sobota, 18 sierpnia 2007

Polacos w Encarnation

Myslalem, ze Encarnacion bedzie tylko krotkim, nieciekawym przystankiem na drodze do Argentyny. Tymczasem caly dzien byl niezwykle "gesty" w spotkania z ludzmi. Juz w pierwszym sklepiku wlasciciel zainteresowal sie skad jestem. Kiedy uslyszal ze z Polski powiedzial, ze w tym miescie zyje wielu "Polacos". Okazalo sie, ze tak nazywa sie tu... Ukraincow! Jednego poznalem. Facet po 40. Choc urodzil sie juz tutaj, geba taka ruska i mowil troche po ukrainsku, ja po polsku i rosyjsku, wiec pogadalismy. Trafilem w dodatku na dzien mniejszosci w Paragwaju obchodzony w miejscowej szkole prywatnej. Na wejsciu potrawy z roznych regionow swiata, na scenie dzieci i wystepy. Wszedlem w momencie, kiedy z glosnika polecial Nokturn Chopina i autentycznie sie wzruszylem. Lzy w oczach i serce w gardle... . W sali gimnastycznej prowizoryczne namioty roznych nacji przedstawiajace charakter kazdego kraju. Francja, Belgia, Niemcy, Rosja, Ukraina, Liban, Japonia itd. Przy wejsciu namiot bialo czerwony. Flaga Paragwaju i Polski (wiszaca odwrotnie - poprawilem) a w srodku "typowa" polskosc: Na scianie portret Jana Pawla II, fatalny wydruk z drukarki atramentowej Czarnej Madonny, ludowa wycinanka, obok na ziemi akordeon i gitara a na stole 4 talerze ze sztuccami, dwa paczki, chleb, sol i... pusta niestety flaszka po brazylijskiej wodce. Dwa krawieckie manekiny ubrane w meski i kobiecy podhalanski stroj ludowy. Namiotem opiekowaly sie dwie paragwajskie dziewczyny w kapeluszach kowbojskich i chlopak wygladajacy na Slowianina. Okazalo sie, ze jest... Niemcem. To mile - pomyslalem - ze Niemiec reprezentuje polska kulture.

Ludzie tu sie znali i bylem obcy, wiec chcialo ze mna rozmawiac wiele osob. Autentyczny Polak! Od poznanego Niemca - Luisa, ktorego  zona miala przodkow z Polski dowiedzialem sie, ze nie tylko Ukraincow nazywa sie tu "Polacos". Wszystkich bialych emigrantow z Europy! Zabawne. Prawdziwego kogos z Polski jednak nie spotkalem. Zostalem zaproszony przez Luisa i jego zone do ich sklepu nazajutrz. Mila rozmowa. Okazalo sie, ze nazwisko jej dziadka jest takie same, jak nazwisko moich przodkow ze strony mamy! Chcialem kupic u nich buty. Zamiast jakichs szpanerskich, ktorych pelno na calym swiecie, spodobaly mi sie autentyczne tutejsze robocze ze skory. Luis nie chcial zaplaty. Obiecalem jego zonie ze wysle jej z Polski album o kraju jej przodkow. bardzo sie ucieszyla. Prosili, bym znow przyjechal i pobyl w ich domu jakis czas, by mogli pokazac mi region. Kto wie, co przyniesie przyszlosc. Ja tez ich zaprosilem do Polski.

Teraz jestem po drugiej stronie rzeki Parana w argentynskim Posadas. Tu tez ludzie bardzo mili. Spytany o droge zolnierz znal angielski i powiedzial, ze mieszka tu wielu emigrantow z Polski. To juz nie "Polacos", ale autentyczni nasi. rzeczywiscie, widzialem w miescie kilka razy w roznych miejscach polskie nazwiska: jakies warsztaty, apteka, nawet duza firma przewozowa z wielkim napisem na autobusie: "Hermanski".

W nocy jade pod granice z Urugwajem do Concordia. Ta nazwa przypomina mi inna Concordie, z ksiazki "Walden" Thoreau.

5 komentarzy:

  1. Rzeczywiście miło tak daleko akcenty własnego kraju spotkać.Świetnie że trafiłeś na takie obchody,bo pomijając już sentyment napewno jak przedstawiają nasz kraj było dla Ciebie ciekawe.Miło.A jeszcze przyjemniej,że oni trafili na takiego jak Ty, Polaka.W końcu reprezentowałeś nas :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć Sławku! Wracam z dużą przyjemnością zTobą na trasę. Przepraszam ale urlop i zobowiązania zawodowe nie pozwoliły mi na stały kontakt. Obiecuje poprawę. Nadrobiłem już zaległości z trasy, tak jak inni martwę się o twoją nogę i ogólnie zdrowie. Uważaj na siebie, szkoda takiego ciekawego przewodnika po świecie. Chyba już lepiej skoro pozwoliłeś sobie na kąpiel w rzece Pozdrawiam, podziwiam i trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hallo!Moj ojciec zawsze twierdzil, ze swiat jest maly, a Polakow spotyka sie i na koncu swiata. Przed paroma laty bylam na urlopie w Walii (Wielka Brytania). W wiejskim sklepiku na pustkowiu, jak powiedzialam, ze pochodze z Polski, poinformowano mnie, ze w poblizu znajduje sie polskie osiedle. Z ciekawosci je odwiedzilam. Malowniczo polzone, z godlem polskim na bramie wjazdowej, z harcowka dla wnukow i prawnukow, zbudowane zostalo dla polskich oficerow, ktorzy spedzili wojne w Wielkiej Brytanii i brali udzial w bitwie o Anglie. Dla mnie osobiscie podwojnie interesujace. Okazalo sie,ze tam mieszka rownierzl moj dziadek zanim powrocil do ojczyzny. Moja rodzina bardzo sie zdziwila, ze to osiedle jeszcze istnieje. O.K., Wielka Brytania to nie Ameryka Polodniowa, ale dla mnie to bylo niezapomniane przezycie.Pozdrawiam i zycze dobrej drogibogu bayer

    OdpowiedzUsuń
  4. ~ósmy cud świata21 sierpnia 2007 09:09

    Sławku Drogi! To wspaniale, że każdego dnia towarzyszy Ci tyle pozytywnych emocji, wrażeń, przygód ... Ale cieszę się, że gdzieś tam daleko, na drugiej półkuli, niespodziewanie usłyszałeś Chopina. To pozdrowienia z Polski!! Tutaj wiele osób ciepło o Tobie myśli i bardzo, bardzo tęskni …

    OdpowiedzUsuń
  5. Też marzę o spędzeniu Gap year'a gdzieś daleko.Z Twojego bloga zasięgam inspiracje i nowe pomysły na ciekawą podróż.Bardzo fajny blog:)

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...