sobota, 7 lipca 2007

Ischigualasto - argentynski jurrasic park

Trwalo troche, zanim dotarlem w koncu do tej niezwyklej krainy jak z innej planety. Valle de la Luna. Ale po kolei:

Z Caucete, dojechalem rannym autobusem do San Agustin. Przed poludniem bylem w miasteczku i zanim wysiadlem, podtykano mi juz plansze z oferta wycieczki do Ischigualasto. Stad to jedynie 75 kilometrow. Cena niby 10 pesos, ale kiedy usiadlem z kolesiem, ktory oferowal wycieczke i poprosilem, by dokladnie policzyl, ile to bedzie wszystko kosztowalo, okazalo sie, ze 150 pesos!

Podziekowalem i ruszylem z plecakiem za miasto. Pogoda idealna. Po Zondzie ani sladu i zapowiadanego zimna tez nie bylo. Po kilku kilometrach marszu zrzucilem z grzbietu plecak przy opustoszalej drodze i czekalem. Pojazdy na tej trasie jezdza z czestotliwoscia kilku na godzine. W koncu jednak zatrzymala sie zdezelowana furgonetka. W kabinie cala rodzina a ja na pace z narzedziami, zakupami w kartonach i akumulatorem. Po 5 kilometrach musialem lapac dalej. Znow kilka kilometrow na pace ciezarowki i utknalem na dobre. Bylem juz pewien, ze przyjdzie mi rozbic namiot, rozpalic ognisko, zjesc zupke chinska, ale zatrzymal sie stary Renault. Za kierownica Carlos ("mow mi Charlie") a z tylu dwojka Francuzow. Jechali do Ischigualasto! Okazalo sie, ze wstep do parku kosztuje 35 pesos. Nie bylo mozliwosci wejscia tam samemu - zbyt wiele cennych skarbow natury, glownie skamieliny. Kilka pojazdow przemieszczalo sie wyznaczona trasa. W pierwszym przewodnik opowiadajacy (po hiszpansku) o konkretnych miejscach na kilku przystankach. Slonce za lekkimi chmurami. Niezwykle formy skalne rzezbione miliony lat przez wode, wiatr i slonce. Trias w czystej postaci, unikalny w skali calej planety. Znaleziono tu wiele resztek dinozaurow, ktorych rekonstrukcje oraz plansze z wykopalisk znajduja sie w muzeum przy wejsciu do parku. Kolory skal zroznicowane. czasem jechalo sie wsrod wzgorz i nagle za zakretem wyrastala kilkudziesieciometrowa skalna wieza wygladajaca jak grzyb! W innym miejscu male wzgorze z kamiennymi kulami, jedne male jak pilki do tenisa, inne jak pilki lekarskie, jak na wf-ie w podstawowce. Podobno nie jest wyjasniona ich genealogia. Przewodnik mowil, ze proces ich powstawania podobny byl do powstawania perly albo... kamieni nerkowych. Wycieczka trwala ponad 3 godziny. Szkoda, ze nie zamieszcze tu zdjec, ale zrobie to po powrocie. Carlos zawiozl mnie do hoteliku, ktory wspolprowadzil ze starsza pania - Dona Martha. To prywatny domek z dwoma pokojami goscinnymi. Tylko 15 pesos za noc, ale konkurencja hotelowa w San Agustin spora, turystow - zadnych. Poczatkowo mialem zamiar przespac sie wreszcie pod golym niebem, ale nie wypadalo odrzucic zaproszenia Carlosa.

By jakos sie zrewanzowac, kupilem wieczorem butelczyne dobrego wina z tego rejonu i przy kanapkach z serem i szynka rozmawialismy o ludzkich niedolach. Carlos rozwiodl sie niedawno, kiedy nakryl swoja zone z innym gachem po 14 latach malzenstwa. Pocieszalem go, ze najwazniejsze, iz ma 3 synow. Mala gafa: cala trojka jest adoptowana... .

Teraz jest ranek. Rzeskie powietrze i czyste niebo. Siedze w kafejce jedynej w miasteczku i trudno sie skupic, bo w TV relacje z Copa America, z magnetofonu na caly regulator Metallica a wokol mnie bajtle z puebla rzna w gry komputerowe na calego. Za kilka godzin mam autobus do San Juan, stamtad wroce do Mendozy a potem juz na pewno (co jest pewne w takiej drodze?) do Santiago w Chile.     

4 komentarze:

  1. Hejoo!=) U mnie nowa nocia wpadnij na anetkka255.xx.plZapraszam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć Sławku! Sledzę twoją wyprawę od początku, to jest od ostatniego naszego spotkania...20 lat po maturze. Było fantastycznie spotkać się po latach!Cieszę się że większości z nas udało sie ułożyc życie po swojemu.A ty jesteś tego najlepszym przykładem. Codziennie zaczynam dzień pracy w Teatrze od odpalenia kompa, włączenia Trójki i spotkania z Tobą. Z wielki zainteresowaniem oczekuję na kolejne relacje z tych egzotycznych dla mnie miejsc. Ale czy tam są ludzie, zawsze mnie najbardziej interesuje jak w takich miejscach sie żyje, oczywiście nie chodzi mi o " o bajtli z puebla rżnacych w gry komputerowe"(chociaż to też, bo to znak czasów).Przekonuje mnie Twoja teoria "nomadyzmu", jest w niej sens i miejsce dla mnie.Brakuje mi zdjęć na bieżąco z Twojej wyprawy, ale zdaje sobie sprawę z trudności technicznych. Dlatego wpisuję w przeglądarkę nazwy miejsc w których byłeś, i tam odnajduję zdjęcia lub dodatkowe opisy.To ciekawe... zmuszasz do poszukiwań i aktywności! Przeglądałem zdjęcia z twoich działań artystycznych, inspirujące działanie w przestrzeni, ja sam "maluję obrazy w przestrzeni"(scenografie, bo tak to nazywam), tylko na razie są to przestrzenie zamknięte... zobaczymy czas pokarze.Ale to co zobaczyłem spowodowało u mnie chęć do małego eksperymentu.Pozdrawiam, trzymam kciuki za Ciebie i czekam na dalsze relacje z wyprawy. Bartłomiej Latoszek

    OdpowiedzUsuń
  3. ~niebo widziało9 lipca 2007 06:58

    Miałam ochotę wytarzać się w tym miejscu, pośród skamieniałości jak psiak...hi. A ...de la Luna to duże krople, kiedy księżyc zakochał się , a potem płakał...

    OdpowiedzUsuń
  4. ~ósmy cud świata10 lipca 2007 12:52

    Księżycowa poświata ...Księżycowa sonata ...Księżycowa dolina ...A w duszy ... nocy mrok.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...