niedziela, 23 września 2007

Hobart

Zatoczylem kolo wokol Tassie w ciagu kilku dni i dotarlem do Hobart, czyli punktu wyjscia. Tylko raz w calej tej podrozy wokol wyspy spalem w backpackers w gorniczym Queenstown. Zdarzalo mi sie spac na prawde w niezwyklych miejscach, ale to pokaze na fotografiach jak wroce, by wyostrzyc ciekawosc.

Cala trase, czyli prawie 1200 km przejechalem autostopem. Zdarzalo sie, ze czekalem na jakichs zad... dwie, trzy godziny, ale czasem od razu ktos mnie podrzucal w kolejne miejsce. Wczoraj jechalem w Hamilton z farmerem, ktory zaprosil mnie do siebie na lunch. Wspaniala, goscinna rodzina. To na prawde niezwykle przyjazni ludzie. Byc moze zycie w tak cudownym miejscu powoduje, ze sie nie stresuja, nie maja uprzedzen i sa tak otwarci. Ciekawe, jak bedzie na glownej wyspie.

Moge mowic o szczesciu: dzis dotarlem do Hobart, zobaczylem po drodze Dom Polski, zostawilem plecak w backpackers o nazwie The Pickled Frog i poszedlem zobaczyc co z tym domem. A tam! Obiad dla kilkuset Polakow tu zyjacych! Te obiady organizuje tutejsza Polonia z parafia polska dwa razy w roku i akurat trafilem na ten dzien. Zaproszono mnie oczywiscie. Rozmawialem z weteranem wojny walczacym pod Tobrukiem, z wieloletnim prezesem Polonii i kilkoma innymi ludzmi. Mlodziezy tu malo. Jezyk polski starsi pielegnuja, gorzej z mlodymi. Dowiedzialem sie wielu interesujacych rzeczy na temat Polonii na Tasmanii. To na prawde ciezkie chwile w ich zyciorysach. Potem krakowiaczek w wykonaniu dzieci. Wiele notuje i byc moze uda mi sie to opublikowac po powrocie.

Pogoda na Tassie tak jak mi mowiono: czasem w ciagu dnia zdarzaja sie 4 pory roku. Doswiadczylem tego jadac z Queenstown do Hamilton, kiedy uciekalem przed sniegiem. Wspaniale pejzaze, wspaniali ludzie, wspaniale zwierzeta. Widzialem tu na wolnosci wiele typowo australijskich i tasmanskich zwierzakow i ptakow, ktorych nazw niektorych z nich nawet nie znam.

Dwa dni w Hobart. Porzadne pranie, porzadny goracy prysznic, jutro spotkanie z kims z tutejszej szkoly artystycznej zorganizowane przez faceta, ktory podwozil mnie na poczatku mojej podrozy po wyspie.  Pojutrze rano lece juz do Melbourne.

Tassie oswojona!

4 komentarze:

  1. Strasznie lubię takich życzliwych ludzi.Szanuję niezmiernie ich otwartość i gościnę.Nie wiem czy stres,myślę że huk cywilizacyjny wartości zabija.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli tęcza w pełnej krasie.Cudownie, ale dla mnie te cztery pory roku w jednej chwili to rewelacja.Dzisiaj początek jesieni ...wiatr przyniósł pierwsze złote listy , leżą w sieni..

    OdpowiedzUsuń
  3. Slawku, nie odwiedzalem Ciebie przez chwile, a ty już w krainie kangurów. Szkoda, że NZ miałeś okazję zobaczyć tylko tak krótko, ale wrócisz tam pewnie. Teraz otwiera sie przed tobą magiczny ląd z jego historią wymalowaną aborygeńskimi doświadczeniami. Nich sie tobie wiedzie. oczywiście trzymamy kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  4. ~ósmy cud świata26 września 2007 00:15

    Dzisiaj setny dzień Twojej wędrówki.Sto dni samotności.Samotności - w poszukiwaniu samego siebie.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...