środa, 17 października 2007

Z serca Australii

No i dotarlem do wiekszego miasta w czerwonym centrum Australii. Tak jak planowalem, kiedy skonczylem malowac dla Briana, rozbilem namiot przy jeziorze kilkadziesiat kilometrow od Roxby Downs i pozostalem tam dwa dni, zyjac samotnie jak pustelnik, rozpalajac ogniska wieczorem, by cos ugotowac, plywajac duzo, by uciec przed upalem i niemozliwie wrednymi muchami. W poblizu znalazlem prawdopodobne stare siedlisko Aborygenow. To idealne miejsce na zycie tutaj: woda, wysokie drzewa dajace cien... W jednym miejscu sporo narzedzi krzemiennych. Wszystkie podobnych rozmiarow i ksztaltow, zaostrzonych bokow. Podobne kupilem od nomadow w Mauretanii na skraju Sahary. Wspaniale sie czuje, bawiac sie w archeologa. Zrobilem fotografie tych kamieni a kilka sprobuje przemycic do kraju.

Dalej jechalem stopem, spiac na ogol gdzies przy drodze pod namiotem. Czasem czekalem wiele godzin gdzies na stacjach benzynowych, by zabrac sie do kolejnego na polnocy miejsca. Wieczorami i w nocy przy drodze mnostwo kangurow a czasem dingo. Minalem Coober Pedy - najwieksza kopalnie opali i Stuart Highway dojechalem w koncu do Erldundy - stacji z campingiem, przy ktorej juz z glownej drogi biegla Lasseter Highway prowadzaca do Uluru. To najwazniejsze miejsce w Australii, ktore chcialem odwiedzic. Spedzilem tam dwa dni. Wieksze wrazenie niz Uluru/Ayers Rock zrobila na mnie inna gora kilkanascie kilometrow dalej, takze na terenie Parku Narodowego - Kata Tjuta/The Olgas. To wlasciwie kompleks 36 mniejszych i bardzo duzych skal. Olgas jest wyzsza od Uluru 200 metrow. Uluru mozna obejsc, kompleks skal Olgas nie. Sa tam dwa szlaki, ktorymi mozna pospacerowac po skalach i kamieniach. Na Uluru mozna wejsc, na Olgas nie. Nie wszedlem na Uluru nie dlatego, ze zginelo juz na niej 49 osob, ale dlatego, ze to swieta dla Aborygenow gora. Przy wjezdzie na teren Parku, kupujac bilet wazny 3 dni i kosztujacy 25 dolarow australijskich otrzymuje sie folder z mapkami i opisujacy to miejsce. Na pierwszych stronach prosba Aborygenow, by nie wchodzic na Uluru, bo wejscie jest czynem sakralnym. Mysle, ze ponad 3- godzinne obejscie gory - droga 9,4 kilometra jest nie mniej fascynujaca. Po drodze wiele miejsc szczegolnie swietych, ktorych nie wolno fotografowac a takze malowidla naskalne. Olgas jest bardziej zroznicowana. Widzialem tam sporo wspanialych ptakow oraz wielkie jaszczury. Spedzilem 2,5 dnia z para z Niemiec. Chlopak mial zwichnieta noge i nie mogl duzo chodzic, wiec troche bylem zalezny od nich. Wspolnie biwakowalismy przez ten czas. Oni spali w aucie w obawie przed wezami i pajakami, ja pod namiotem. Na jednym z pol oswojony emu, ktoremu spodobal sie moj namiot i wciaz go skubal. Trudno go bylo odgonic. Zreszta patrzac w jego glupawa twarz bylo mi go troche szkoda... . Selke i Thomas podrzucili mnie na Stuart Highway i stamtad pod Alice Springs jechalem z Charliem stara furgonetka marki Nissan. Charlie na ogol wpatrzony byl w droge, ale kiedy jakis pojazd nas mijal, biego do tylu jakby go chcial przegonic. Charlie byl 6-letnim, nieco spasionym czarno-bialym owczarkiem, podrozujacym ze swym panem - Bobem przez miesiac po Australii. Bob odwiedzal kumpli, z ktorymi w latach 50. polowal na kangury. Zatrzymalem sie na przedmiesciach Alice wczoraj po poludniu, gdzie znalazlem camping. Dzis rano chcialem pojechac na wschod od miasta, by zatrzymac sie na jeden dzien w Trephina National Park nad jeziorem, gdzie jest tez wodospad. Widzialem to na zdjeciach w albumie u Briana. Niestety, dowiedzialem sie, ze od wielu miesiecy nie bylo tu deszczu i wszystko wyschlo. Dotarlem wiec tylko 17 kilometrow na wschod do Emily Gap - skal, gdzie znajduja sie wspaniale malowidla Aborygenow. Na ogol pionowe czerwono - biale pasy zwiazane z legendami o przodkach i trzech gasienicach: Yeperenye, Ntyarlke i Utnerrengetye. Stamtad dojechalem do Alice Springs i zatrzymalem sie w backpackers. W pokoju czterech Irlandczykow spiacych w ubraniach i odor wczorajszego piwa. Dlugo tu nie zabawie. Moze odwiedze Boba i Charliego w Alice. Bob zostawil mi na siebie namiar. Wypijemy po piwku i pogadamy o jego mlodych latach, gdy polowal.

W podrozy mialem sporo naprawde interesujacych spotkan z ludzmi. Na jednej ze stacji rozmawialem ze starym Aborygenem - Johnem. Wraz z kilkunastoma innymi ludzmi jego plemienia czekal na autobus do Adelaide, gdzie mieli wystepowac oraz uczyc jezyka i przyblizac kulture swego ludu w tamtejszym Uniwersytecie.

Odwyklem juz od miasta. Odpoczne tu troche, a potem rusze na polnoc. Do Darwin mam jeszcze ponad 1500 kilometrow. Przejechalem wiecej niz polowe. Zanim dotre do Darwin pokrece sie po okolicy, by odwiedzic Parki Narodowe. Tam juz nie jest tak sielsko nad jeziorami. Dzisiejsze australijskie gazety donosza o znalezionych cialach dwoch osob przy farmie krokodyli. Takie wypadki tam nie sa rzadkoscia. Czesto krokodye, ktore osiagaja nawet 6 metrow dlugosci wciagaja ciala pod wode, gdzie klinuja sie w jakichs skalach i zerdziach.

I tym malym horrorem koncze. Ide na zakupy. Dzis w Alice Springs jest 36 stopni w cieniu a w weekend ma byc 40. Pa!

 

3 komentarze:

  1. Nareszcie odezwał sie nasz "Aborygen", i bardzo się cieszę. Interesująca sprawa z tą notką aborygenów żeby uszanować ich swięte miejsca. Ciekawy kompromis dwóch cywilizacji. Pozdrawiam i zazdroszczę ciepełka

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobnie jak Ty,nie weszłabym na świętą górę.No,chyba że Bóg by mnie zaprosił :).Bardzo ciekawie wędrujesz,może dlatego że nie uciekasz od trudności.Jednak na krokodyle uważaj.Nie są warte z Ciebie posiłku :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Z serca: Emu czekał na toast, chlup w ten głupi dziób. 36 stopni...nie dziwię się , krokodyle nerwowe poszukują skórki na sandałki firmowe.Jak mogłeś tak zwyczajnie oznajmić: " minąłem kopalnie opali ", czy zapomniałeś że czytają Cię kobiety?Uważaj na gąsiennice. U nas głośno. Wyje wszystko i wszyscy.Błoga cisza australijska, czerwona i rozpalona....a kolor nieba?

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...