poniedziałek, 10 września 2007

Pozegnanie z Kiwi Islands

Ostatni dzien mojego pobytu w Nowej Zelandii. W sobote rano wybralem sie troche na polnoc do miasteczka Waiwera nad Pacyfikiem. Rozbilem namiot na campingu, gdzie zjechalo sie kilka maoryskich rodzin. Waiwera slynie z goracych zrodel, ale to, co tam zastalem nie spelnilo moich oczekiwan. Po prostu ogrodzony kompleks z naturalnie ciepla woda: zjezdzalnie, roznej wielkosci baseny itp. i jak to w weekend: mnostwo wrzeszczacych dzieciakow. Plaza ladna a w niedalekiej odleglosci wysoka wysepka obrosnieta drzewami. W poblizu wsrod drzew charakterystyczny odglos jednego z symboli polnocnej wyspy - ptaka Tui. Kiedy przeskakiwal z galezi na galaz, skrzydla wydawaly jakby szelest woreczka foliowego. Ale spiew na prawde super! Ptak jest wielkosci golebia, raczej ciemny z opalizujacymi skrzydlami i bialymi piorkami na gardle. Moze to nie piorka ale przyrzad jais, dzieki ktoremu wydaje fantastyczne dzwieki przypominajace troche gluszca? Najczescien na jednym drzewie siedzialy wsrod galezi dwa osobniki, jakby nawzajem sie nawolujac. Duzo o nim pisze bo mnie oczarowal.

Spacerowalem wiec po okolicy i po zmroku wybralem sie do pobliskiego parku z pieknymi starymi drzewami. Postanowilem przyjsc tam nazajutrz - nie udalo sie. W nocy lalo i rano rodziny Maorysow oraz inne karawany poodjezdzaly. Ja czekalem na lepsza pogode do 14.00 i w koncu tez sie poddalem. Spakowalem namiot i wrocilem do Auckland.

Dzis rano znow wyjechalem na polnoc na plaze, bo po zimnej i deszczowej niedzieli czasem pojawial sie zza stalowych chmur blekit nieba.

Jezdzilem po NZ autostopem. To tutaj szybka i latwa forma podrozy. Ci, ktorzy sie zatrzymuja zazwyczaj chca pogadac i dzieki temu wiele sie dowiadywalem o samej Nowej Zelandii a takze ludziach, ktorzy mnie zabierali.

Na koniec pobytu w NZ  (za 11 godzin mam samolot do Sydney) male podsumowanie: znow odczuwam pewien niedosyt. Bylem oczywiscie za krotko, jedynie kilkanascie dni, ale to nie jest dobra pora roku na odwiedzanie Wysp. Deszcze i bardzo silne wiatry to teraz norma niestety.

Auckland jest mlodym, bardzo kosmopolitycznym miastem. Nie jestem pewien, jakich nacji na ulicach jest wiecej: bialych "kiwi", azjatow (glownie z Chin i Japonii) czy Hindusow. Jednak tym, ktorzy przyjezdzaja z Azji lub Afryki nie jest latwo zostac tu zaakceptowanym, o czym mowil film, jaki tu w TV obejrzalem. O dyskryminacji i uprzedzeniach przekonalem sie tez rozmawiajac z pewnym blondynem po 50. z ktorym jechalem autobusem. "O, ludzi z Polski i z Europy tu chcemy, ale nie chcemy tu czarnych i Azjatow. Przyjezdzaja tu po pieniadze, ale nie chce im sie pracowac" - mowi blondyn. A ja na to:"Byl pan w Tokio? Widzial pan, jak Azjaci potrafia pracowac?". Nie odpowiedzial, ale kiedy szla na ulicy ladna Chinka, o malo sobie glowy nie przekrecil... .

W Auckland widzialem kilka razy pijakow, zebrakow i zwyklych zuli. Zawsze byli to... Biali!

Nowa Zelandia jest wspanialym miejscem na wypoczynek. Ktos przed moim wyruszeniem w podroz powiedzial mi, ze to dobre miejsce dla bogatych emerytow. Potwierdzam. Wszystko jest spokojne, uporzadkowane i wygodne. Moze jednak za bardzo. Nowa Zelandia jest jak wielki ogrod. Wspaniale widoki, wzgorza, stare lasy z fantastycznymi drzewami. Chyba sie starzeje, ale duza przyjemnosc sprawialy mi wlasnie takie samotne wypady poza miasto gdzies do lasu. Tajemniczego lasu...

Mlodzi moga tu sobie poimprezowac w nocnych klubach, jakich pelno wszedzie na swiecie w duzych miastach albo skoczyc z bungi, ktore tu jest popularne i czesto reklamowane. Skok ze Sky Tower z wysokosci niecalych 200 metrow - 100 NZD, czyli jakies dwie stowy. Sa tez inne rozrywki, jak sporty zimowe, deska surfingowa itd. Jakos jednak mnie w tym kierunku nie ciagnie. Ta podroz jest wloczega a nie turystycznym doswiadczaniem tego, co reklamowane w folderach i kolorowych broszurach, ktorymi Nowa Zelandia jest wrecz zasypana. Ja wybieram wlasne sciezki i wydeptuje wlasna Droge.

Patrze juz na mape Australii, lakomym okiem na Wielka Pustynie Piaszczysta i srodek tego kraju-kontynentu.

Bedzie git.

 

3 komentarze:

  1. Napewno.Napewno będzie super.No a tych lasów troszkę zazdroszczę.Też lubię,takie indywidualne ścieżki.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~ósmy cud świata11 września 2007 12:18

    W starej korze drzew wzrasta to, czego w świecie coraz mniej znajduję: wielka miłość, która podtrzymuje świat. Miłosne uściski korzeni, zmysłowy szelest liści, subtelny dotyk gałęzi, feria barw .... Drzewa to wspaniali kochankowie.

    OdpowiedzUsuń
  3. leśne ogrody chlorofilowych marzeńzielone iskry.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...