środa, 30 kwietnia 2008

Pakistanskie rozne swiaty

Po powrocie do Multan uderzyla mnie fala goracego powietrza. Nieznosny upal panuje od rana do nocy, sciany pokoju hotelowego sa nagrzane a kiedy wylaczaja prad i przestaje obracac sie wentylator, jedynym miejscem gdzie mozna wytrzymac jest prysznic. Ale jeszcze nie jest zle: najgorsze przyjdzie w czerwcu i lipcu. W zeszlym roku bylo wtedy ponad 52 stopnie i wiele ludzi zmarlo.

Na peryferiach miast rozbite byle jakie namioty lub po prostu rozlozone barlogi , w ktorych spia ludzie. Na wysypiskach smieci. O czy snia tutejsze dzieci? Z pociagu widzialem tez namioty nomadow. Stada koz, baranow i krow pasace sie obok lub pijace wode z malej sadzawki. Przy namiotach wozy. Ludzie ci sa chyba szczesliwsi, bo nie zabawia dlugo w jednym miejscu, nie zdaza zrobic z postoju totalnego, cuchnacego smietnika. Szukaja zielonych terenow dla swych zwierzat. W miastach dzieciaki wedruja z workami, zbierajac z wysypisk cokolwiek sie przyda.

Procz nedzy ludzi, jaka tu zauwazam, boli mnie widok okrucienstwa wobec zwierzat. Caly rzad sklepow otwartych na ulice, gdzie w klatkach tlocza sie kurczaki. Obok nich sterta z juz poderznietymi gardlami. Kupa zakrwawionych bialych, brudnych pior a obok odciete lapki. W tym upale smrod jest nie do zniesienia i wstrzymuje oddech przechodzac obok. Dalej inny rzeznik siedzi na drewnianej lawie i leniwie wachluje brudna szmata na patyku wiszacy kawal koziego miesa. Czarna plama much podnosi sie i opada, jakby to byla jakas zabawa z czlowiekiem. Trabiace, smrodzace ryksze obok a z podworza dolatuje mnie spiew zebraka.  Cudowny, przejmujacy glos. Niezwykle spiewaja tu slepcy w pociagach. Przechodza dosc szybko wsrod pasazerow, nie tak jak zebracy w Indiach i malo jest czasu na zastanowienie: dac czy nie dac kilka rupii.

W poblizu Dera Ada - placu z meczetem, gdzie dzieci kuja Koran rozbil sie szary, nedzny namiot cyrkowy. "Lucky Iranian Circus" daje 3 przedstawienia dziennie. Nie wybralem sie na zadne, ale odwiedzilem placyk. Male kucyki pasace sie pod szmata, lecz i tak jest goraco i prosze faceta oblewajacego teren woda by sie nie kurzylo, zeby napelnil im gumiane zloby. Klepie koniki po bokach pokazujac, jak im sie dobrze powodzi, jakie sa najedzone. Ale te konie sa niezwykle smutne. Dalej na wysokim stolku facet wpuszczajacy za 10 rupii do malego przejscia, gdzie mozna ujrzec, co znajduje sie w odwroconych tylem klatkach. Kiedy widzi mnie z aparatem, zaprasza i nie chce moich pieniedzy. Mam zle przeczucia, ale wchodze. Male klatki z drewna a w nich umierajace zwierzeta: jastrzab, kilka zakutych w metal malp o zrezygnowanych minach, lezacy na boku lis wygladajacy jakby juz nie zyl, dzik i wieksza klatka ze spiacym lwem. Kiedy staje przed nia, chlopak pracujacy w cyrku zaczyna dzgac Krola Zwierzat w bok metalowym pretem, zeby wstal i przedstawil mi sie w calej okazalosci. Prosze, by tego nie robil, ale lew juz usiadl. Obok klatek pas plotna a na nim wymalowano zwierzeta w ich naturalnym, sielskim srodowisku. Duza grupa mezczyzn przypatruje mi sie: chcac zobaczyc zachwyt nad tym co widze, ale nie zobacza zachwytu. Przechodze w inne miejsce z zacisnietymi zebami a tam dwie krowy i dwa bawoly opieciu, szesciu nogach. Kikuty wyrastaja z boku lub zwisaja z zada. Zwierzeta najspokojniej skubia uboga trawe. W innym miejscu namiot z kilkoma stanowiskami gier komputerowych, jakie byly popularne w Europie w koncu lat 80. Jest tez metalowy tor dla metalowych samochodow. Dwoje chlopcow sciga sie a reszta obserwuje. Podszedl do mnie mlody mezczyzna chwalacy sie, ze cyrk mial przedstawienia w Moskwie i na Ukrainie. Zaprasza na wieczorny spektakl. Nie skorzystam. Opuszczam to miejsce obserwowany przez wszystkich i nie chce z nikim rozmawiac.

Festiwal Mistycznej Muzyki Sufi  na pobliskim stadionie do gry w krykieta. Przygotowany profesjonalnie, z ladna scena i krzeslami na murawie. To juz 5 edycja festiwalu, ktory jezdzi po kilku najwiekszych miastach Pakistanu. Zaczyna sie z prawie godzinnym opoznieniem. Wpierw na scenie pojawia sie 22 bebniarzy. To Panj Tani. Wszyscy maja takie same instrumenty zwisajace na szyjach - wielkie "dhole". W kulminacyjnym momencie dwaj skrajni wiruja z nimi wokol wlasnej osi. Mocno odchylaja swoje ciala by zrownowazyc ciezar instrumentu. Zywiolowe wprowadzenie.

Kolejni to bracia Niazi reprezentujacy pakistanski Punjab z zespolem grajacy na fisharmoniach. I w koncu cos swojskiego. Hamid El Kasri z Maroka grajacy gnawa, ktore slyszalem na Jemma el Fna w Marrakeszu. Tam w Maroku muzycy polujacy na pstrykajacych turystow slyszalni sa od rana do poznej nocy. Hamid El Kasri - wnuk sudanskiego niewolnika, ubrany na bialo gra na czyms w rodzaju gitary a towarzysza mu czterej faceci w uroczystych strojach, z blaszanymi kastanietmi i tanczacy. Szczegolnie jeden, o najciemniejszej skorze oddaje sie z pasja tancowi i kiedy wiruje, ludzie bija brawo. Gnawa to mieszanka afrykanska, berberyjska, arabska, z watkami religijnymi oraz z rytmami muzyki z poludnia Maroka, z okolic Rabatu. Powoduje, ze serce bije szybciej.

Po nich na scene wszedl ze swoim kilkuosobowym zespolem Sain Zahoor z Punjabu, ktory w 2006 roku byl laureatem BBC World Music Award. Stal z odwrocona gitara pelna fredzli, w turbanie, z broda i koralami na szyi, czasem wirowal ze swoim instrumentem. Wygladal jak mistyk. Inspiracjami do jego piesni sa duchowe sny. Cudowny glos i spektakl, chyba najlepszy tego wieczoru.

Mlodziutka Senam Marvi o poteznym glosie siedzaca wsrod swych muzykow, jakby prowadzila dialog z instrumentami, nastepnie dwoch grubasow - bracia Arif i Anis Nizami Qawal, grajacy z zespolem bardzo sprawnie na fisharmonii i tablach. Czasem solowki wokalne wykonywal jeden z siedzacych za nimi muzykow, ktorzy zazwyczaj wybijali rytm klaskaniem.

Na plac wciaz przychodzili ludzie i w koncu nie bylo wolnych miejsc. Wydarzeniem wieczoru byl wystep Abidy Parween. Nieco otyla kobieta po 50., z rozwichrzonymi wlosami usiadla wsrod swych muzykow. Ludzie pchali sie do przodu, by fotografowac ja telefonami komorkowymi i brodaci ochroniarze z karabinami mieli sporo roboty. Abida w swoich piesniach wykorzystuje wersy mistykow sufi: Shaha Abdula Latifa, Amira Khusrau, Bulleh Shaha i innych. Obserwowalem niezwykle reakcje ludzi na widowni. Niektorzy byli jak w transie. Religijnym transie. Czasem wznosili rece przed siebie, w jej kierunku lub w strone nieba, jakby toczyli dialog, uczestniczyli w pelni, w pelni przezywali slowa. I zaczalem zalowac ze nie znam urdu. Jakas grupka mlodych mezczyzn z boku skandowala. Abida panowala nad widownia i pomyslalem, ze gdyby w tym momencie szatan ja opetal i wypowiedziala slowa: "smierc niewiernym psom", byloby ze mna krucho. Ale sufizm glosi milosc. Jest biegunowy w stosunku do islamskiego fundamentalizmu. Sufi kojarza mi sie ze skromnymi pierwszymi Franciszkanami, bo tez chodzili we wlosienicach, co bylo odpowiedzia na przepych kalifow dynastii Umajjadow.

Koncert trwal prawie do 2 w nocy i szczesliwy wracalem do hotelu.  

Ali i Roshiqua zabrali mnie na dwa wesela. Na pierwszym zenil sie syn najbogatszego w miescie czlowieka - potentata w przemysle skorzanym i tekstylnym. Uroczystosci odbywaly sie w dwoch miejscach: osobno dla kobiet i osobno dla mezczyzn. Odprowadzilismy Roshique i poszlismy do "namiotu" mezczyzn. Niezwykle bogactwo, wielki teren strzezony przez ochroniarzy, dobre samochody, eleganccy faceci, tysiace lampek, muzycy, stoliki rozstawione na rowno przystrzyzonym trawniku, pelno wentylatorow rozpraszajacych tez orzezwiajaca mgielke. Usciskalem pana mlodego, wyraznie juz zmeczonego trwajacymi wiele dni uroczystosciami, ktory siedzial na oswietlonej scenie i pojechalismy na nieco bardziej liberalna impreze. Tam kobiety i mezczyzni mieli ze soba wzrokowy kontakt, ale to wszystko. Nawet malzenstwa nie mogly zbytnio sie trzymac razem. Kobiety blizej sceny, mezczyzni z tylu. A na scenie tance czlonkow rodziny. Najblizszych. Bracia, kuzyni pana mlodego ubrani byli na niebiesko, dziewczyny roznie. Ten dzien pakistanskiego slubu nosil nazwe "mehdi", co znaczy "henna". Rzeczywiscie panna mloda, ktora wyprowadzono z domu pod oslona wzorzystego plotna trzymanego nad nia przez druhny miala rece cale w kwiecistych wzorach. Do wyjscia z domu sprowokowali ja tanczacy przy dzwiekach dholu mlodzi mezczyzni z rodziny pana mlodego.  Potem razem ruszyli na scene. I tam tanczono. Nie tanczyl jednak ani pan mlody ani jego narzeczona. Tance byly choreografowane. Nieco sztywne trzymanie sie zasad, kroki, ktore im sie mylily. Ali spytal, czy mi sie podoba, ale wolalem polski zywiol. Tu nie mozna bylo sie dolaczyc do tanczacych a korcilo mnie, bo kilka panien bylo wcale wcale! Po tym dniu uroczystosci beda sie odbywaly w domu, a raczej przed domem pana mlodego.

W koncu podano jedzenie i znow osobne stoly dla mezczyzn i kobiet. Pyszne jedzenie i kucharz - gej z wisiorkami na szyi, w czerni i wymalowanymi oczami obserwujacy mnie. Bylem jedynym zachodnim gosciem. Rozbawilem Alego mowiac, ze jesli tak Pakistanczycy patrza na kobiety jak ten kucharz na mnie, to wiem, dlaczego one sie przed nimi zaslaniaja. Sam mialem ochote wskoczyc w burke. Zegnajac sie z rodzinami bioracych slub zapraszano mnie nazajutrz, ale musialem ruszac w droge.

W ciagu kilku dni poznalem rozne oblicza Pakistanu. Bogaci ludzie zyja w totalnej izolacji od otaczajacej ich biedy. Przepasc jest ogromna. Nie chce oceniac tego co widzialem. To wszystko musi we mnie dojrzec. Takie obrazki widzi sie zreszta na calym swiecie i nie zmienimy tego.

 

Podobno mozna poznac swiat nie wychodzac z domu ale czy ksiaze Siddartha doznalby oswiecenia, gdyby nie opuscil swojego palacu?

 

Przyjechalem z Multan do Rawalpindi i odwiedzilem w sasiedniej stolicy kraju - Islamabadzie Ambasade. Pierwotnie miala to byc Ambasada Iranu, ale wiele osob odradza mi przemieszczanie sie ladem, szczegolnie w okolicy granicy. Niedawno zabito tam pasazerow autobusu jadacego z Quetty do Zahedanu. Pas przygraniczny na glebokosc 200 - 300 kilometrow wglab Iranu kontrolowany jest przez przemytnikow. Poza tym Iran przejechalem juz 3 lata temu, odwiedzilem to co najciekawsze a pokonywanie odleglosci pomiedzy miastami w tym kraju zajmuje duzo czasu. Postanowilem wiec pojechac do Syri, by stamtad przejechac do Turcji, moze przeplynac na Cypr.  Dalej zobaczymy.

Odczuwam juz pewne znuzenie. Pakistan jest trudnym krajem. Czesto jestem zaczepiany na ulicy. W Rawalpindi i Islamabadzie moze troche mniej niz w mniejszych miejscowosciach lub pociagach. Czasem ktos na migi pokazuje mi, ze liczy iz napisze mu zaproszenie a on poleci dzieki temu do raju, czyli na Zachod. Czasem ktos pyta czy jestem z Ameryki, moze z Chin? W tutejszych hotelach mialem problemy, bo niezbyt chetnie chcieli mnie meldowac, rzekomo z powodu problemow z policja, ale chyba nie tylko. Pakistan nie jest najbezpieczniejszym miejscem i nieraz ktos mnie pyta, gdzie jest moj ochroniarz. Nawet policjanci.

Jeszcze kilka dni i jesli kupie bilet na samolot, przetuneluje do Syrii inshaalah.

 

Nowe zdjecia w ostatnim albumie.

5 komentarzy:

  1. Bez ochrony, bez znieczulenia.Mistyczna muzyka ściska za gardło gorącem i udręką.Duchowe sny jak horror z cyrku. Mocne przeżycie. Bardzo mocne.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~ósmy cud świata2 maja 2008 06:40

    Niewyobrażalne doświadczenie. Brakuje mi słów ...Zrozumieć można i za setnym razem, ale odczuć - tylko za pierwszym.

    OdpowiedzUsuń
  3. I znów, bajecznie kolorowo i ze skrajnymi światami.Niestety nie wychodząc z domu nie doznasz oświecenia. Z każdym krokiem stajesz sie bogatszy o życie bliźnich.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. nie dobrze ze taka "rozrywka" jak ten cyrk jeszcze istnieje - koszmar. Szkoda ze nie miales okazji poplasac na tym weselu, napewno zdobylbys nowe doswiadczenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Doprawdy pięknie opisujesz.Przerażające to co czynią ze zwierzętami.Jednak kasa ponad wszystko,zauważalna.Zamiast człowiekowi pomóc zabija mu ducha.Tak wybiera.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...