środa, 2 lipca 2008

Akcje artystyczne w podrózy

Długo się nie odzywałem, ale od wyjazdu Marieli dopadł mnie naturalny rytm życia, jaki wiodłem przed podróżą. Poza tym musiałem "odnowić" wszystkie kontakty, zorganizować sobie na powrót przestrzeń. W końcu też zająłem się materiałem, jaki przywiozłem z podróży. I ta podróż wraca; miejsca, ludzie, zdarzenia, oglądane już z dystansu na zdjęciach (filmów na razie nie ruszam) powodują, że zaczynam odczuwać stan pewnego uniesienia, czasem wzruszenia. Roześmiane twarze dzieci, skupione mnichów i sadhu, przypadkowe spojrzenia ludzi na ulicy, zatrzymane i dopiero teraz tak na prawdę zauważone. Niezwykłe miejsca, do których zaczynam juz powoli odczuwać tęsknotę. Czy jestem skazany na to? Dociera do mnie, jak wiele się wydarzyło przez ten rok.

 

Z grubsza opracowałem już materiał, dotyczący moich działań artystycznych będąc w drodze i chciałem się tym teraz z Wami podzielić.

Nie zawsze odczuwałem potrzebę  kreacji czy ingerencji; czasem dlatego, że miejsca były tak majestatyczne i nasycone energią, że jakikolwiek gest byłby zakłóceniem tej harmonii. Z innymi chciałem wejść w dialog, jak na przykład w tajemniczym lesie na wzgórzu za Ushuaia na Ziemi Ognistej, gdzie niemal czułem obecność Indian, którzy zamieszkiwali te tereny, czy w San Pedro de Atacama w Chile, wśród wspaniałych, surowych pustynnych pejzaży. W tym surowym, zimnym pejzażu postanowiłem pozostawić po sobie ślad. Często w podróżach owijałem kamienie włóczką. Podróż ze sznurkiem wokół tego kamiennego mikroświata symbolizuje moją drogę. Użyłem czerwieni dla silniejszego kontrastu z otoczeniem.

  

 

 

Innego, tym razem błękitnego sznurka użyłem w parku Xi Shang w Guilin na południu Chin. Znajdują sie tam skały z wyobrażeniami Buddów, czasem też niewielkie nisze i w jedno z takich wgłębień "wmontowałem" kawałek owiniętej włóczką skały.

  

  

 

Odmienne "ślady" swojej obecności pozostawiłem w Australii, używając naturalnych materiałów, jakie tam znalazłem. W pustynnych okolicach Roxby Downs opadłymi z niewielkiego krzewu liści wypełniłem swój własny cień, by na nieco dłużej go utrwalić.

  

 

Bardziej trwałe pozostało chyba koło inspirowane mrowiskami, jakie widziałem w australijskim Red Centre, z podłużnymi otworami. Użyłem do tego wyschniętych gałęzi. Koło miało średnicę ponad 5 metrów, praca zajęła mi sporo czasu i postarałbym sie bardziej, gdyby nie brak wody a do najblizszego sklepu w okolicach Alice Springs miałem kilka kilometrów.

  

   

 

Jak już wielokrotnie pisałem, pustynie to miejsca, w których czuję sie najlepiej. To zawieszenie w czasie, poczucie wieczności i niezwykłej harmonii bardzo mnie pociąga. Odwiedzając po raz kolejny indyjską pustynie Thar zrealizowałem film, który był inspirowany obejrzanymi pod Bundi naskalnymi rysunkami. Chciałem w nim przedstawić człowieka, przemierzającego ziemię, dochodzącego do miejsca, w którym postanawia się zatrzymać i je zawłaszczyć. Rozkłada kawałek płótna, synonim łóżka i zasypia, śniąc o przeszłości własnej: radości istnienia i niejasnego przeczucia siły, jaka poza, ponad  nim, poznawaniu Ziemi, wytwarzaniu narzędzi, wędrowaniu z oswojonymi zwierzętami, wreszcie obroną przed otoczeniem. Pierwotna niewinność przeobraża się w agresję wobec obcych.

  

 

  

  

 

Surowy pejzaż okolic Potash City w Jordanii działał na mnie tak silnie, że jedyne co mogłem zrobić to poddać mu się. Pozostałem nagi, bez osłony, wobec silnego słońca oraz nagrzanych kamieni. Materiał filmowy który tam zrealizowałem ukazuje przejście nago kamienistą ścieżką, z roślinnością o ostrych kolcach. Miałem potrzebę takiego masochizmu i muszę przyznać, że poczułem się potem "oczyszczony". Na fotografii tylko ten pejzaż oraz moje stopy. Ten jak i inne filmy będę dopiero montował.

  

  

  

Odwiedzając niezwykłe Salar de Uyuni w Boliwii, gdzie biel soli sięgającej horyzontu powoduje silne promieniowanie oraz wieje przenikliwy, zrywający się wiatr, znalazłem narzędzie, którym robotnicy wydobywają minerał i pomyslałem, że to znak. Praca w twardej skorupie tej bieli spowodowała na moich dłoniach spore, bolesne odciski (i jeszcze ta sół!), ale pozostawiłem tam po sobie koło. Oko.

  

  

 

Będąc w Nowej Zelandii, wybrałem się na wysoką na 2797 m.n.p.m. górę Ruapehu, skąd rozlegał się wspaniały widok na okolicę, także ośnieżone stożki wulkaniczne. Na górze śmigali narciarze, nieco niżej Ruapehu nie było juz śniegu i tam wśród kamieni, z dala od drogi rozbiłem namiot, by obejrzeć wschód słońca. Rozpaliłem ognisko, zagotowałem wodę na zupę i herbate i w ogóle było bardzo przyjemny, słoneczny dzień, gdy z daleka ujrzałem zbliżająca sie ścianę chmury zakrywająca wszystko. Pogoda zmieniła się nagle i radykalnie. W konsekwencji zostałem uwięziony przez deszcz i silny wiatr targający namiotem na 2 dni! Skończyło mi się jedzenie i woda, namiot podmyty. Mogłem tylko się modlic, by wyjść z tego cało, by woda nie spowodowała, że grunt pode mną zostanie zmyty w przepaść. Dwa dni gapienia się w sufit targanego wichurą namiotu, owinięty w ciepły śpiwór. Śpiewałem, krzyczałem, recytowałem wiersze Tadeusza Nowaka i Leśmiana, by jakoś "umilić" sobie czas. Kolejnego ranka zrobiło się cicho a krople deszczu zamarzły na namiocie. Także ziemia wokół mnie. Jedynym miejscem trochę ciepłym było to pod moim materacem. I w tym miejscu wykopałem prostokąt na taką głębokość, na jaką ziemia nie była zamarznięta, czyli jakieś 10 cm.

  

  

 

Inną "plenerową" akcją była realizacja materiału filmowego przy zamku Crac de Chevalier w Syrii. Miejsce to było świadkiem walk Krzyżowców z Muzułmanami i chciałem odnieść się do tamtych zdarzeń. Stanąłem na narożniku muru obronnego z owiniętymi włóczką dłońmi: jedna niebieska, druga czerwona, które trąc o mur zderzają się nad głową i wracają do pozycji poziomej. Na razie tylko zdjęcia; montażem, grą tempa oraz dźwięków zajmę się już niebawem.

  

  

 

Realizowałem także bardziej tradycyjne swoje działania: instalacje. W Kuala Pilah w Malezji skumplowałem się z właścicielem kafejki internetowej. Spodobały mu się moje prace, które obejrzał w internecie i zaproponował, bym podziałał u niego. Kupił wszystkie niezbędne materiały i załatwił asystentów, dzięki czemu praca poszła sprawnie. Wymyśliłem, że połączę przeciwległe ściany czterema ciągami skręcających się sznurkowych płaszczyzn. Chodziło mi o dynamizm, oddanie charakteru szybkości z jaką przepływają internetowe informacje.

   

  

 

Instaację zrealizowałem również w podziemiach hotelu Mount View w Kathmandu w Nepalu, gdzie właściciele będą robić restaurację. Wykorzystałem półokrągły otwór w ścianie o promieniu około 0,5 metra. Zaproponowałem użycie światła UV, co chyba sie sprawdziło.

 

  

  

 

Na ścianie Fajsal Guest House w Ammanie, stolicy Jordanii pozostawiłem ślad w postaci koła z włóczki w podziękowaniu właścicielowi o imieniu Ali za jego niezwykłą gościnę i pomoc, kiedy miałem problemy finansowe.  Dobrze, że ta ściana była z regipsu, łatwo mogłem wbić w nią gwoździe... .

  

 

Będąc goszczony u swoich przyjaciół w Shanghaju oraz Tel Awiwie, mając odpowiednią ilość czasu i narzędzia, wykonałem dla nich rysunki tuszem. Realizuję takie "koła mandaliczne" od wielu lat.  Nie ma ich na mojej stronie internetowej, gdyż są dośc precyzyjne, złożone z setek zagęszczających się liniii prostych i na ekranie komputera niewiele widać. Jednak tu je Wam "wrzucę";  te były niewielkie, miały około 20 - 25 cm średnicy.

   

  

 

W galerii Machon Hamayim w Tel Awiwie, jej szef, Doron Pollak zaproponował mi wspólne dziełanie, kiedy zobaczył w internecie moje realizacje oraz zdjęcia z akcji. Doron to artysta związany kiedyś z teatrem awangardowym, potem zainteresował się performance. Zaimprowizowaliśmy akcję, każdy w swoim stylu: on czyniąc lekko nawiedzone gesty wobec kilku bliskich mu obiektów (ławka szkolna, lustro, kawałek korzenia), zmagając się z materią oraz własnym ciałem (wszystko bardzo wolno, z namaszczeniem) a ja używając sznurka, którym go owijałem w różnych momentach. Ciekawy eksperymentalny "dialog", dla mnie nowe doświadczenia.

  

  

  

 

To tyle. Postaram się teraz mieć dla Was nieco więcej czasu i odpisywać w miarę możliwości na pytania związane z moją podróżą. 

Serdecznie pozdrawiam i dobranoc!

  

 

 

17 komentarzy:

  1. Uporządkowałeś swoją przestrzeń, odnowiłeś kontakty z wszystkimi bliskimi Ci osobami, czas popracować... Jest nad czym! Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zobaczyłam nowy wpis.Boże, jaka ja jestem "łakoma"na Twoje prace.Jeszcze nic nie czytałam, a za chwilę sie rozpłaczę. Cuudoooooooo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Najpierw: przeogromne , przepiękne podziękowanie za zamieszczenie zdjęć prac.Do ziemi sie kłaniam tak, jak Twój czerwony pokłon materii.Do Twojej pracy dopasowały się żywe kamienie... ze swoim światłem, wzorem , kolorem i potęgą góry.W okienku niebieska postać przykryła się i myśli,że jest niewidoczna....ale z bliska tworzy przesyłkę ludzką pogodzoną z losem. Po cichu wydostaje się z niej strach. Poznałam ,że to cień przysłaniający oczy przed światłem i te suche listki...Koło nasunęło mi wiele skojarzeń.1.uderzenie pioruna/ no tak, susza i burza/2.zakopany człowiek, rozczesane włosy...3. znak po szczepionej ospie/hi/4. umiera słońce...i wiele innych walczących myśli.Ale!!! instalacja w hotelu w Kathmandu i Ammanie ...wzbudziła we mnie ogromny szacunek i wielki podziw dla Ciebie. Delektuję sie zatem.Jeszcze mam wiele przemyśleń...i wrażeń teraz nie do opisania.Pozwolę sobie jeszcze na komentarz, gdyż akcja w Tel Awiwie to temat pasjonujący...Jesteś wspaniały, genialny, idealny.

    OdpowiedzUsuń
  4. noo, masz dar pięknego ubierania w słowa! Kiedyś Rilke napisał, że artysta jest często jak listonosz: przynosi sztukę jak list, nie znając jej zawartości i coś w tym jest. Niezwykle także komentował moje prace znajomy mistyk z Tel Awiwu, podchodząc do nich i rozumiejąc je z całkiem innej strony niż ja. Może kiedyś poproszę Cię o komentarz - tekst o moich pracach przy okazji przygotowywania katalogu?...

    OdpowiedzUsuń
  5. Komentowanie Twoich prac jest dla mnie zaszczytem. Oglądanie ich, sprawia mi wiele radości.Na górze w Nowej Zelandii "odleżałeś", odparzyłeś jak skórę, a później z ciała Ziemi zdjąłeś prostokąt. Twoje emocje na granicy życia i śmierci i miejsce naznaczone zwycięstwem nad żywiołem.Trofeum silniejszego.Podoba mi się.Przy zamku Crac de Chevalier w Syrii...jak przysięga albo wróżba. Włożone dłonie w ogień i lód: za wiarę, z wiary, na wiarę. Częsta amputacja. Dam rękę za...ileż to razy w życiu można rękę stracić. Praca tak bardzo wymowna, że zatacza krąg jakby nieskończony. Lekki niepokój przed nieznanym.Użycie światła UV.To nie jest praca zwykła, to geniusz Twój .Przedstawiłeś rozmowę dusz. Emanuje z nich zgoda. Istnieją obok siebie, ze sobą, dla siebie i osobno. Harmonia.Spokój, który się udziela.Szept z czystego źródła. Lekarstwo na wszystko.....Postaci energetyczne z innych wymiarów, przynoszą swoje dobre światło.Boskie.Cieszę sie, że mam oczy :-)Kłaniam się. Teraz zanurzam się w światło.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawy rysunek na skale.Dwie dłuższe linie równoległe, symbolizują w moim odczuciu ważne miejsce.W kole siedzi człowiek. Za jego plecami pochyla się przyjaciel.Trwa narada.Przed centralną postacią... świadek.Odwrócone łuki, to dobre intencje.O czym szeptają ?Co takiego się wydarzyło?Taniec pustyni w tle, a może woda i łodzie?....

    OdpowiedzUsuń
  7. Patrzę teraz na zdjęcie z napisem "rok wędrującego życia dookoła świata2007 - 2008 "........pustynia z makijażem w kolorze duszy :-)emanacja spokoju,przypudrowane szarości, piasek złoto- beżowy, mgiełki z tiulu. Boska puderniczka, otwarta przez Ciebie na końcu świata.Piękne. Jesteś we właściwym miejscu, podobnym do Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesteś cudowny.Wielkie dzięki za te artystyczne dokonania.Tylko widzisz,ja mniej dostrzegam artystę a więcej w tym człowieka.A raczej Jego wolną duszę.Jak ptak,wolny jesteś w przestrzeni.I ...znaczysz.

    OdpowiedzUsuń
  9. land art. prace, ktore powstaja poprzez wnikliwa obserwacje przyrody, przestrzeni. maja swoje miejsce i swoj czas. dialog performance: w cialo Pollaka nie wciska sie nitka. znaczy, byly luzy.:)powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  10. Napisał też, że "ptaki cichymi pióry lecą na wskroś przez nas.Wszystko śpieszące przeminie wczas, tylko trwające uświęca nas". Dzisiaj, Rainer Maria Rilke "gościł"u mnie wyjątkowo długo. Faktycznie, miał w sobie iskrę i to drzewo wewnątrz siebie,które owocowało.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawią mnie Twoje "koła mandaliczne", które wykonujesz tuszem.Wyglądają jak kule z tajemnicą wewnątrz, od informacji pękające w szwach.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzieki za pokarm dla duszy:o)

    OdpowiedzUsuń
  13. Doron Pollak i Ty:Cóż może być piękniejszego dla twórcy, jakie przeżycie może być mocniejsze, niż sztuka własnej obecności wewnątrz niej.Porozumienie,połączenie,więzy,kontakt przelotny,oczekiwanie.Doron Pollak nie chce odpowiedzi, nie interesuje go nic, oprócz mentalnej lekcji anatomii ludzkiej z symboliczną ewolucją ptaka, liniami przelotu,spotkaniem,wycieńczeniem energetycznym,padnięciem,spełnieniem.,zaznaczeniem drogi...

    OdpowiedzUsuń
  14. podanie odkrytej wyjątkowości...uczta......

    OdpowiedzUsuń
  15. ~ósmy cud świata7 lipca 2008 05:58

    Przeczytałam pierwszy akapit Twojego wpisu i ... zostałam na wdechu. Jeszcze nie minął miesiąc od powrotu, a tu słowa: " ... zaczynam już powoli odczuwać tęskotę". Sławek - GIT facet jesteś! :))

    OdpowiedzUsuń
  16. martyna216@op.pl8 lipca 2008 08:22

    Siemka :* Fajniuski blogasek :) Wpadnij do mnie na www.w-moim-sercu-tylko-ty-kochanie.blog.onet.pl :)A jeśli spodoba Ci się blog to zapraszam częściej :* Pozdrawiam :) Liczę na chociaż 1 komentarzyk :)

    OdpowiedzUsuń
  17. W Boliwii... sól utarłeś na słodycz samotności, koncentracji i ukojenia w pustce.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...