piątek, 27 lipca 2007

Machu Picchu w mgle i sloncu

Nog nie czuje! Wstalem przed 4.30 a za oknami akurat przestalo padac. Widok mialem na plac szkolny, gdzie dzieci cwiczyly musztre przed swietem narodowym Peru - to jutro, czyli 28 lipca. Jedni maszerowali, wyciagajac wysoko nogi, inni strasznie falszowali na trabach i bebnach.

W dormitorium poznalem sympatyczna pare z Kolumbii. Wyjasnili mi, kto na prawde zarabia na Machu Picchu: podobno kolej, dowozaca turystow z Cusco pilotowana jest przez Chile, a profity z biletow wstepu na Swiety teren czerpie Wielka Brytania. Nie wiem, czy to prawda, ale z tym Chile chyba tak... .

No wiec wstalem, kiedy akurat przestalo padac. Przed kasa biletowa dluga juz kolejka. Druga kolejka czekala na pierwszy autobus, ktory podjechal o 5.30. zaim kolejne. Jechalem drugim, ale moj pòspiech nie byl potrzebny, bo na teren ruin wpuszcza sie caly czas turystow. Ograniczenie liczby zwiedzajacych do 400 dotyczy samego szczytu Machu Picchu. Nie wiedzialem... . Wraz z mnostwem turystow czekalismy na swiatlo i na moment, kiedy mgly opadna. Spacerowalismy po calym terenie kilka godzin. Powoli, co jakis czas niektore miejsca robily sie przejrzyste. Dopiero okolo 10.30 na prawde mgly zaczely sie unosic, tworzac rowna linie chmur zakrywajaca najwyzsze szczyty. Widok imponujacy! Zadne zdjecia nie sa w stanie oddac tego pejzazu! Surowosc skal i wspaniale zabudowany teren Agricola Terazzas. Bylo jednak cos mistycznego w tym, kiedy widocznosc ograniczona byla do kilkunastu metrow, w dole szumiala Rio Vilcanota i slychac bylo swiergot ptakow. Ludzie snuli sie w tej mgle, czekajac na cud. I cud sie wydarzyl. warto bylo wstac tak rano, by doswiadczyc tego mistycznego objawienia sie Machu Picchu. Wciaz naplywaly nowe grupy i zrobilo sie miedzynarodowo. Znalazlem odludne miejsce, gdzie widzialem szybujace kondory. To z drugiej strony wzgorza.

Przed 14.00 zoladek sie odezwal i postanowilem wracac. Na teren kompleksu zabronione jest wnoszenie jakiegokolwiek jedzenia, ale ludzie przemycali batoniki i kanapki. Sporo sluzb spacerowalo, pilnujac, by nikt nie wspinal sie po murach. Nie czulem az tak wielkiego zmeczenia, chyba dzieki lisciom koki, ktore zulem. Postanowilem wiec wracac pieszo ta slynna, wijaca sie sciezka, ktora tak dobrze widac na Google Earth. czesc szedlem tym "wezem", potem zaczely sie schody na skroty. Nie wiemn, co bardziej meczace. Mali chlopcy w indianskich strojach biegaly w dol, machajac do pasazerow autobusow, zwozacych w dol i wolajac na pozegnanie. Na dole, przed mostem wskakiwaly do pojazdow, proszac o bakszysz. Schodzilem ponad 1,5 godziny. Bylbym predzej, gdybym nie fotografowal i filmowal widokow. Mialem szcescie, ze wybralem sie na gore akurat dzis. Wczoraj i kilka dni wczesniej podobno widocznosc byla fatalna.

Jutro rano mam pociag do miejscowosciHidroelectrica, stamtad autobusy do kolejnych miasteczek. Nie wiem jeszcze, gdzie pojade, ale chyba wroce do Cusco, bo stamtad drogi prowadza w roznych kierunkach.

Do Aquas calientes przybywaja wciaz grupy turystow "prawiczkow", rozgladajacych sie i pytajacych, jak dotrzec na gore. czuje sie juz fachowcem w tej dziedzinie, choc wczoraj jeszcze nie mialem pojecia, co mnie czeka.

I to jest wspaniale w takiej improwizowanej podrozy!

3 komentarze:

  1. Tak.To jest wspaniałe.Ogromnie się cieszę,że wybrałeś zejście pieszo.Przynajmniej wciągnąłeś w siebie,tamtejszą ziemię.Zapewne do dziś czujesz w nozdrzach zapach.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~ósmy cud świata28 lipca 2007 08:24

    Dobrze znam to uczucie zmęczenia. Zmęczenia tak silnego, że nie sposób zasnąć. Kiedy czuje się każdy skrawek własnego ciała, a najmniejszy nawet ruch wywołuje ból. Ale kiedy człowiek przekroczy niewidzialną granicę fizycznego zmęczenia, zaczyna odczuwać ulgę. Cudowną lekkość bytu ... Swoiste katharsis... I za to kocham góry.W kwestii Machu Picchu - jedyne co przychodzi mi na myśl - to ... zamilknąć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Całkowicie się z Tobą zgadzam. Nawet najbardziej profesjonalna fotografia nie jest w stanie oddać niezwykłości Machu Picchu. W czasach studenckich wraz z grupą przyjaciół wybrałem się pieszo do zaginionego miasta Inków. Przez kilka dni - przy niezbyt sprzyjającej pogodzie - szliśmy w kierunku MP, jak ludzie Pizarro przed wielu laty. Było mgliście i wilgotno. Tylko chwilami zza chmur wychodziło słońce. Wędrówka dała nam nieźle w kość. Ostatniego dnia, o świcie ruszyliśmy ostro w górę - schodami w stronę nieba. Kiedy dotarliśmy do celu wschodziło słońce. Mgły unosiły się ku górze. Widok był tak niezwykły, że z wrażenia zaniemówiłem. Zamilkliśmy wszyscy. Nikt nie miał wątpliwości, że to miejsce kultu słońca. Jeśli chodzi o Twoje dalsze plany podróżnicze, w jakimkolwiek udasz się kierunku, będzie on słuszny. Tak wspaniałe są te okolice i cały kontynent. Doczytałem dzisiaj, że długa przed Tobą jeszcze droga ... Tym bardziej życzę powodzenia.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...