czwartek, 28 czerwca 2007

Z Ushuaia do Comodoro Rivadavia

Poranek w Comodoro Rivadavia nad samym Atlantykiem. Opuscilem juz region Santa Cruz i znalazlem sie w regionie Chubut. W koncu bez sniegu, ale w nocy mam stad autobus do Bariloche lezacego w Kordylierach i zapewne znow dopadnie mnie tam zima... .

Z Ushuaia probowalem lapac stopa. Jedyny autobus wyjezdzajacy z tego miasta poza Ziemie Ognista wyjezdza o 5.30 rano. Nie zdazylem i dwie godziny stalem na mrozie lapiac okazje. Kilka samochodow sie zatrzymywalo, ale jechaly tylko na rogatki miasta. W koncu podwieziono mnie za miasto na punkt kontrolny policji, gdzie kierowcy ciezarowek zakladali na kola lancuchy, by przejechac oblodzona Przelecz Garibaldiego. W samym Ushuaia sniegu nie bylo, za to kilkanascie kilometrow dalej i wyzej zima na calego. 100 km jechalem w szoferce cysterny z Alejandro, niezwykle optymistycznie nastawionym facetem, ktory cieszyl sie z padajacego sniegu i smiertelnej bieli wokol. Wciaz wolal " bjutiful!" Dojechal do stacji benzynowej i dalej stalem na odludnej drodze w padajacym sniegu i wietrze. Buty na cienkiej gumowej podeszwie to najslabsza czesc mojego ekwipunku. Nie bralem ciezkiego obuwia, bo te ekstremalne warunki sa tylko epizodem w skali calego przedsiewziecia. Dojechalem w koncu do Rio Grande. Oczywiscie autobusu juz tego dnia nie bylo. Jedyny hotel, jaki znalazlem w tym fatalnym miescie za 35 pesos z nieogrzewanym pokojem. Za to w lazience goraco jak w piekle! Przeziebiony i z bolem glowy dotrwalem do rana. Z Rio Grande autobusem dojechalem do Rio Gallegos (po drodze widzialem stada owiec, lam, wielkie ptaszyska przypominajace strusie i... rozowiutkie flamingi!) i tam czekalem 2 godziny na kolejny autobus. Poznalem sympatycznych pracownikow dworcowej informacji turystycznej - Laure i Christiana. Poczestowali mnie mate pita tu tradycyjnie przez rodzaj metalowej slomki z sitkiem na koncu. Naczynie - czasem drewniane lub metalowe przypomina maly sloik i pelne jest wilgotnych lisci herbaty. Pija tu tak niemal wszyscy: kierowcy, eskpedientki itd. Mate z cukrem nazywa sie "Mate dulce", bez cukru - "Anargo". Christian polecal mi tez "Fernet con cola" - napoj alkoholowy z coca cola wyrabiany z ziol.

W nocnym autobusie z Rio Gallegos do Comodoro Rivadavia dla kurazu wypilem piesiowke wodki i rano, kiedy dojechalem, bylem zdrowiutki. Nie ma to jak swojskie metody leczenia przeziebienia! Podroz ta byla jednak dziwnie melancholijna: alkohol i mixy teledyskow z lat 80. ktore zwyczajowo puszcza sie tu na dlugich trasach. Silne, chwilowe poczucie samotnosci. Rilke glosil, ze samotnosc to wyzsza forma bycia, pozwalajaca na tworcze doswiadczanie. Poezje, jak pisal, nie sa uczuciami, ktore miewa sie wczesnie, ale sa wlasnie doswiadczeniami. Swoja podroz rowniez postrzegam jako rodzaj poezji, ale stan, w jakim sie chwilowo znalazlem byl poczuciem przygnebienia i slabosci. Na szczescie nie trwalo to dlugo.

Przyjechalem o swicie; autobus na polnocny zachod wyjezdza dopiero o 22.30. W podobnej do mojej sytuacji jest dwojka turystow z Europy: Eva Christina z Londynu i Peter z Heidelbergu. Na razie trzymamy sie razem. Pojedziemy chyba zaraz na wycieczke nad jezioro Colhue Huapi prawie 200 km stad, gdzie znajduja sie resztki skamienialego lasu. Dwa razy dalej znajduja sie skaly z rysunkami naskalnymi: obrysowane dlonie ludzi z czasow prehistorycznych. Bardzo chcialbym je zobaczyc, ale tam juz nie zdazymy.

Ogolnie czuje sie zmeczony i niewyspany; kolejna noc spedze w autobusie. Nie wiem, co mnie czeka w dalszej podrozy, ale kiedy tylko zobacze slonce, bedzie git!

4 komentarze:

  1. ~monika i renata asp29 czerwca 2007 07:41

    Pozdrowienia z deszczowego Poznania. Czekamy z niecierpliwością na kolejne relacje i zdjęcia. Trzymamy kciuki i życzymy super przygód. Nie jesteś samotny, jesteśmy z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. lubię jak mowisz git, to znaczy, że dobry humor cie nie opuszcza i dobrze rokuje na przyszłość. trzymaj się cieplutko, tak jak my myślimy tutaj cieplutko o tobie;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~ósmy cud świata30 czerwca 2007 10:33

    Wspaniale się czyta Twoje relacje! Rzeczowy, reporterski ton z nutką refleksji... Codziennie zaczynam i kończę dzień od sprawdzenia co u Ciebie. Lubię to swoje uzależnienie ....

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj ziomek, dużo tego i w szybkim tempie. Nie przeforsuj się pliz na starcie. Trzymamy z Kicią kciuki za Ciebie!

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...