wtorek, 27 listopada 2007

W krainie lagodnosci

No i ucieklem z Indonezji. Spedzilem tam ponad 3 tygodnie i poza Papua tak na prawde kazdy dzien byl zmaganiem sie: w pokojach hotelowych z komarami, poza nimi z natarczywymi zaczepkami co krok. Nagi Papuas nie robilby tam chyba wiekszego zamieszania niz ja... .

Z Jambi pojechalem do portowego Dumai.  Autobus mial jechac 16 godzin, ale ta mordega trwala ponad 20! Autobus byl pelen papierosowego dymu. Palili prawie wszyscy, ale najwiecej dymu produkowala pewna starucha, ktora kaszlala przerazliwie i czasem krzyczala na kogos, kto otwieral maly lufcik, by nmieco przewietrzyc pojazd, ze jej wieje. Na jednym z nocnych postoi rozciagnalem sie na calej dlugosci siedzen w tyle autobusu. Chyba miala ten sam zamiar, bo podeszla do mnie i zaczela szturchac, bym wysiadl jak wszyscy i cos zjadl, ale powiedzialem ze nigdzie sie nie ruszam i odeszla mruczac cos pod nosem. Zmeczony, niewyspany z powodu fatalnych drog i jazgotu z glosnikow, chcialem jak najszybciej gdzies porzadnie odpoczac. W autobusie kierowca "uszczesliwial" pasazerow muzyka indonezyjskiego popu. Kolejne kasety. Wpierw cos w rodzaju Urszuli Sipinskiej, potem jakis chorek i facet o dziwnym glosie. W pewnej chwili kaseta zaczela nawalac. Glos zmienil sie, jakby ktos trzasl tym gosciem, potem jakby spiewajacego zanurzyl pod wode a w koncu bulgot ustal. Pomyslalem, ze to na szczescie koniec, ale kierowca mial w zanadrzu kolejne tasmy. Po kilku godzinach zobojetnialem.

Po drodze zaprzyjaznilem sie z ladna dziewczyna o imieniu Sahara i Ibrahimem - starszym, lekko sparalizowanym panem z Malezji znajacym angielski. Sahara pracowala w kuchni restauracji w Malezji i musiala co 3 miesiace wracac do Indonezji by przedluzyc pozwolenie na prace. Kierowca, jego zmiennik i pomocnik najwyrazniej byli zazdrosni i dogadywali jej, kiedy ze mna rozmawiala. W ukryciu przed nimi pozostawila mi swoj malezyjski numer telefonu. Zadzwonic?

Bilet na szybka, ekspresowa lodz przez Ciesnine Malacca z Dumai do Port Dickson kosztowal 180 000 rupii. To niecale 60 zlotych. Sahara musiala zostac dzien dluzej w Indonezji z powodu jakichs problemow wizowych. Po 3,5 godzinach doplynelismy do brzegu. Odprawa, wbity stempel graniczny zezwalajacy na trzymiesieczny pobyt w tym kraju, pobiezne przejrzenie mojego plecaka i "Welcome in Malaysia Sir!". W czworke z Ibrahimem i dwoma Indonezyjczykami pojechalismy taksowka 30 kilometrow wglab kraju do wiekszego miasta Seremban. Od razu zauwazylem roznice: spokoj, czysto, duzo malajsko - chinskich napisow, ale byla juz noc i duzo nie obejrzalem. Pozegnalem sie z Ibrahimem, ktory jechal dalej autobusem i ruszylem w poszukiwaniu hotelu. O dziwo kilka bylo zamknietych na cztery spusty, ale w koncu znalazlem: Chiew Kee Hotel prowadzony przez Chinczykow. Kiedy pan wpisywal moje dane w ksiege gosci i doszedl do rubryki "zawod", zaskoczylem go swoim chinskim, mowiac: "wo shi lao shi", czyli ze jestem nauczycielem. Rozbawilo go tez moje "sje sje", czyli dziekuje, i teraz, gdy sie ze mna mija, mowi do mnie ze smiechem "sje sje!" To sympatyczne. Hotel czysty i spokojny. Maly pokoj za 30 ringgit, czyli niecale 30 zlotych a w nim maly telewizor, umywalka i wentylator na suficie. Pozny obiad w indyjskiej restauracji. W koncu cos innego niz ryz z kurczakiem. Prawdziwa, pyszna masala dosa i to bardzo tania!

Odwiedzam od rana miasto. Jest cicho, na drogach dobrej marki samochody i zadnych zaczepek. Choc nie widzialem tu zadnego turysty, nie wzbudzam wiekszego zainteresowania. Czasem kupujac cos w sklepie sprzedawca spyta skad jestem. Mysle, ze tu odpoczne.

Jutro jade na poludnie, by odwiedzic Malacca, potem na sam dol gdzie bede chcial znalezc jakis hotel w miescie Johor Bahru graniczacym z Singapurem. Odwiedze to male panstewko na jeden dzien i wracam na polnoc Malezji.

12 komentarzy:

  1. Jak ładna, to ja bym zadzwonił ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~andrzejszarek@gmail.com28 listopada 2007 11:40

    Cześć Sławek. Dzis po raz pierwszy zajrzałem na Twoją strone i jestem pod duzym urokiem Twoich opowiadań. Napewno zajrzę tu niedługo. Świetnie ze to widzisz .trochę Ci zazdroszczę. Pozdrawiam Cie serdecznie i Trzymaj sie skurczybyku.Andrzej Szarek

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta "starucha"musiała być "piękna".Szczerze śmieję się do ekranu,choć Tobie zapewne do śmiechu nie było.Ale,dałeś radę.Coo tam,nie z takimi sobie poradzisz.A do nowej znajomej,zadzwoń.W końcu nic nie tracisz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. raz na wozie,raz pod wozem. :-)))))raz z komarami...

    OdpowiedzUsuń
  5. Zadzwoń do Sahary, złam stereotyp, że facet dzwoni tylko wtedy jak ma...hmm... interes. To miłe gdy ktoś powie chociaż "Cześć, pamiętam cię i miło wspominam."

    OdpowiedzUsuń
  6. ~www.zniszczona-nadzieja.slowa.pl6 grudnia 2007 10:44

    z pozdrowieniami serdecznymi :))))

    OdpowiedzUsuń
  7. ~www.blogownia.com - obrazki6 grudnia 2007 13:25

    www.blogownia.com - obrazki

    OdpowiedzUsuń
  8. ~aggna.blog.onet.pl6 grudnia 2007 23:09

    No tak, dlugie podroze autobusowe - rozumiem. pozdrawiam - ciesz sie Malezja

    OdpowiedzUsuń
  9. ~ellevina@vp.pl7 grudnia 2007 07:43

    hej, jak ci sie podoba mój blog, niebyłaś tam zapraszam pisze o przyjaźni możesz zabierzesz głos czy mozna znaleść przjaciela, a ty masz przyjaciela?www.pamietnik-ellevina.blog.onet.plpozdroellevina

    OdpowiedzUsuń
  10. niesamowity projekt. niezwykly. mimo calego zalozenia mam wrazenie ze Twoja podroz to przede wszystkim podroz mistyczna, podroz w glab siebie. Sztuka wydaje mi sie tutaj jedynie pretekstem, ze wzgledu na to, czym zajmujesz sie w zyciu, ale to tylko moje odczucie i nie wiem o Tobie nic, oprocz kilku przeczytanych postow. to przypadek, gdy sztuka staje sie zyciem, a zycie sztuka. napewno nie bedziesz tym samym czlowiekiem, gdy wrocisz... to projekt katharsis:) od dlugiego czasu nic mnie tak nie zainspirowalo jak to, co znalazlam u Ciebie. jednoczesnie poczulam sie, jakby mnie cos omijalo. niezwykly z Ciebie czlowiek. zagoszcze tu na stale. pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  11. Pierwszy raz zdarzyło mi się, że wpis w tej kategorii zainteresował mnie do tego stopnia, że przeczytałam go w całości i to z niemałą ciekawością. :-) Może dlatego, że rzadko spotyka się jakiekolwiek teksty dotyczące tak odległych miejsc, a może dlatego, że te wrażenia zostały opisane w sposób surowy, prosty, bez zbędnego przesłodzenia i ubarwiania - czysta prawda. W każdym razie musi pan być niezwykłym człowiekiem i przede wszystkim świetnym wykładowcą. Tylko pozazdroscić pana studentom. :-) Pozdrawiam i życzę dalszych wspaniałych podróży.

    OdpowiedzUsuń
  12. Pięknie i mądrze...

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...