środa, 31 października 2007

pozegnanie z Australia

Ostatnie dni spedzam w Darwin. Wczesniej spedzilem trzy dni i trzy noce w Parku Narodowym Kakadu. To olbrzymi teren zajmujacy prawie tyle obszaru co polowa Szwajcarii.

Na poczatek Yellow Water i przejazdzka  lodzia po rzece,  w ktorej byly krokodyle a na brzegu mnostwo ptakow. Nie bylo to jednak warte 55 dolarow.

Najwazniejsze jednak bylo dla mnie odwiedzenie Ubirr - miejsca w samym polnocno wschodnim narozniku Parku, gdzie znajduja sie wspaniale rysunki naskalne. Nie zawiodlem sie. spedzilem dwa dni wloczac sie po skalach i ogladajac te dziela sztuki. Wyobrazenia zwierzat, ludzi i ... duchow. W innym miejscu, gdzie nie bylo zadnych oznaczen odkrylem takze naskalne rysunki! Wieczorem przeszedlem ogrodzenie i znalazlem sie na terenie Aborygenow. Nie powinno mnie tam byc, ale ta ciekawosc... . Na pierwszy rzut oka tak samo jak przed ogrodzeniem: piasek i wspaniale rosliny, troche spalonych drzew. Ale kiedy przyjrzalem sie ziemi zauwazylem, ze sa tam jakies linie i znaki. Nie powstaly w naturalny sposob. Sporo obserwuje ziemie. Czasem wspaniale luki tworza podczas wiatru ostre liscie palmy dotykajace ziemi, mrowki robia szlaki widoczne pomiedzy mrowiskami. Ale to bylo robione ludzka reka, lecz zadnych sladow stop nie widzialem! Poczulem sie nieswojo, choc na ogol jestem sceptyczny i nie poddaje sie latwo mistycznym nastrojom. Odrozniam "sciemnianie" (przynajmniej tak mi sie wydaje). Nagle zdalem sobie sprawe, ze caly ten teren byl jak olbrzymia mapa! Aborygeni z pewnoscia odprawiali tu swoje rytualy. Opowiadali o Akcie Stworzenia. A ja bezczescilem to miejsce. Zachodzilo slonce, lekko wialo a w oddali pomruki burzy, ktora nie nadchodzila. Szybko opuscilem to miejsce i wyraznie mi ulzylo. Jakas energia wyraznie emanowala w tym miejscu.

Mrowki zzarly podloge mojego namiotu, kiedy wyczuly jedna zupe chinska w plecaku. No i przy okazji bardzo mnie pogryzly. Goraco i duszno, mrowki, komary... . Nie spalem dobrze trzy noce.

Ale teraz jestem juz w Darwin w klimatyzowanym pokoju. Darwin na poczatku XX wieku bylo bardziej chinskie niz australijskie. Zniszczone dwa razy: przez Japonczykow w czasie II wojny swiatowej oraz przez cyklon w 1974 roku. Nie ma tu zbyt wiele do zobaczenia, procz fajnego Ogrodu Botanicznego i Muzeum Polnocnego Terytorium.

Wszystko gra. Jutro sobie jeszcze pochodze po tym miasteczku a pojutrze rano lece juz na Bali.

 

5 komentarzy:

  1. Długo kazałeś na siebie czekać! Ale było warto, ten dreszczyk emocji z powodu w targnięcia w nie swoją przestrzeń , udzielił mi się. Chylę czoło przed tymi którzy potrafią w codziennym życiu, uszanować czyjąś "przestrzeń"... Pozdrawiam i proszę o więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Slyszałem od jednego archeologa, który przez jakis czas byl skazany na przebywanie w gorącej strefie jak przetrwać upały... rozwieszał w całym pomieszczeniu mokre prześcieradlą i cały czas je oblewał. To pomagalo.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~ósmy cud świata31 października 2007 09:38

    Wyjątkowe zakończenie australijskiej przygody. Mistyczne, niezwykłe miejsce! Czyżby genius loci?A mrówkom się nie dziwię: smakowity z Ciebie kąsek!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy duchy przodków chcą coś od Ciebie, narysuj im na skale chociaż strzałkę. Nie na darmo czułeś ich obecność, wszak jesteś artystą .Witają Ciebie wiatrem i uczuciem.Bliscy i dalecy złączeni sztuką.Oni już są na zawsze , my tylko na chwilę.Szczególny dzień do rozmyślań , bo jutro 1 listopada.Życzę "zawieszenia" w myślach, wyłączenia na bodźce,zwykłej medytacji codziennej.Pożegnanie z Australią...tak ...po to , by się przywitać za jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  5. Najprawdopodobniej uczyniłabym to samo /chodzi mi o Aborygenów/.Nie rozumiejąc,wyczuwając, zapewne najszybciej delikatnie wycofałabym się z tego miejsca.Tak bezpieczniej.Nie warto być wścibskim,a zwyczaje należy szanować.Szczególnie te,najbardziej niezrozumiałe.Tak zbudowany ten świat,w poczuciu wzajemnego szacunku.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...