sobota, 30 czerwca 2007

Bariloche - jak w Alpach szwajcarskich

Resztki skamienialego lasu sprzed 65 milionow lat zrobily na mnie duze wrazenie. Niezwykle, ze mimo bardzo silnych wiatrow, deszczy, sniegow wszystko zachowalo sie w idealnym stanie. te bryly kamienia wygladaja jakby byly na prawde kawalami drewna: widac sloje, wokol walaja sie ostre kamienne drzazgi. A wszystko to rozsiane w niezwyklym prehistorycznym otoczeniu wzgorz i dolin. Wiatr wial niewybrazalnie mocno. Czasem trudno bylo ustac. Miejsce to oddalone bylo od Sarmiento kilkanascie kilometrow. Dojechalismy tam taksowka. Jako ze bylo jeszcze sporo czasu do Autobusu, taksowkarz zawiozl nas do miejscowych koszar (25 regiment jako pierwszy zostal wyslany na wojne o Falklandy Malwiny z Brytyjczykami w 1982 roku. Z 300 zolnierzy tego regimentu, ktorzy tam walczyli 12 zginelo), gdzie rozmawialismy z dowodca jednostki, potem kierowca zaprosil nas do swego domu, gdzie jego kubanska zona przywitala nas pocalunkiem w policzek, jakbysmy bylui dawnymi, dlugo niewidzianymi znajomymi. oraca kawa, ciasteczka i wspolne zdjecia.

Dwie noce z rzedu w autobusie. Kiedy dojechalismy do Bariloche, poczulem sie jak w szwajcarskim kurorcie nad Bodensee. Jezioro Nahuel Huapi, za nim osniezone szczyty a miasto pelne turysatow, glownie z Ameryki Poludniowej, ale w hostelu, w ktorym sie zatrzymalismy mlodzi ludzie z calego swiata: Procz Amerykanow z Argentyny i Brazylii takze Anglicy, Holendrzy, Belgowie, surferzy z RPA. Sa tu wspaniale warunki na uprawianie sportow zimowych. Wieczorny wspolny obiad, wodka, piwo, wino, impreza w Irish Pub ulatwiaja nawiazanie blizszych kontaktow... .

Cristine i Patrick (w poprzednim poscie pòmylilem jego imie) podrozuja inaczej niz ja. Zaopatrzeni w opasle przewodniki Lonely Planet dokladnie wiedza, w jakim miejscu sie zatrzymaja. Raczej nie improwizuja. Ja podrozuje odwrotnie. Intuicyjnie.

Ten luksus latwo moze uspic prawdziwa czujnosc bycia w drodze. Dzis lub jutro opuszcze to miejsce, by ruszyc do Mendozy a potem do stolicy Chile - Santiago. Tam sprawdze bilety lotnicze do Nowej Zelandii. Zanim tam polece, powlocze sie jeszcze po Ameryce kilka tygodni.

Marzy mi sie juz cieple miejsce dogodne na rozbicie namiotu, z dala od turystow, blisko z natura i prawdziwymi ludzmi, zyjacymi tu tak jak przed wiekami. Przeciez nie po to dotarlem na koniec swiata, by robic zakupy w supermarkecie i placic karta!

6 komentarzy:

  1. Sławek, gdyby tam gdzie jesteś lub gdzie będziesz latały tanie linie to bym Cię na pewno odwiedziła w weekend:) Masz to jak w banku:) Pozdrawiam. Dąbrówka Mała pozdrawia.

    OdpowiedzUsuń
  2. hej, powodzenia w podrozy, zaraz bede w afryce, ale pewnie nie jest ci po drodze.bede sledzila twoja trase.pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~ósmy cud świata2 lipca 2007 23:37

    Trwaj chwilo! Jesteś piękna! - jeszcze nie raz, w tej podróży, powtórzysz za Faustem. Czego z serca Ci życzę ...

    OdpowiedzUsuń
  4. ~ellen.na.rowerze3 lipca 2007 04:46

    czesc Slawek .. stefan i joasia F. doniesli mi wlasnie przy piwie w warszawie ze pojechales .. gratuluje! czy taka jest kolej rzeczy ...? ja tez po kolejnych Indiach, Iranie i Kirgizji mysle o RTW .. tylko - jako 'spodnica' - troche bardziej sie moze boje ;( jak wrocisz to zapraszam na kawe .. a moze Ty wtedy juz tylko mate bedziesz pil ..? :) pozdrowienia, monika

    OdpowiedzUsuń
  5. Slawku > pozdrawiam Cie!z podziwem :) Mirek P. >>>> deszczowy Poznan

    OdpowiedzUsuń
  6. 65 milionów lat - jeden piękny rok, jeden kamienny, śpiący las. Dobrze, że odjechałeś - to byli rycerze, wiesz jaki byłby tłok na szlaku...chodzące drzewa za Tobą z kościanymi kręgosłupami, kamienni, codzienni...aj..

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...