poniedziałek, 1 października 2007

Gornicze Roxby Downs

Wszystko niezwykle dobrze sie uklada:

Z Melbourne wyjechalem pociagiem do Ballarat. Pogoda zmieniala sie z kazda chwila: rano troche slonca, w pociagu za oknem deszcz, potem znow git a kiedy juz stanalem na autostradzie w kierunku Adelaide, wiatr przygnal olowiane chmury, z ktorych polecial... grad! Walilo we mnie jak zwirem i nie bylo gdzie sie ukryc. Na szczescie zatrzymala sie pani, czestujac ciasteczkami i podrzucilakilka kilometrow dalej do malego miasteczka, gdzie przy stacji benzynowej przeczekalem najgorsze. Strasznie zimno, ale udalo mi sie zlapac wielka ciezarowke jadaca do Adelaide, czyli ponad 500 km dalej. Kierowca - dlugowlosy, dlugobrody sympatyczny gadula rodem ze Szkocji moglby grac w "Walecznych sercach". Przespalem gdzies przy drodze na wylotowce z Adelaide w kierunku polnocnym i rano zlapalem kolejne okazje. Ostatni odcinek z Port Augusta do Roxby Downs przejechalem z ksiedzem katolickim, wracajacym z chrzcin. Jestem od niego starszy 4 dni! Dogadalismy sie, ze wymaluje mu dekoracje na Boze Narodzenie a w zamian bede sie mogl u niego zatrzymac. Od Port Augusta juz inna pogoda. Slonce i cieplo. Za cieplo: ludzie nie widzieli tu deszczu od 10 miesiecy. Ale mi ten pustynno-stepowy klimat odpowiada. W domu ksiedza Briana mieszka tez uciekinier z Iranu - Hojat, pracujacy w restauracji tutejszej kopalni. 4 lata przebywal w obozie dla uchodzciow pracujac za psie pieniadze zanim dostal obywatelstwo. mamy sporo do pogadania, bo bylem w jego kraju i w jego rodzinnym Esfahanie. Mowi, ze jesli bede znow w Iranie, musze zatrzymac sie u jego brata. Z przyjemnoscia!

W okolicy Roxby Downs wydobywa sie zloto, srebro, cynk i uran. Miasteczko male - same parterowe domki w otoczeniu pustyni o czerwono-rdzawej ziemi i krzewach ostrych. Na ziemi mnostwo sladow zwierzat. Bawie sie w tropiciela. Jaszczury pozostawiaja charakterystyczne wezowate linie ze sladami stop, wielkie stopy kangurow, male zajecy, ptaki itd. Wiele jest tez nor i ziemnych pulapek. Cudownie sie czuje, wloczac sie po tych dzikich miejscach!  

Mieszkanie Briana nie przypomina mieszkania duchownego. To najzwyklejszy dom a on sam nie chodzi w tunice. Tylko raz mnie spytal, czy jestem katolikiem i nie ma tematu. W drodze dwa razy probowano mnie nawrocic... .

A wiec zatrzymalem sie na kilka dni w malym Roxby Downs i szkicuje, robie projekty pieciu plansz pod wymiar scian w kosciele (kosciol to wydzielona czesc miejscowej szkoly. Cala katolicka spolecznosc to okolo 35 rodzin). W srodku bedzie scena narodzin Jezusa, na lewo flora i fauna Australii a na prawo trzej krolowie i swiat stworzony przez czlowieka. Coraz bardziej wciagam sie w ta prace. To nowe doswiadczenie.

Mam swoj pokoj, pelna lodowke, bo iranczyk Hojat przynosi z pracy mnostwo jedzenia a jedynym problemem jest kotka Sinn, ktora lasi sie do mnie a ja mam alergie na jej siersc!

Moge sobie pozwolic na dluzszy przystanek, bo do wylotu z Darwin na Bali mam dokladnie miesiac czasu.

Czuje sie jak Narcyz z powiesci Hermanna Hesse. Nie znacie? To przeczytajcie!

3 komentarze:

  1. W podrozy, tak jak w zyciu warto sie czasami zatrzymac, rozejrzec dookola i poznac blizej ludzi. Uwazam, ze podjales bardzo dobra decyzje. Niech Cie wena nie opuszcza podczas przygotowywania dekoracji. Pozdrawiam goraco:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Taa.Warto się zatrzymać i warto przyjrzeć się.Ludziom i nie tylko.A dekoracja napewno wspaniała będzie.Czy zrobisz jej zdjęcie?Chciałabym zobaczyć.Pozdrowienia dla Księdza,mądry z niego człowiek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem tu niemal codziennym gosciem...onegdaj wspomnialem o inspiracji "oddechem"...inspiracje i zonglerka nimi to jak gra szklanych paciorkow...czasem wyznacza dobra droge...jeszcze raz dzieki za te inspiracje...pozdrawiam "w drodze"...

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...