sobota, 24 listopada 2007

Mister mokrego podkoszulka w Palembang

No i jestem juz na Sumatrze. Parno i duszno oczywiscie. T-shirt nie jest najlepszym ubiorem tutaj. W koszuli zapinanej na guziki przynajmniej wietrzy sie klatka piersiowa.
3 godziny trwal wyjazd autobusem z Jakarty. Olbrzymie miasto i kilka postojow. Przed zmrokiem zdazylem zobaczyc wielka, niepokojaca sylwetke Krakatau  - wulkanu - wyspy lezacej miedzy Jawa i Sumatra. Prom plynal 2 godziny. Kiedy rano sie obudzilem, wlasnie przejezdzalismy przez sympatyczne miasteczko, lezace nad rzeka a na brzegu domy na palach. Ku zaskoczeniu kierowcy poprosilem, by sie zatrzymal i wysiadlem. Miejsce nazywalo sie Tanjung Raja, rzeka Ogan a do Palembang, do ktorego mialem bilet, bylo jeszcze okolo 60 km.  Nie bylo tu hotelu i po rozmowie z policjantami zaproponowali, bym rozbil namiot na ich terenie. Potem w koncu dostalem klucz od swietlicy policyjnej i tam rozlozylem materac pod tropikiem. Chlopaki w mundurach skorzy do zartow. Na poczatku jednak sprawdzili moj paszport, poprosili o ksero strony ze zdjeciem i wizy - na szczescie mialem, a potem niby "na pamiatke" zrobili mi zdjecia. Tylko dlaczego na tle sciany, z przodu i obu profili?
W zartach zabajerowalem, ze potrafie wrozyc z reki i po chwili otoczylo mnie kilkunastu mlodych chlopakow w mundurach z wyciagnietymi dlonmi. Opowiadalem rozne glupoty a oni byli wniebowzieci. Gdy chcialem sie przejsc po miasteczku, przydzielono mi mlodego policjanta, ktory wozil mnie motorem i nosil siatke z bananami. Probowalem go zgubic, ale nie udalo sie.
Na posterunku pojawil sie niski pan o imieniu Ilyas, ktory uparl sie, ze pokaze mi miasteczko. O umowionym czasie przyjechal motorem i w ciagu godziny odwiedzilismy kilkanascie miejsc: jego rodzine, znajomych, pobliska szkole, gdzie akurat rozgrywano mecz koszykowki. Wszedzie zatrzymywalismy sie na kilka minut i pedzilismy dalej. Ilyasowi najwyrazniej zalezalo, by pochwalic sie wszystkim w okolicy, jakiego ma kumpla. Wolano na niego, pytajac chyba "co to za bialy facet?" a on odkrzykiwal, ze "Polandia" i ze zatrzymal sie na "polisi" Wu wei. Znosilem to wszystko z usmiechem, choc meczyl mnie katar i bol glowy chyba z powodu zbyt silnej klimy w autobusie. Zoladek tez zaczynal szwankowac... .
Odwiedzilismy tez domki nad rzeka a tam przygotowania do czegos w rodzaju chrzcin. Zaproszono nas na glowne uroczystosci nazajutrz rano.
Ilyas chcial mnie jeszcze zabrac do siebie na obiad, ale podziekowalem. Bylem na typowo biegunkowej diecie: ryz z bananami. Sprawdzone w Indiach. Przydalby sie jeszcze jogurt, ale nie bylo.
Rano przyjechal po mnie i pojechalismy nad rzeke. To bylo swieto czworki dzieci, ktore nie ukonczyly jeszcze roczku. W domu cala starszyzna w odswietnych strojach, z ktora sie przywitalem a Ilya caly uszczesliwiony opowiadal, jakby znal mnie od urodzenia. Wu wei. Wszyscy bardzo mna zainteresowani, a najbardziej dzieciaki na zewnatrz krecace sie przy scenie, na ktorej pozniej odbyl sie koncert: kilku muzykow i spiewajaca dziewczyna. Ilyas probowal mnie namowic, bym wszedl na scene i zaspiewal oraz zatanczyl ale nie palilem sie do robienia z siebie posmiewiska. Juz moja obecnosc byla tu wystarczajacym zaskoczeniem. Kobiety wrzucaly mi w ramiona swoje dzieci, by mezowie robili foty telefonami komorkowymi. No dobra; wu wei.
Oficjalne uroczystosci: w domu kobieta a potem mezczyzna odczytywali fragmenty Koranu, potem 5 kolejnych mezczyzn odspiewalo przypowiesci o 5 fragmentach zycia, w koncu przyniesiono dzieci, ktorym inni mezczyzni starszyzny odcinali male kosmyki wlosow. Ciekawa uroczystosc. Kiedy oficjalna czesc sie skonczyla i miejscowa pop gwiazda znow wskoczyla na parkiet, wrocilismy na posterunek, zegnani kilkudziesiecioma machajacymi rekami. Niezwykle przyjazni ludzie.
Na policji przed wyjazdem kolejne pamiatkowe zdjecia i wyjechalem w koncu do Palembang. Posadzono mnie przy kierowcy, ktorego pierwsze skierowane do mnie slowa brzmialy "Please kiss me". Nie wiem, czy wiedzial, co to znaczylo. Chyba tak, bo po chwili gladzil mnie po rece. Wu wei, ale do czasu. Gdyby zaczal jeszcze bardziej sie do mnie zalecac, niewatpliwie dostalby klapsa!
Jakos dojechalem i znalazlem w Palembang nieco obskorny, tani hotel. Tu tez co chwila slysze zawolania w swoja strone. Miasto lezy nad szeroka rzeka z ladnie polozonymi domkami na palach. Zostane tu do jutra rana i rusze dalej na polnocny zachod.
Jestem coraz blizej rownika.

7 komentarzy:

  1. pisz prosze dalej co ci sie pojawia przed nosemi dalej takiego luzu , wspolczucia i madrosci:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Barwne to wszystko,niemniej taka popularność na dłuższą metę to chyba zamęczy.No cóż,byłeś dobrą atrakcją.Lud się ucieszył.

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaha chcialbym widziec Twoja mine w niektorych sytuacjach ktore opisales...

    OdpowiedzUsuń
  4. ...szczęśliwe dookoła świata, niezależne,odkrywcze,twórcze...scala.

    OdpowiedzUsuń
  5. ...niech bogowie czuwają nad Tobą nasz kochany podróżniku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm, Mister, to mogło być ciekawe (do czasu zmiany na koszulę;-) hi hi, a jeszcze ciekawsza - minka po prośbie kierowcy.

    OdpowiedzUsuń
  7. ~ósmy cud świata27 listopada 2007 04:52

    Welcome Mister World! Coraz fajniej piszesz! Tak lekko, refleksyjnie, zawsze ciekawie i zabawnie. Kiedyś przeczytałam, że świat bez poczucia humoru byłby płaski. Podobnie człowiek. Odtąd lubię krągłości ;)

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...