środa, 14 listopada 2007

Podroz w czasie

Lecac z Bali na Papue przesunalem zegarek o godzine do przodu, ale tak na prawde cofnalem sie w czasie o setki, tysiace lat. szef Lazarusa - Wiem, ktory mieszka ze swoja holenderska zona i dziecmi w Melbourne zalatwil mi listy polecajace do kilku waznych osob w wioskach w srodkowej Papui i zadzwonil do swojego znajomego w Wamenie - Papuasa o imieniu Fredy. Kiedy przylecialem na lotnisko w gorskiej Wamenie, otoczonej wysokimi szczytami, Fredy juz na mnie czekal z kartka z moim imieniem. Mieszkalem w jego domu. Zona Fredy'ego - Donna studiowala w Holandii i swietnie wlada angielskim. Oboje pracuja w zwiazanymi z kosciolem protestanckim organizacjami misyjnymi: ona w Heli Mission, ktora dowozi helikopterem w trudno dostepne miejsca Doliny Baliem leki, misjonarzy, przewozi chorych itp, a Fredy w Oikonomos Foundation, starajacej sie pomoc ekonomicznie tutejszym ludziom i uczacych ich inicjatywy.

W Dolinie Baliem wszystko jest bardzo drogie. Nie ma tu drog laczacych miasto i tutejsze wsie z Jayapura. Wszystko dowozi sie samolotami. Glownie paliwo i jedzenie. Benzyna kosztuje tu na przyklad 20 000 rupii za litr, podczas gdy w innych czesciach Indonezji 4 500 r. Woda tez jest 4-krotnie drozsza. W weekend zatankowalismy bak do pelna i motorem pojechalem z Fredym na polnocny zachod od Wameny do regionu Pyramide. Nazwe ta nadali misjonarze, widzac ksztalt jednej z gor. Po drodze ludzie z epoki kamiennej: nadzy przedstawiciele plemienia Dani. Jedynym ubiorem byla oslona na penisa zwana "koteka", worek na ramieniu i czasem korona z pior na glowie. Wygladaja niesamowicie, gdy przechadzaja sie poboczem wolno, dumnie, z zalozonymi do tylu rekami. Kilkakrotnie witali sie ze mna obejmujac mnie. Dziwnie sie czulem w objeciach nagiego czlowieka, ktory urodzil sie w czasie i miejscu, kiedy nie znano tu innych narzedzi poza kamiennymi, ktory do dzis wraz ze swoja spolecznoscia toczy walki plemienne, otoczony jest wieloma przesadami i wierzeniami warunkujacymi jego zycie. Ludzie w wioskach nadal obcinaja sobie kamiennym zaostrzonym narzedziem palce na znak zaloby, gdy umrze ktos bliski.

Bazary tutaj sa wspanialym miejscem, gdzie krzyzuja sie drogi ludzi jakby z roznych okresow ewolucji. Muzyka pop, muzyka etniczna, kobiety sprzedajace owoce i warzywa, ktorych twarze tez sa z dalekiej przeszlosci, mezczyzni, ktorzy przykucaja w cieniu obserwujac otoczenie. I ja wsrod nich. Jakis bialy duch,  spacerujacy i pstrykajacy. Dzieci szczesliwe sa, gdy robie im zdjecie i moga sie zobaczyc na malym ekranie aparatu cyfrowego. Czasem spotykalem po drodze gdzies ludzi, ktorych moja obecnosc zaskakiwala. Jeden z Dani pieknie opisal mi miejsce, gdzie mieszka. Czasem cos szepnal, ale na ogol pokazywal mi na migi skad przyszedl. Wskazal na swoje nagie stopy, ktore nigdy nie poznaly obuwia i zrobily sie szerokie, wskazal kamienie na ziemi, po ktorych musi isc do domu, znajdujacego sie za gora chmurach. Jego lewa reka zgieta w lokciu stala sie ta gora, palce szczytem. Szedl palcami prawej dloni po tej gorze, co chwila przystajac i sapiac ze zmeczenia. Znow do gory i znow przystanek. Na szczycie odpoczynek i zejscie w dol. Tak, wspolczulem mu. Ale jemu chodzilo o to, bym w pobliskim sklepiku kupil mu paczke papierosow na droge! Nie ma sprawy.

Oczy tych ludzi sa dobre. Jest w nich wiecznosc i subtelnosc. Wspaniale sie czulem, moc po prostu stac obok nich na bazarze. Stali blisko i patrzeli na mnie. Ci ludzie sa tez skorzy do zartow i smiechow. Jednemu Dani zrobilem zdjecie i dalem 2 000 rupii. Rozbawilo go to, bo to  niewiele i szczypal mnie delikatnie po wloskach reki smiejac sie. Chcial mnie zabrac do swej wioski. Przyrzeklem sobie, ze to zrobie nastepnym razem.

W Pyramide poznalem czlonkow Starszyzny i najwazniejsza osobe - pana Titusa, ktory byl papuaskim misjonarzem. W liscie polecajacym z Jayapury bylo napisane, ze chce pomoc. Fredy znajacy narzecze tej grupy przetlumaczyl, ze chcialbym zajac sie tworczoscia tutejszych dzieci. Stworzyc im warunki do wlanej kreacji. Mowilem o przykladzie Aborygenow, ktorzy zachowali swoj styl wyrazania, ale zamiast na piasku maluja teraz farbami akrylowymi na plotnie i dzieki temu ich sztuka jest znana a oni zyja w godziwych warunkach. Mowilem, ze chcialbym poznac kulture Papuasow tej czesci wyspy i przyjechac tu, by jako wolontariusz pracowac jakis czas. Pan Titus byl wzruszony. Juz na mnie czeka. Poprzez Wiem skontaktuje sie po powrocie z organizacja holenderska wspolpracujaca z papuaska YPA (Yayasan Pekyanan Antarbundaya), ktora jest czyms w rodzaju Centrum Interkulturalnego i dowiem sie, jak moge pomoc i czy oni sa zainteresowani moja oferta.

Wspaniale gorskie powietrze, wspaniali usmiechnieci ludzie pozdrawiajacy mnie na kazdym kroku, cudowna przyroda. Tylko indonezyjskie koszary wojska i policji na kazdym kroku przypominaja, ze ten raj zostal zawlaszczony przez obcych. Wladze Jakarty prowadza polityke migracji, probujac wymieszac ludzi. Na Papue przybywa mnostwo mieszkancow Jawy i Sulawesi. Do czego do doprowadzi?

Teraz jestem juz na Jawie w Surabaya i zaluje, ze nie zostalem w Papui dluzej. Ta czesci miasta, w ktorej jestem to gwarne, brudne miejsce. Ludzie na dworcu autobusowy strasznie nachalni, chcac zarobic na mnie, ciagnac mnie do taksowki lub rykszy, pytajac gdzie ide. Ignoruje ich i rozmawiam ze sklepikarzami oraz ludzmi "spoza branzy turystycznej". Jest tu duszno i parno. Chyba jeszcze dzis wyjade do Jogjakarta. Podobno to bardziej interesujace miasto.

9 komentarzy:

  1. Jakie piękne to spotkanie w czasie. Magiczny zegar na wspólnej ziemskiej kuli ze szczególnymi wskazówkami .Wolontariat to cudowny pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie byloby zobaczyc troche z tych zdjec ktore robisz.... jestem pod wrazeniem Twoich wedrowek, to wszystko czyta sie swietnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszy mnie to że dzięki Tobie moge dotrzeć do miejsc których nie znam i poznać ludzi , których nie moge spotkać. Pozdrów serdecznie wszystkich ode mnie, tych co pomagają "nam razem podróżować"

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowite to.Cudownie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pod wielkim wrażeniem miejsca i Twojej obecności tam. Pozdrawiam Ciebie i tamten zakątek świata. Przesyłam śliczną świeżutką i puszystą kulkę-śnieżkę :) Pa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Opis jakiś swojski, qrcze, to przez ostatnie dwa lata aż tak bardzo cofnęliśmy się w czasie :-( Ciepłe pozdrowienia z zimnego Kraju.

    OdpowiedzUsuń
  7. ~ósmy cud świata17 listopada 2007 06:45

    Od początku Twojej wędrówki czekałam na ten moment. Spotkałeś autentycznych ludzi. Pięknych w swojej prostocie, szczerych w swoich myślach i czynach. W ich oczach ujrzałeś subtelność, wieczność i ... kawałek nieba. Tych oczu nie zapomnisz już nigdy ... Tylko dlaczego ja płaczę?

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem pod wrażeniem. Zarówno Pana podróży, opisu jak i odwagi. Podziwiam ludzi, którzy spełniają swoje marzenia, nawet te szalone i z pozoru nierealne. Cóż, zazdroszczę. Życzę Panu wielu pięknych przygód i niecierpliwie czekam na dalsze relacje. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Bo ludzie płaczą kiedy spełniają sie ich marzenia lub marzenia bliskich im osób. W sobotę spełniło sie marzenie milionów Polaków. Bylem na Ślaskim i mnie łza sie w oku zakręciła. I wielu twardzieli płakało. W ich oczach widziałem dumę, radość i ... kawałek śląskiego nieba! Tych oczu nie zapomnę już nigdy ... :)A Ciebie Wędrowcze podziwiam i trzymam kciuki. Jeszcze wiele marzeń do spełnienia przed Tobą!

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...