarz umieścił, proszę o napisanie do mnie.

Przebędę więc jeszcze co najmniej kilkakrotnie tą podróż, teraz z dystansu. Przepisując dzienniki, montując filmy video (nakręciłęm 40 godzin), przygotowując multimedialną, płytową wersję wraz ze zdjeciami i mapkami. A potem jeszcze pokazy dla rodziny, przyjaciół, w różnych szkołach i uczelniach, z którymi już mam umowę sprzed wyjazdu.

Podczas podróży prócz pewnych artystycznych "gestów", akcji, pozostawiania śladów w postaci obiektów, zbierania materiału na wystawę, zrealizowałem także materiał, który posłuży mi do realizacji videoperformance'y. Głównie z pobytu na pustyniach. Te miejsca są mi najbliższe, bo tam właśnie odczuwam tą niezwykłą bezczasowośc i obecnośc czegoś, co Niepojęte.  

Jeszcze raz więc Wam dziękuję. W Drodze wiele osób, które poznałem tylko z "nicka" stało sie moimi przyjaciółmi, choć bardzo sporadycznie odpisywałem, za co przepraszam.

Kiedy zacznie sie w końcu wizualizować ogólny obraz tego, co się wydarzyło, podzielę się z Wami swoimi odczuciami.

 

niedziela, 15 czerwca 2008

Tel Awiw. Koniec drogi, poczatek Drogi

Za 7 godzin mam samolot do Pragi. Nie spodziewalem sie niczego nadzwyczajnego po wizycie w Tel Awiwie. Myslalem, ze te ostatnie dni spedze zrelaksowany i ze wynudze sie na plazy. Tymczasem moj pobyt tu owocowal niesamowitymi spotkaniami ze wspanialymi ludzmi. Codziennie wczesnym rankiem z Iris jechalismy lub szlismy pieszo na plaze. Morze czasem wzburzone, czasem lagodne, zawsze bylo to niezwykle uczucie otworzyc ledwo oczy po przespanej nocy i po kilkunastu minutach unosic sie juz w przestrzeni morza. Na Banana Beach co ranka spotykaja sie znajomi Iris; artysci, architekci. Siedza w cieniu i popijaja kawe, obserwujac morze. Niektorzy pracuja, szkicujac i projektujac. Wspanialy, energetyczny poczatek dnia. Dzieki Iris poznalem tez niezwyklego faceta w moim wieku, choc dzieki alchemii ktora praktykuje wyglada na najwyzej 25. Youval od czternastego roku zycia studiuje I Ching oraz astronomie. Jego wiedza jest niezwykla. Jestem raczej sceptyczny wobec takich "oswiecen", jednak zaskoczyl mnie bardzo. Mial podejscie niezwykle scisle, wrecz matematyczne do tematu astrologii; zadnego mistycyzujacegoi kretactwa. Nie bede jednak wyjawial szczegolow; moze zrobie to w przyszlosci. Kolejna wspaniala osoba byla Leda obdarzona niezwyklym darem widzenia tego, co przed innymi ukryte: innych czasow i przestrzeni. Iris odwiedza ja w gabinecie, w ktorym prowadzi sesje energoterapeutyczne. Od pierwszego z nia spotkania odczulem silna energie i ona wiedziala, ze to czuje. Czytala w moich myslach, formulowala moje uczucia bezblednie i bylo to niezwykle. Spotkalismy sie trzykrotnie. Jej dotyk i wzrok. Jej slowa. Potezne dawki energii, ktore jak mi sie wydaje wplyna na moje zycie. Trudno mi o tym teraz pisac. Jest po polnocy; wrocilismy z imprezy u innych znajomych Iris, w piatek goscilismy kilkanascie osob, dla ktorych miedzy innymi przygotowalem kluski slaskie; wczoraj zostalem zabrany na seans jogi kundalini, ale nie czulem tam tak silnej energii, jaka dysponuje Leda. Po dzisiejszym z nia spotkaniu, jak mi zapowiedziala, poczulem spore zmeczenie. Przede mna niecale trzy godziny snu i pojade na lotnisko. Tam moge spodziewac sie bardzo dokladnej kontroli bagazu oraz "przesluchania", kiedy celnicy znajda arabskie wizy i stemple w moim paszporcie.Spedze kilka dni z Ojcem w Katowicach, potem do pracy do Poznania, gdzie sprobuje podsumowac ten czas rocznej wloczegi i napisac Wam co dalej.Co teraz czuje? Pewien rodzaj strachu. Jak sie odnajde w "normalnosci"? Zarowno Youval jak i Leda mowili mi: "nie przerywaj podrozy, nie mozesz jej po prostu przerwac". Nie znaczy to chyba, ze mam nie wracac. Moje zycie transmutuje w rodzaj Drogi. Bo Droga to Otwartosc. Czy to droga do szczescia? Nie mam pojecia. Mysle, ze to przeznaczenie. Chyba zaczynam "odplywac", co nie jest, nie bylo moja cecha przez caly ten czas, kiedy musialem miec wzrok i sluch wyostrzony jak zwierze wchodzace na nowy, nieznany teren. Cala podroz byla ciaglym uciekaniem od rutyny w nowe rejony, wsrod nowych ludzi, by nie pozwolic zmyslom na najmniejsze uspienie. Kiedy tylko czulem, ze jakies miejsce staje mi sie znajome i bliskie, uciekalem. Zreszta to samo dotyczylo ludzi. Nie przywiazywac sie podczas podazania Droga, bo "lakocie i muzyka moga zatrzymac wedrowca". Pozwolilem sobie na to na poczatku tej podrozy i teraz spodziewam sie wizyty z Ameryki Poludniowej... . Troche sie tego obawiam, ale moze niepotrzebnie. Czy to spotkanie moze miec ta sama swiezosc jak przed 10 miesiacami? Przekonam sie niebawem.Odczuwam jakies cieplo i spokoj. Odczuwam tez dobro. Przez ten rok nie bylo mi to dane. A moze po prostu o tym nie myslalem. Nie wiem, czy to na skutek swiadomosci, ze jutro o tej porze bede w domu, czy moze efekt ostatniej sesji u Ledy. Ona swietnie wiedziala, ze czesto w podrozy towarzyszyla mi jakas zlosc. Moze to na skutek tej ciaglej wyostrzonej czujnosci. Tak wiele pytan i niepewnosci. A powinienem po prostu sie poddac i zdac sobie sprawe, ze wszystko co sie dzieje i co sie stanie, tak na prawde w swej istocie jest Dobre.

niedziela, 8 czerwca 2008

Swieta Jerozolima z wokol niej smutek

Palestynski Faisal Youth Hostel w ktorym sie zatrzymalem okreslany jest w przewodniku Lonely Planet jako przystanek dla roznej masci poczatkujacych dziennikarzy oraz anarchizujacej mlodziezy. Byc moze bylo tak kiedys; na scianach pozostaly plakaty wzywajace do bojkotu Izraela oraz zaangazowane malunki. Teraz jednak 90% to mlodzi Japonczycy.
Hotel znajduje sie nieopodal Damascus Gate, jednej z kilku prowadzacej do Starej Jerozolimy. Mury wokol zbudowal sultan Sulejman Wspanialy w XVI wieku w obronie miasta przed najazdami Beduinow oraz Krzyzowcow. W obrebie murow znalazla sie Bazylika Grobu Swietego. Do grobu ciagna kolejki pielgrzymow, by na chwile znalezc sie w ciasnej grocie. Pozostal tam kawalek kamiennego kola, ktorym ponoc byla zaslonieta grota z cialem zmarlego Chrystusa. Stalem w kolejce za jakims grubym facetem, ktory na bialym t-shircie mial dumny napis "Poland"oraz nasze godlo i bylo mi wstyd za niego, gdy przed samym wejsciem do Swietego Miejsca zaczal warczec na starsza Greczynke stojaca za nim: "Nie wlaz mi na plecy kobieto! Na swojego dziada mozesz wchodzic!"
Duze wrazenie zrobila na mnie cela, w ktorej wedlug tradycji przetrzymywano Chrystusa przed samym Ukrzyzowaniem. Nie bylo tam zwiedzajacych. Poczulem jakies wzruszenie.
Bazylika Grobu Swietego to ostatni przystanek Drogi Krzyzowej, ktora ciagnie sie Via Dolorosa od Bazyliki Ecce Homo od polnocnego wchodu na polnocny zachod Starego Miasta. Tam mozna zobaczyc grupki pielgrzymow z calego swiata, wrod ktorych ktos niesie niewielki drewniany krzyz. Do wypozyczenia jest ich kilka. Doslowna, nieco banalna interpretacja slow Jezusa... .
Na poludniowym wschodzie, w obrebie murow swiete miejsca Zydow i Muzulmanow: Sciana Placzu, ktora tu nazywa sie Western Wall oraz znajdujacy sie nad nia meczet zwany Dome Of The Rock ze zlota kopula. Muzulmanie moga sie do niego dostac z kilku wejsc strzezonych przez izraelskie wojsko i policje, turysci tylko od Maroccan Gate znajdujaca sie za rampa biegnaca nad West Wall. Dziwnie to wyglada. By dojsc do obu miejsc trzeba przejsc szczegolowe kontrole. Niezwykla jest atmosfera wsrod modlacych sie Zydow przy Scianie Placzu. To kiwanie sie, wkladanie karteczek z prosbami do Boga w szczeliny muru. Jakies to nierealne. I tajemnicze. Sciana podzielona jest metalowo drewnianym plotem, ktory oddziela kobiety i mezczyzn. Prawdziwe tlumy Zydow przybywaja tu, kiedy zaczyna sie szabas, czyli wieczorem w piatek. Jedni sie modla, inni tancza i spiewaja w kregach. Wszyscy odswietnie ubrani. Przewaza kolor czarny i bialy. Mezczyzni w plaszczach i wiekich czapach lub jakby za malych kapeluszach. Ich kobiety ubrane w stroje przypominajace te z lat 20. Tu spotykaja sie zarowna ortodoksyjni Zydzi , zolnierze jak i mlodzi nacjonalisci. Ale tylko tu. Ludzie ci zyja w roznych swiatach. Wiele jest mniejszych zydowskich wspolnot, wsrod ktorych sie nie rozeznaje. Odwiedziem jednak zydowskie dzielnice znajdujace sie na polnoc od Starego Jeruzalem. Migrash Harusim w okolicy popularnej Yafo Street, Ulice jak z innej epoki. Tutejsi Zydzi nie maja telewizorow ani komputerow. Maja jednak telefony komorkowe. Czulem sie tam jak intruz. Przy jednej ze szkol zobaczylem chlopcow z dlugimi pejsami, w czarnych plaszczach jak po starszym, wychudzonym bracie oraz kapeluszach, ktorzy zapalniczka palili izraelska flage. Maya, znajoma z poznanskiej ASP mieszkajaca juz drugi rok w Izraelu, ktora byla mi przewodniczka spytala po hebrajsku dlaczego to robia. "Izrael to zlo" - uslyszala. I badz tu madry. Z Maya spotkam sie, kiedy przyjade do Tel Awiwu i mam nadzieje, ze dowiem sie wiele o tym kraju i zwyczajach. Bo Maya wie duzo.
Obszedlem mury dookola kilkakrotnie i lubie okolice Gory Oliwnej. Mnostwo tam kamiennych grobow zydowskich, w dole w skale groty, gdzie przed wieloma setkami lat rowniez chowano zmarlych. Groty sa teraz opuszczone. W poblizu Bazylika Agonii: Gethsemane, w malym ogrodku obok 8 drzew oliwnych, ktore ponoc byly swiadkiem pojmania Chrystusa.
Odwiedzilem kilka palestynskich miast wokol Jerozolimy. Pierwsze Betlejem. Busem dojezdza sie do wielkiego muru, wokol pustka. Zasieki, metalowe bramki prowadzace do przejscia na druga strone i te wysokie na jakies 5 metrow betonowe plyty. Mur ciagnie sie po wzgorzach i wyglada nierealnie. Po drugiej, palestynskiej stronie pokrywaja go pokojowe hasla w roznych jezykach popierajace starania Palestyny o niepodleglosc. Takze po polsku: "Moje miasto murem podzielone...". Sa tez zaangazowane malowidla, czesto zabawne i na wysokim poziomie oraz olbrzymie plakaty z jakimis rozgrymaszonymi gebami, przyklejone do murow i bud strazniczych. Fajnie to dziala. Wiele jest zlowrogo wygladajacych plakatow z palestynskimi meczennikami i zolnierzami z karabinami w reku, na tle meczetow. Trudn jet to wszystko.
W miescie nie ma zbyt wielu ludzi. Pielgrzymow i wycieczki mozna znalezc w Kosciele Narodzenia.
Pojechalem dalej, do Hebronu. Autostrady opanowane sa przez Izrael. Flagi niebiesko-biale z 6 ramienna gwiazda Dawida, punkty kontrolne przy wjezdzie do miast. Centrum Hebronu jakby bardziej zywe, ale kiedy poszedlem w strone starego miasta, zaczelo pustoszec, pojawily sie izraelskie, bardzo strzezone punkty kontrolne. Sprawdzano mnie kilkakrotnie i to dokladnie. Pytano po co tam ide. A chcialem obejrzec Meczet Al-Ibrahimi. Swiat uslyszal o tym miejscu, kiedy w 1994 roku majacy przed nim sluzbe Baruch Goldstein wszedl w porze modlow do srodka i zaczal strzelac do tlumu, zabijajac 29, raniac ponad 100 osob. Dopadnieto go w koncu i na miejscu zlinczowano. Jego grob jest nieopodal, na terenach, gdzie teraz mieszkaja zydowscy osadnicy. I ten czlowiek dla nich jest bohaterem... .
Wnetrze meczetu dosc skromne. Akurat zblizala sie pora modlow i nie moglem pozostac tam dluzej. To miejsce jest bardzo strzezone. Przy wejsciu stalowa klatka w ktorej izraelscy zolnierze srawdzali kolejny raz zawartosc mojej torby i wszystkiego co mam w kieszeniach.
- Ma pan noz?
- Nie
Chcialem pojsc poza mur swiatyni, gdzie widzialem stare ruiny, ale zolnierze ostrzegli mnie, ze tam dzien wczesniej i cala ostatnia noc trwala ostra strzelanina. Ponoc jakies porachunki pomiedzy samymi Palestynczykami. Zabili dwoch. Moglem pojsc tylko kawalek, pozostawajac na ich widoku. Po drugiej stronie stara brama miasta podzielona teraz metalowa bramka wzdluz i pelno wojska przed nia. Dalej arabski bazar. Wiekszosc sklepikow zamknieta, ale rozmawialem z mezczyzna, ktory pokazal mi metalowa siatke nad glowa oddzielajaca parter od okien na dwoch wyzszych pietrach.
- Teraz mieszkaja tam zydowscy osadnicy, kiedys bylo tam tez moje mieszkanie. Ci nowi mieszkancy wyrzucaja z okien smieci, butelki, kamienie, wylewaja wode i nieczystosci i to my zalozylismy ta oslone. 
Hebron, jego stara czesc to najsmutniejsze miasto, jakie w zyciu widzialem. Osiedla, w ktorych teraz mieszkaja Zydzi, nalezace jeszcze niedawno do Arabow, otoczone sa betonem i zasiekami. Wszedzie wojsko uzbrojone w karabiny maszynowe, gotowe do strzalu. Wymarle jest to miejsce, tylko bawiace sie pomiedzy garazami zydowskie dziewczynki. Z cegiel i deski buduja sobie zjezdzalnie. Dziecinstwo w takim miejscu? Horror!
Uciekl mi autobus do Jerozolimy i musialem czekac godzine na kolejny. Probowalem lapac stopa. Zatrzymywaly sie auta z osadnikami, ale kiedy spostrzegali ze jestem obcy, od razu odjezdzali. Jakas trauma tam panuje. Wdalem sie w rozmowe ze spokojnym izraelskim zolnierzem. Pytal, czy znam historie tego miasta. Troche znalem z plakatu, ktory wywieszono na murze oraz z planszy w jezyku hebrajskim i angielskim. Pisano tam, ze Zydzi mieszkali w Hebronie od tysiecy lat. W czasach biblijnych Hebron byl miastem zydowskim. Przez wieki mieszkali obok siebie z Arabami. W 1929 roku muzulmanie zamordowali 67 Zydow, w tym kobiety i dzieci oraz starcow. W 1948 roku Arabowie zniszczyli zydowka dzielnice, ktora w 1975 roku zaczeto ponownie odbudowywac. Arabski snajper w 2001 roku zastrzelil izraelskie dziecko. Nie bylo tam ani slowa o Baruchu Goldsteinie. Bo historie pisza zwyciezcy.
Pomyslalem, ze tego zolnierza byc moze spotkam za jakis czas, gdy bedzie podrozowal po Indiach, najbardziej popularnym miejscu wsrod izraelskich rezerwistow. Czesto tam rozrabiaja i wszczynaja awantury, najczesciej na Goa, ale teraz wiem co odreagowuja.
Inny charakter ma Ramallach. Duze palestynskie miasto, pelne zycia w centrum. Odwiedzilem tam mauzoleum Yasera Arafata. Wysoka wieza i kamienny szescian czesciowo przeszklony. Ladny teren wokol i maly basen z blekitna woda z tylu budynku. Trzy wielkie flagi Palestyny a wewnatrz plyta z inskrypcjami i dwaj zolnierze w odswietnych mundurach.
-Moge zrobic zdjecie?
Kiwneli glowa, ze tak.
Palestynczycy poza Jerozolima sa o wiele bardziej przyjazni dla turystow. Chca pogadac, pytaja skad jestem, ciesza sie ze z Polski, usciskuja rece a w sklepach normalne ceny. Odwiedzilem tez niewielkie Jerycho i kilka kilometrow w kierunku Jerozolimy szedlem kamienistymi wzgorzami wzdluz drogi. Brakowalo mi juz troche tego.
Wiatr, slonce, jakas dzikosc, slady koz i owiec wypasanych przez Beduinow. Ale Beduini tutaj zyja w fatalnych blaszanych budach. Smutny widok...

poniedziałek, 2 czerwca 2008

Trudne zycie w Jerozolimie

No i jestem w Swietym Miescie. Na opustoszalej granicy jordansko - izraelskiej wpierw bardzo szczegolowo zbadano moj plecak, przepytano dokladnie o moje cele wizyty w Syrii, Pakistanie, nawet w Maroku 2 lata temu, kiedy mloda, otyla strazniczka o przenikliwych oczach zobaczyla stemple w paszporcie; czy kogos tam znam, czy mieszkalem w prywatnym domu, co tam robilem, dlaczego az 2 razy bylem w Pakistanie itd. Trwalo to dlugo i w koncu "security" przepuscilo mnie do okienka, w ktorym podbija sie paszport. Tam znow maglowanie: po co jade do Izraela, czy kogos znam, po co bylem w krajach arabskich i tak dalej i tak dalej. Paranoja. Na szczescie na trzecim punkcie kontrolnym, gdzie celnicy przeszukiwali bagaze przepuszczono mnie bez problemow. A tego punktu obawialem sie najbardziej, bo plansza informowala, ze do Izraela nie wolno wwozic zadnych obcych walut. A ja mialem niezla kolekcje monet kupionych w roznych miejscach!

Wymienilem 100 dolarow na 300 szekli i celnicy zadzwonili dla mnie po taxi; dojechalem na przedmiescia Eilat i zatrzymalem sie za supermarketami. Samo miasto to typowy nadmorski kurort i nie mialem ochoty do niego wjezdzac. Wyszedlem na droge prowadzaca na polnoc i spedzilem kilka godzin probujac lapac stopa. Ruch na "hitchhiking" byl idealny: auta nie jechaly zbyt szybko, bo wyjezdzaly z ronda, ciagly ich przeplyw i takie miedzy nimi przerwy, ze spokojnie kazdy mogl bezkolizyjnie sie zatrzymac na poboczu. Procz mnie lapalo okazje jeszcze kilka osob: dwie dziewczyny i para. Ich zabrano. Pozostalem ja i dwoch kolesi w "jarmulkach". Kiedy byla juz 19.00 nie bylo sensu dalej probowac. Postanowilem zrobic male zakupy w supermarkecie i rozejrzec sie za noclegiem pod namiotem. Ceny w Izraelu o wiele wyzsze niz u nas. Dowiedzialem sie jednak, ze na szczescie wode mozna tu spokojnie pic z kranu. Przynajmniej tyle... . Znalazlem na jakims placu budowy przy drodze miejsce na rozbicie namiotu i rano o 6.00 spakowalem sie szybko, probujac znow szczescia. 2 godziny i zatrzymala sie starsza rodzina. Powiedzieli, ze w Izraelu  autostop jest trudny, bo ten kraj jest w ciaglym stanie wojny i ludzie sie po prostu boja. Po kilkunastu kilometrach skrecali do kibucu i znow pozostalem na drodze, ale tym razem w cieniu przystanku autobusowego. Poznalem tam pare z Tel Awiwu: Uri i Esti. Bardzo sympatyczni, podstarzali hippisi, ktorzy wracali z Synaju. Uri wygladal jak motocyklista z filmu "Easy Rider" i kiedy uslyszal, ze jestem z Polski, przybil "piatke". Znal wielu polskich Zydow. Mial zabawny t-shirt: animowane krowy w zagrodzie trzymajace transparenty: "jedzcie ryby". Opowiedzial mi troche o zyciu w kibucu. Ciekawa komuna. Wszystko, co wytwarzaja jest wspolne, wspolnie tez jedza w jednym wielkim pomieszczeniu, razem podejmuja decyzje, ale mieszkaja oddzielnie we wlasnych domach. Jadac potem dalej az na polnocne krance Morza Martwego czesto widzialem plantacje wysokich palm daktylowych, pola i uprawy nalezace do wspolnot w kibucach a czasem tez wielkie zadaszone zagrody, gdzie trzyma sie krowy. Jedzcie ryby!!! 

Choc chlopak, ktory zabral mnie w dalsza droge jechal do samej Jerozolimy, wysiadlem wczesniej, by odwiedzic Qumran. To tu w 1947 a potem 1952 roku w grotach skal znaleziono niezwykle zwoje, tzw "zwoje znad Morza Martwego". Zyla tu mala sekta w ascezie i pozostaly po niej ruiny. Miejsca najezdzala armia rzymska, potem zniszczylo trzesienie ziemi. Za ruinami Park Narodowy na wzgorzach. Piekne miejsce. Obszedlem je dokladnie i wrocilem kiedy spostrzeglem z gory, ze ruiny opustoszaly: muzeum juz zamykano a ja pozostawilem swoj plecak w recepcji. Na szczescie zdazylem go odebrac. Caly teren opustoszal i nie zdazylem kupic nic do jedzenia w sklepiku. Od zachodu slonca w piatek do zachodu slonca w sobote w Izraelu wiekszosc sklepow i urzedy sa zamkniete. Pojawil sie jakis pan samochodem, ktory pilnowal tego terenu. Rozmawialismy po rosyjsku. Okazalo sie, ze jego matka wyjechala przed wojna z Lublina do Izraela. Spytalem o jakis sklep. Nie bylo. Jedynie w pobliskim kibucu jak mowil, moglem cos jeszcze kupic. Odjechal a ja ruszylem w tamtym kierunku z plecakiem. I po jakims czasie znow go ujrzalem. Przywiozl mi jedzenie! Nie chcial zaplaty, mowiac "eta padarok; kuszaj!" Mmm! Pyszne pieczone zimne kartofelki, kawalki filetow z kurczaka w sezamie, jablko, chleb i ogorek. Moj zoladek ie bardzo ucieszyl!

Kolejna noc pod namiotem przy drodze i rankiem znow proba z autostopem. Zabralem sie w samo poludnie ze starsza pania juz do Jerozolimy. Niezwykla autostrada pnaca sie wsrod wzgorz w gore. I obozy Beduinow, ae nie te piekne namioty, tylko blaszane, smutne budy. Morze Martwe lezy w depresji 400 metrow ponizej poziomu, Jerozolima 1200 metrow wyzej. Jest wiec nieco lepszy klimat. Probowalem znalezc jakis nocleg w starej czesci miasta. Obszedlem kilka miejsc; hosteli oraz hospicjow koscielnych oferujacych takze noclegi. Albo nie bylo miejsca albo bylo bardzo drogo. W koncu zatrzymalem sie naprzeciw Damascus Gate w Faisal Youth Hostel, gdzie lozko w dormitorium  kosztuje 30 szekli czyli 10 dolcow.

Jerozolima jest wspaniala. Stare miasto otoczone wysokim kamiennym murem zawiera najwazniejsze, swiete miejsca zwiazane z trzema religiami. Pelno ladnych uliczek o kamiennych, starych posadzkach i lukach. Dzielnica arabska w ktorej mieszkam jest najtansza. Ale niestety nie dla turystow. Arabowie, tak sympatyczni i przyjazni w Jordanii czy Syrii, tu sa nieufni. Chyba wiem dlaczego. Ceny o wiele wyzsze dla obcych niz dla swoich. Dzis wdalem sie w ostra klotnie z kilkoma mlodymi sprzedawcami z tego powodu. Puscily mi nerwy i o malo nie doszlo do bojki. Po poludniu jednak zobaczylem coraz wieksze grupy mlodych Izraelczykow maszerujace z glosnymi, prowokujacymi spiewami, z izraelskimi flagami i wyraznie obrazliwymi wobec muzulmanow t-shirtami, idace przez dzielnice arabska od Bramy Damascenskiej do Sciany Placzu, ktora tu nazywa sie West Wall. Co jakis czas przystawali, tanczyli i wrzeszczeli, eskortowani przez policje i wojsko, obserwowani przez mieszkajacych tam od wiekow Arabow. Smutne to bylo i czulem, ze cos moze sie wydarzyc. Glosny tlum szedl waska El Wad Road i nieliczni Arabowie idacy "pod prad" byli ewidentnie i celowo szturchani. Mlodzi Izraelczycy niemal w twarz wrzeszczeli cos po hebrajsku starszym mezczyznom stojacym przed swoimi sklepami. Ale 90 procent sklepow bylo zamknietych. Ta gwarna od popoludnia do nocy ulica tego dnia byla opanowana przez Izraelczykow, a zazwyczaj kupuja tu Arabowie. Spytalem jednego z chlopcow w jarmulce co to za okazja.

- Swietujemy 41 rocznice powrotu na te ziemie po 2000 lat.

No tak, to w 1967 roku Izrael zaatakowal zachodni brzeg Jordanu, "wycinajac" Jordanii kawal jej ziem.  Teraz West Bank to tak zwane Ziemie Okupowane. Dla Arabow ten dzien jest dniem kleski, stad byc moze ich rozdraznienie... .

Szedlem z tlumem, w ktorym byly tez kobiety z malymi dziecmi a wszedzie pelno wojska i policji az na plac przed Sciana Placzu. Tam przygotowywano sie do koncertu na improwizowanej scenie. Prawdziwa radosc tych ludzi, ale po drodze widzialem mlodych Izraelczykow kopiacych w arabskie drzwi i plujacych na wymalowane na murach wyobrazenia Mekki. Nie bede komentowal. Kiedy jednak rozmawialem chwile z jakas rozentuzjazmowana dziewczyna przed Brama Damascenska, ona slyszac, ze niezbyt podoba mi sie ta jawna prowokacja i krycie sie za plecami uzbrojonego po zeby wojska ni z tad ni z owad powiedziala: "Kto nie kocha Zydow, nie kocha tez Jezusa". Trudno mi bylo cokolwiek odpowiedziec na taka teze wiec skinalem grzecznie glowa z usmiechem i po prostu sie pozegnalem. Wydawalo sie, ze na to swietowanie zjechal do Jerozolimy caly Izrael. Ale byli to prawie wylacznie mlodzi ludzie, Ubrani w biale lub niebieskie koszulki. Ruch w okolicy Bramy Damascenskiej wstrzymany a przy metalowych barierkach kordony policji.

Pozostane w Jerozolimie jeszcze okolo tygodnia, potem do tel Awiwu. Chce tez zwiedzic okolice miasta i opisze Wam niebawem.

Mam juz bilet powrotny do Europy. Rowno za dwa tygodnie polece samolotem do Pragi a stamtad pociagiem do Polski.

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...