poniedziałek, 12 maja 2008

Na polnoc od Damaszku: Palmyra, Crac de Chevalier

Podroz po Syrii jest w porownaniu z Pakistanem w miare bezstresowa. To kraj nieduzy i szybko przemieszczam sie pomiedzy kolejnymi miastami. No i wspaniala pogoda!

Ostatni dzien w Damaszku spedzilem wloczac sie po starej medinie. Walace sie balkoniki, niemal oparte o te z naprzeciwka, wsparte na drewnianych, koslawych belkach. Niewielki ruch w uliczkach. Doszedlem do Meczetu Roqayya. Kopula z blekitnej mozaiki jak w Iranie a wewnatrz bajkowo kolororowo. Za dziedzincem korytarz, ktorego kopuly pokryte sa tysiacami malenkich, rowno docietych lusterek. Przechodzac, wszystko nierealnie migoce. Glowna hala z grobem swietego - Say'yeda Roqayya zmarlego w 680 roku naszej ery. I modlacy sie mezczyzni trzymajacy sie kraty, z drugiej strony kobiety. Na prawde autentyczne wzruszenie i skupienie. Zauwazylem, ze do modlitwy uzywa sie malych glinianych kostek z inskrypcjami. Wierni klada je przed soba i dotykaja czolem. To samo widzialem w Iranie i rzeczywiscie potem dowiedzialem sie, ze to szyicki meczet a budowe tego swietego miejsca oplaca rzad iranski. Bo meczet jest wciaz w budowie. Jedni oddaja poklony w kierunku grobu, inny przeciwnie - w strone Mekki. Duza sala i kolejne grupki pielgrzymow, ktore siedzac na dywanach, wpatrzone w mulle stojacego obok, przezywaja kazde jego slowo. Kobiety placza, mezczyzni sie kiwaja. Potem wszyscy rytmicznie bija sie w piersi spiewajac jakas religijna piesn.

Wloczac sie uliczkami zajrzalem przez otwarte metalowe drzwi do wnetrza starego domu. Wspaniale stare mury o abstrakcyjnych i malowanych wzorach, wielkie luki odporowe. Wyglada, jakby kiedys zlikwidowano tu podloge i piwnica z pierwszym pietrem stworzyla wysokie pomieszczenie. Jakas kanapa z poduszkami i kocami, drabiny w kacie a przy stoliku dwoje chlopcow palacych fajke wodna. Spytalem czy moge zrobic zdjecie i zaprosili mnie do srodka. Spedzilem z nimi godzine, jakby poza czasem, palac aromatyczna fajke o lagodnym smaku jablek i anyzu.  Przy kazdym pociagnieciu woda w niej bulgoce. Jaki mily dzwiek, zapach i atmosfera tego starozytnego domu! Zrobilem pozniej wspolne zdjecie i przynioslem chlopakom po kilku godzinach odbitki.

Po Damaszku ruszylem do Palmiry. Brzydkie, betonowe, niewielkie  miasto sasiaduje z ruinami. Kawal wspanialej historii. To juz srodek pustyni syryjskiej - Cham. Miejsce to bylo zamieszkale od paleolitu; w miejscowym muzeum slady dawnych osad oraz kamienne narzedzia. Sam rowniez znalazlem kilka krzemiennych narzedzi! Ale turysci przybywaja tu obejrzec ruiny antycznego miasta, ktore istnialo tu w czasach Imperium Romanum. A wlasciwie o wiele wczesniej. Najwazniejsza swiatynia Bel - babilonskiego boga, ktory byl odpowiednikiem Zeusa to otoczony wysokim murem teren ruin. A kazdy bok muru liczy 200 metrow. Za nim palmowe gaje. To dzieki tym drzewom miasto zawdziecza swoja nazwe; wczesniej zwano je Tadmor, czyli miasto daktyli, wiec niewielka wlasciwie roznica. Po drugiej stronie wsrod pozostalosci po rzymskich budowlach (pozostaly slady dlugiej kolumnady o korynckich kapitelach - super!) znajduje sie teatr w niezlej formie. Troche zachowanych kamiennych lukow, mury a na wysokim wzgorzu wspaniala twierdza, ktorej ksztalt obecny nadali Arabowie w XVII wieku. Na to wzgorze wspialem sie drugiego poranka, zanim jeszcze zaczely zjezdzac sie autobusy pelne Francuzow i Niemcow a w slad za nimi wspolczesni Beduini na motorach z lopoczacymi szmatkami na sprzedaz, pocztowkami i innymi pamiatkami. Odpoczalem. Znalazlem ustronne miejsce na jednym ze wzgorz skad roztaczal sie niezwykly widok.

Po dwoch dniach w Palmirze ruszylem na zachod by odwiedzic inny zabytek - Crac de Chevalier. To obronny zamek z czasow wypraw krzyzowych. Pierwsza proba zdobycia twierdzy przez Chrzescijan miala miejsce w koncu XI wieku. Oj wiele sie tu dzialo, ale nie bede przepisywal historycznych notek. Z pewnoscia zainteresowani znajda cos w ksiazkach lub w sieci. Przy zamku poznalem pare z Ostrawy - Pavla i Helene. Po Syrii jezdza od tygodnia z namiotem. Znalezlismy mala polanke blisko zamku, poczestowali mnie mocna sliwowica - balsamem dla moich biednych jelit a potem zjedlismy makaron ugotowany na malej kuchence. Jak milo! Wczesnym rankiem obszedlem mury zamku a kiedy Czesi ruszyli dalej w swoja droge, odwiedzilem wnetrza. Imponujaca budowla, ale nieco zaniedbana. Wewnatrz nie ma zadnych zbiorow muzealnych lub t.p., ale warto zaplacic 150 syryjskich funtow by obejrzec niezwykle wnetrza, sale, olbrzymia stajnie, spojrzec z baszty na wspaniale wzgorza wokol.

Dalej sprobowalem stopa w strone miasta Hama. Wpierw jednak dotarlem do brzydkiego betonowego wielkiego Homs, gdzie przywiozlo mnie dwoch mezczyzn jadacych dostawcza KIA: to jeden z najpopularniejszych w Syrii pojazdow. Faceci nie znali angielskiego, ale zaprosili mnie na jedzonko. Dojechalismy na jakis okropny wielki, zawalony gruzem plac wokol ktorego znajdowaly sie pietrowe bloki. Przy jednym z nich hurtownia, w ktorej poznalem kolejnych dwoch mezczyzn. Czworka przyjaciol. Wszystko wielkie chlopy. Dopiero tam zauwazylem pistolet pod skorzana kurtka kierowcy. Przeliczali jakas gruba kase. Na polkach jakies produktu spozywcze, ale najwyrazniej byla to przykrywka jakichs szemranych interesow, bo co chwila telefony, kolejne auta podjezdzajace pod hale, ciche rozmowy na boku. Kierowca o imieniu Fayaz dal mi do zrozumienia, ze pojedziemy wspolnie cos zjesc za godzine. Mijal czas, oni gadali, czestowali mnie mocna kawa i herbata a ja, choc miejsce bylo nieszczegolne i kompletnie nie mialem pojecia co oni miedzy soba gadaja, nie czulem zadnego zagrozenia. W koncu dwoma autami pojechalismy do domu jednego z nich. Zona, troja dzieci, wielka kanapa, wielkie fotele, wielki telewizor na drewnianej szafce, stolik i po kolejnej godzinie przyniesiono w koncu wielkie zarcie. Mieso w pomidorach, mizeria, kasza, chleb zwany tu "khoubz" i ogolnie mila atmosfera. Faceci najwyrazniej chcieli zrobic komus kawal bo nagrali na telefon formulke, ktora musialem powtarzac za jednym z nich. Bylo tam cos o Australii, tylko tyle zrozumialem. Ale ubaw mieli spory. Szef hurtowni - olbrzym o imieniu Hussain zjadl 3 porcje, co bylo powodem do kpin ze strony jego kolegow, ale na prawde rozbawilem ich do lez pokazujac bardzo obrazowo i realistycznie, jaka po takim jedzeniu musi pozostawiac kupe w ustepie. Tym niewybrednym zartem trafilem w dziesiatke w tym towarzystwie. Klepali mnie po plecach i przybijali piatke wielkimi lapami. Moglem zostac w domu na noc, ale chcialem byc juz blisko starego Hama, ktorego zdjecia z pieknymi mlynami wodnymi widzialem kilkakrotnie w Syrii. Odwiezli mnie na rogatki miasta, skad odjezdzaly vany KIA na polnoc. Przeszedlem kawalek pieszo przy zachodzacym sloncu, potem stopem ponad 30 kilometrow i wysiadlem na rozstaju drog, gdzie znalazlem troche drzew wsrod laki, na ktorej o zmroku rozbilem namiot. To byla moja 40 noc pod namiotem w calej podrozy. Usnalem szybko mimo odglosow przejezdzajacych autostrada pojazdow.

Rano vanem dotarlem do Hama i szukajac hotelu zauwazylem na murze niewielki napis, gdzie procz arabskich liter bylo tez po polsku: "Poznan, Polska, inzynier". Wszedlem do tego domu na 2 pietro i okazalo sie, ze pracuje tu i mieszka Syryjczyk, ktory studiowal w Poznaniu. Akurat go nie bylo i pozwolono mi pozostawic na jakis czas plecak w malej prywatnej przychodni obok. Zaraz tam wroce, by poznac tego czlowieka. A potem zwiedze miasto.

W poprzednim poscie ktos mnie spytal o moje dzialania artystyczne podczas tej podrozy. Co jakis czas pewne miejsca mnie inspiruja; ostatnim takim miejscem byl wlasnie zamek Crac de Chevalier, gdzie zrealizowalem material do videoperformance, ale bede go montowal juz po powrocie. Nie opisuje wszystkiego, co robie w tej podrozy, kazdego miejsca czy spotkania lub akcji, bo spedzilbym zbyt wiele czasu w sieci. Wszystko podsumuje kiedy wroce i podziele sie z Wami artystycznym plonem tej Drogi. 

Inshaallah...

4 komentarze:

  1. ciekawiło mnie, czy powstały rzeźby z włóczki. a tutaj proszę, nawet performances. fajnie. gratuluję zatem owocnej włóczęgi.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Stare uliczki, zabytki, słońce, spotkania. Zdałam sobie sprawę, że potrzeba dużo odwagi w tej cudownej podróży.Baśń z tysiąca i jednej nocy zawsze dobrze się kończy i tego życzę z głębi serca.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~ósmy cud świata15 maja 2008 04:22

    Bliski Wschód. Tym razem historycznie ciekawy etap i ponownie - bajkowo piękny. Kolejny raj dla zmysłów. Radość dla oczu, rozkosz dla podniebienia, pokusa dla dotyku ... Te dźwięki, mozaiki, jedwabie, zapachy ...Nie mam wątpliwości: wrócisz holistycznie dopieszczony;)

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...