wtorek, 31 lipca 2007

Droga przez meke. Z Cusco do Puerto Maldonaldo

Na mojej mapie Cusco i Puerto Maldonaldo laczy cienka, nerowa, troche pokrzywiona linia. W rzeczywistosci jest to pozbawiona asfaltu droga pelna kamieni i dziur. Wyjezdzajac z Cusco jeszcze do Urcos jest asfalt, potem fatalna droga ciagnie sie w gore az do wysokosci osniezonych szczytow. Bylismy tam juz w nocy i cos gruchnelo pod podwoziem. Prawie 2 godziny trwala naprawa. Ksiezyc w pelni oswietlal przepascie, nad ktorymi jechalismy. Wystarczylby maly blad kierowcy albo awaria samochodu i wszystko skonczyloby sie kilkadziesiat metrow nizej. Zjechalismy jednak w dol i grozne gory przemienily sie w obrosniete gestym lasem wzgorza. O 3.00 kolejny postoj: poszla opona. Naprawa trwala kolejne 1,5 godziny, bo zapasowa tez byla w okropnym stanie i trzeba bylo wymienic sama detke. W takim drgajacym pojezdzie nie sposob spac. Innym sie jakos udawalo, mnie nie. Swit to mgly nad gorami i co chwila postoje, bo droga byla budowana. Powstaje tu Interoceaniczna trasa Peru - Brazylia laczaca Pacyfik i Atlantyk. Potem juz pejzaz zrobil sie plaski, gesto zarosniety dzungla. Fantastyczna roslinnosc, szybujace kondory i niezwykle gniazda ptakow. Pomyslalem o wiklaczach, ale te zyja przeciez w Afryce. No i oczywiscie stada malych kolorowych motyli fruwajacych nad zbiornikami wodnymi i kaluzami. Musialo tu niezle niedawno padac, ale kiedy jechalem, niebo bylo czyste. Zamiast 23 godzin jechalismy 27, a to tylko ...480 kilometrow! Niewygody, szarpanie i podrzucanie pojazdu po pewnym czasie stalo sie norma i cialo bylo jak bezladny worek. Wpadlem w rodzaj zobojetnienia i pomyslalem, ze moglbym tak jechac wiecznosc.

Dotarlem jednak do Puerto Maldonaldo, w ktorym goraco i duszno, wiec ludzie sa tez inaczej, luzniej ubrani. Na ulicach przewazaja motory; sa tez ryksze. Gdyby pojawily sie tu kobiety w sari a na scianach niektorych domow i warsztatow pismo dewanagari, byloby jak w Indiach!

Znalazlem hostel i chyba zostane tu dwie noce. Chcialbym wrocic do dzungli i pobyc tam jakis czas. Zrobic tez porzadne pranie przed wjazdem do Brazylii.

Krotko dzis bo po tej ciezkiej podrozy i obiedzie zamykaja mi sie juz oczy.

2 komentarze:

  1. Slawku.Mysle ,ze sporo wysilku i czasu wkladasz w opisywanie swojej podrozy i wrazen..Przez to,ze dzielisz sie z nami na biezaco swoimi doswiadczeniami i przemysleniami-czas i kolejne wydarzenia nie umniejszaja nastroju tych momentow,ktore dane Ci bylo przezyc.W drodze...kazda nowa sytucja,przestrzen -odsuwa w zakamarki pamieci te poprzednie.. Zmieniajac tak czesto miejsca-zmienia sie tez perspektywa spojrzenia na to co juz bylo..Dobrze,ze zlapales te chwile "w slowa"-choc pamietam mimo wszystko ze"slowa sa tylko goscmi rzeczy"...Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Słowa są tylko gośćmi rzeczy.Pięknie powiedziane/w komentarzu powyżej/.Są,jak i my w Sławkowej wyprawie.Niemniej podążam,również w tym rozklekotanym samochodzie.Owoce będą za to piękne.Nie przejmuj się nami Sławku,pisz ale nie na siłę.Nie, kosztem wypoczynku.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...