niedziela, 22 lipca 2007

Salar de Uyuni

Uyuni to malenkie miasteczko. Przyjechalem tam o swicie. W autobusie bylo zimno jak diabli! Para na oknach zamienila sie w lod...  . Droga beznadziejna, jakby jechalo sie po podkladach kolejowych. Czasem autobus jechal po piasku i mozecie sobie wyobrazic, jak brudne bylo wszystko to, co w bagazniku, ktorego klape zaklejono... tasma klejaca. Na moje pytanie, czy w nocy nie otworzy sie gdzies, pilot powiedzial: " no problem". I tak drzalem i wychylalem sie, by zobaczyc, czy czasem nie otwarl sie bagaznik.

O 5.00 rano znalazlem hotel, polezalem 3 godziny i pognalem za miasto na droge w kierunku osady Colchani, znajdujacej sie ponad 20 km dalej a tylko juz 7 km od Saler de Uyuni. Wialo niemozliwie! Ciepla kurtka, kapelusz na glowie, okulary UV i kominiarka zakrywajaca polowe twarzy i uszy. Takim zobaczyl mnie kierowca starego jeepa, ktory za 5 boliwianos podwiozl mnie do Colchani. Stamtad ruszylem w kierunku bieli. Nie jest to biel, ktora mozna sobie tak latwo wyobrazic. Powietrze krysztalowo czyste i cos, co wydaje sie blisko zazwyczaj jest bardzo daleko, szedlem wiec w kierunku bieli ponad godzine, az mnie otoczyla. Sol po horyzont! W miejscu, do ktorego doszedlem znajduje sie tzw Ojos de Salar, ale zadnego oka nie widzialem, wiec, znalezionym narzedziem do kopania soli (twarde jak zamrozona ziemia!) zrobilem 3-metrowej srednicy okrag, oczyszczajac jego srodek. Do dzis wyciagam drzazgi z dloni po tym narzedziu, przypominajacym lopate i kilof w jednym. Kilku pracujacych mezczyzn, walacych kilofami w ta biel i usypujacych stozki metrowej srednicy bylo maksymalnie ochronionych przed promieniami slonca. Twarz w czarnej, welnianej kominiarce i jedyny otwor na okulary przeciwsloneczne. Miejsce wyglada niezwykle!  Przyjezdzajacy tu jeepami turysci robia kilka fotek i pedza dalej ponaglani przez miejscowych kierowcow, bo kasa to kasa. Ja mialem ten luksus, ze nic mnie nie poganialo i ponad 1,5 godziny chyba spedzilem na tym wyschnietym oceanie.

Wracalem sobie wolno do Uyuni, nie probujac lapac zadnych pojazdow, wzniecajacych tumany kurzu. Jezdzily z czestotliwoscia 2 na godzine. Wspaniala okolica, ktorej z pedzacego samochodu turystycznego nie mozna doswiadczyc: drgajace malenkie zdzbla trawy, stada ptakow, uciekajace niemal spod nog z milym dla ucha swiergotem (o tych ptakach juz gdzies chyba pisalem...), guanaco - bo tak sie zdaje sie nazywa to podobne do lamy zwierze o brazowej siersci i bialej szyi - bardzo plochliwe i uciekajace juz z odleglosci ponad 100 metrow, brodzacy w kaluzy flaming i wspaniale formacje skalne..

Ostatnie kilomery podrzucili mnie turysci z Holandii i USA. Czulem juz zmeczenie. Tez byli jeden dzien w Uyuni, by zobaczyc Salar i jechali dalej do La Paz. Byli w Potosi, do ktorego mialem zamiar sie udac, ale powiedzieli mi, ze tam co chwila na drogach strajki i mozna utknac na kilka dni. A mnie juz czas zaczyna gonic! Wrocilem wiec do Uyuni, spakowalem plecak i kupilem bilet na nocny autobus do La Paz, z ktorego pisze. Kolejna z rzedu noc spedzona w zimnym autobusie. Zazdroszcze tym, ktorzy na fatalnychj drogach i w zimnie potrafia zasnac... .

La Paz to olbrzymie miasto lezace w gorach. Dzis je sobie troche obejrze i rano wyjezdzam juz do lezacego nad jeziorem Titicaca peruwianskiego Puno.

4 komentarze:

  1. Witaj Slawek, obejrzalem zdjecia z okolic Colchani - (niestety te, ktore sa dostepne w necie). Klimaty jak z bajki...Momentami kojarzy mi sie to z antarktyda, a te wraki pociagow tez niesamowite. Cos jak zlomowisko statkow w Mauretanii. Najciekawsze jest chyba to odludzie i niczym nie ograniczona przestrzen. Wszyscy czekamy z niecierpliwoscia na Twoje zdjecia. Pozdrowionka, trzymaj sie

    OdpowiedzUsuń
  2. Usiłuję wyobrazić sobie tą biel i tą przestrzeń krystaliczną/najbardziej mnie ona nęci:)/.Trudy,ale to co wchłoniesz, będzie tylko Twoje.Moim zdaniem warto,tylko martwię się o Ciebie że tak samotnie.Wolałabym,aby towarzyszyła Ci druga osoba.No cóż dzielny człowieku,walcz i idź zgodnie z planem.Pozdrawiam mocno.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~ósmy cud świata23 lipca 2007 10:20

    I szedł samotny, czarny wędrowiec dalej, przed siebie, w dal bo ...."biel się nie smuciani weselitylko się bieliuparty mówię do niejże jest białaale biel nie słuchajest ślepagłuchai staje się bielszapowoli powoli" (T.Różewicz)

    OdpowiedzUsuń
  4. I szedł powoli,i zmęczoną ręką spocone czoło ocierał.Szedł ...do swej bieli.Nie wiedział że ona.., to kryształ :)

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...