niedziela, 18 listopada 2007

Yogya

Drugi dzien w Jogjakarta. Tu wszyscy mowia na to miasto skrotem i spotkalem sie z co najmniej trzema pisowniami: Yogya, Jogja, Djogdja... .
Atmosfera w miescie nieco lepsza niz w Surabaya, ale na ulicach podobny gwar, zaduch i spaliny. Wystarczy wyjsc na ulice by po kilkunastu minutach czuc sie oblepionym brudem. Yogya lezy u podnoza dymiacego wulkanu Merapi i od jego polnocnej strony przez miasto plyna na poludnie trzy rownolegle rzeczki. Niestety to scieki... .
Ludzie tu podobnie jak na Bali sa na ogol niezwykle pogodni. Wystarczy lekko sie usmiechnac do kogokolwiek, juz odwzajemniaja szczerze. Jawajczycy czasem wydaja sie tez niesmiali. Ale nie na glownej turystycznej ulicy Maliboro, gdzie setki sklepikow z tradycyjnymi wyrobami dziewiarskimi zdobionymi metoda batiku. Kazdy tu wola na turystow, probujac cos sprzedac.
Dzis pol dnia spedzilem na terenie wspanialem buddyjskiej swiatyni Borobudur lezacej ponad 40 km na polnocny zachod od miasta. Mnostwo turystow i wiele szkolnej mlodziezy "polujacej" na Bialych, by przecwiczyc swoj angielski. Zaczynalo sie zawsze podobnie. jakas odwazniejsza dziewczyna zaczynala "dzien dobry panu, czy moze mi pan poswiecic kilka minut?" Za nia pojawial sie tlum jej klasy z zeszytami, gdzie mieli zapisane pytania. Tendencyjne: skad jestem, jak sie nazywam, jak dlugo w Indonezji, moje hobby, czy podrozuje sam, ulubiona indonezyjska potrawa. Gdy dzieciaki konczyly notowac, prosily o autograf. Kilkadziesiat podpisow na minute! "Przeciez nie jestem zadna pop-gwiazda!" - smialem sie, ale ich angielski nie byl tak zaawansowany by zrozumialy co mowie. Zaczelo mnie to meczyc i w koncu robiac grozne miny do zblizajacych sie z ukradka kolejnych grup, oniesmielalem skutecznie.
Swiatynia Borobudur jest imponujaca. Ta stupa zbudowana w VIII - IX wieku na planie mandali, posiada kilka pieter ze wspanialymi reliefami, ktorych jest ponad tysiac. Draznilo mnie, kiedy ludzie robili sobie zdjecia z figurami Buddy, jakby to byly plastikowe koniki w lunaparku. Ogolny luz, smieci na tych swietych stopniach. Na szczescie wczesnym popoludniem nieco sie wyludnilo i moglem w spokoju obejrzec sceny z zycia Buddy. Na jednej ze scen wyobrazenie duzej lodzi. Zainteresowal sie nia w 1983 roku Anglik Philip Beale. Ze starych zrodel pisanych dowiedzial sie, ze przewozono z tych terenow do Afryki cynamon. Zdobyl fundusze, znalazl jawajskiego szkutnika, ktory zbudowal lodz na podstawie reliefu, skompletowal zaloge i z blogoslawienstwem owczesnej pani Prezydent Indonezji  pomiedzy sierpniem a grudniem 1983 roku przeplynal "Cynamonowa Droge" z Marina Beach Ancol na Jawie w poblizu Madagaskaru, Cape Town do Ghany w Zatoce Gwinejskiej. Marzenia sie spelniaja.
Dzien wczesniej odwiedzilem inna swiatynie - hinduistyczna Prambanan. Skutki zniszczenia przez trzesienie ziemi z 27 maja 2006 roku sa tu wciaz widoczne. Sporo glazow jeszcze nie zostalo ustawionych na swoich miejscach, a wiele reliefow jakby po predku ustawiono i wygladaja komicznie fragmenty roznych wielkosci torsow, glow, nog i rak, tworzace nieproporcjonalne hybrydy. Czasem zamiast glowy lub torsu wstawiony jest gladki kamien. 
Wieczorem tradycyjny teatr lalkowy. Obejrzalem przed spektaklem maly warsztat obok muzeum, gdzie wykonuje sie z wyprawionej, lekko przeswitujacej twardej skory bawolej te wspaniale lalki. Perfekcyjna robota i wspaniale azury. Na koniec maluje sie je takze z niezwykla precyzja.
Spektakl cieni magiczny. W starym drewnianym pomieszczeniu przez dlugi czas bylem sam, wpatrzony w podswietlony ekran i cudownie subtelnie ruszajace sie sylwetki bohaterow Ramajany. Za ekranem z dziesieciu muzykow w tradycyjnych strojach, cztery spiewaczki i starszy mezczyzna, narrator odtwarzajacy wersety eposu i poruszajacy lalkami. Mozna bylo w trakcie spektaklu chodzic "na zaplecze" by obserwowac jego artystyczna robote. Niestety, na pobliskim placu odbywal sie koncert rockowy skutecznie przeszkadzajacy w odbiorze.  Przyszlo tez kilka osob, ktore glosno komentowaly  wydarzenia na ekranie. Po godzinie wyszedlem. Wystarczylo to jednak, bym rzeczywistosc mnie otaczajaca zaczal postrzegac w perspektywie spektaklu. Jakbym zaczal nieco lepiej rozumiec miejsce, w ktorym bylem... .
Jutro rano odwiedze Palac Sultana i ruszam dalej w kierunku Jakarty.

Fajnie ze wygralismy z Belgia! Wiecie, jakie Jawajczycy maja skojarzenia, kiedy sie dowiaduja, ze jestem z Polski? "Walesa", "Farsafa" - czyli nasza stolica i... "Dudek"! Mlodzi tutaj uwazaja, ze polska pilka nozna jest bardzo dobra. I niech tak zostanie. A kilka dni temu w lidze indonezyjskiej w derbach Papui Wamena wygrala z Jayapura a Bali przegralo z Surabaya.

6 komentarzy:

  1. Świat jest mały... wpisałem Yogya w przeglądarkę i już tam "jestem". Patrzę na ruchliwą ulicę, na dymiący szczyt, łodzie w zatoce. Kciuki trzymam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sprytne te dzieciaki. Swoją drogą nie powinieneś się tak odżegnywać od autografów.Dla nas śledzacych ,twoją wedrówkę, jesteś swoistym bohaterem ,a od tego krok do popularności... ja sam będe chciał po Twoim powrocie, uścisnąć dłoń i dostać autograf ze zdjęciem...najlepiej na lotnisku.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie wiem czy z życia tu ludzie nie tworzą coś na wzór spektaklu.Czy nie zauważyłeś,że te maski zaczęły podcinać im szyje?Świetnie jak spotyka się otwartego życzliwego człowieka.Super,jak to społecznością jest.Ciekawe,dlaczego na te śmieci buddyści pozwalają.Nie szkoda im świętych stóp?Komercja,naprawdę tak ważna?

    OdpowiedzUsuń
  4. ~ósmy cud świata19 listopada 2007 10:36

    Zupełnie o tym nie pomyślałam ... Sławku czy Ty już prowadzisz terminarz spotkań po swoim powrocie? Zrozumiałe, że najpierw najbliżsi: rodzina, przyjaciele, współpracownicy, koledzy, znajomi ... W międzyczasie prasa, media ... Ale czy końcem przyszłego roku mogłabym prosić o krótkie spotkanie? Ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  5. teatr cieni teatr ciałkamiennych ażurowych dzwonówśpiących z duchem wulkanu...

    OdpowiedzUsuń
  6. nie ma sprawy...

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...