piątek, 14 grudnia 2007

Krabi

Serdecznie dzieki za komentarze! Co do turystow, nie powiedzialem, ze jakos szczegolnie boli mnie ich stosunek do innych "bladych twarzy". To tylko bylo spostrzezenie... .

Z Kuala Lumpur pojechalem do Ipoh i w autobusie przejrzalem dokladnie broszurki dotyczace polnocnych stanow Malezji. Stolica kraju lezy w Selangor, nad nia jest Perak i miasto Ipoh wlasnie a dalej Kedah. Na samym wybrzezu dwa male stany Penang i juz przy Tajlandii Perlis, ktore czesciowo zawieraja w sobie wyspy. I wlasnie Penang wydawal mi sie najbardziej interesujacy.

Wjezdzajac do Ipoh wspaniale formacje skalne obrosniete drzewami a przy nich kilka swiatyni. Zostawilem plecak na terminalu, kupilem bilet autobusowy do stolicy stanu Penang - Georgetown i majac 4 godziny czasu poszedlem obejrzec swiatynie. Bylo ich piec, wszystkie w poblizu siebie, trzy z nich w grotach skalnych. Najmlodsza, Ling Sen Tong z nieco kiczowatymi figurkami. Jakies niezdarne slonie, konie, zwierzeta z chinskiego kalendarza, postaci demonow i buddow oraz ludzie oddajacy im czesc. Dziwnie wygladala starsza kobieta klaniajaca sie jakiejs figurze wygladajacej jak z lunaparku. Kolorowo strasznie! Kolejne dwie swiatynie: Nam Thea Tong i Sam Poh Tong o wiele starsze:  z 1867 i 1912 roku. Fasady zbudowane przed skalami natomiast oltarze i zlocone figury w grotach. Piekne miejsca. Przy tej pierwszej takze wspanialy ogrod z malym stawem gdzie plywaly ryby i zolwie. Kolejna swiatynia - tybetanska z powiewajacymi przed brama flagami modlitewnymi byla zamknieta. Obszczekaly mnie tam tylko kundle. Za to ostatnia, ktora odwiedzilem - Tokung Kwan Yin Tong Perak byla najbardziej frapujaca. Czesciowo w renowacji, przy remontowanej alei kilkadziesiat, moze kilkaset identycznych bialych figur kobiet, trzymajacych w jednej dloni dzbany. Spytalem potem o te figury szefa hotelu w Gergetown: to byly wyobrazenia Kuan Yin, bogini milosierdzia. Jak mi powiedzial: Budda to wielki Boss, Kuan Yin to maly Boss. Hotelowy boss rozpoznal na zdjeciach, ktore tam zrobilem takze inne wyobrazenie. Bog Przyjazni - Kuan Kong - siedzacy brodaty facet w odpowiednim stroju, ktory byl postacia historyczna - generalem armii. Chyba chinskiej.

W Ipoh poznalem tez kolejny owoc - cytrus zwany tambun limau. Najmniejsze byly wielkosci grapefruita, najwieksze - sporego arbuza. Sprzedawczyni dala mi sprobowac dwa jego rodzaje: slodki i kwasny. Mialy tez smak grapefruita. Kupilem sredniego i po obiedzie w indyjskiej restauracji zafundowalem sobie spora dawke witamin.

No i pojechalem dalej. Z ladu na wyspe w stanie Penang mozna dostac sie promem lub przejechac dlugim na 13, 5 kilometra mostem. Dojechalem na wyspe do Georgtown, znalazlem hotel i rano ruszylem obejrzec najciekawsze miejsca na wyspie. Zaczalem od Tropical Spice Garden. Niezwykle sugestywne zapachy ziol i kwiatow juz przy bramie i ladnie zagospodarowany teren pelen roslin. Nie tracac czasu pojechalem dalej do Butterfly Farm, by zdazyc na pore karmienia motyli. To pierwsze w swiecie, powstale w 1986 roku miejsce, gdzie mozna przebywac wsrod tych zywych "fruwajacych kwiatow". Pieknie bylo. Teren zakryty siatka, pod ktora znajdowal sie system rurek rozpylajacych wode. Z ta pora karmienia nie do konca zart: na kilku platformach znajdowaly sie kwiaty i przekrojone wzdluz banany. Motylki nie baly sie zbytnio ludzi i mozna bylo, majac odpowiednio dobry sprzet fotograficzny - nie to co moje badziewie - zrobic swietne zblizenia. Procz motyli bylo troche gadow i niezwykle lisciopodobne wielkie owady. Gady w akwariach, owady na galeziach nie oddzielone niczym od ogladajacych. Zwiedzajacy to na ogol arabskie rodziny a ich ostry akcent zdradzal, ze przybyli z Bliskiego Wschodu.

Odpoczalem tez na wspanialej plazy i dopiero deszcz mnie przegonil.

Wyspa pelna jest kontrastow. W jej centrum znajduje sie wysokie wzgorze, Georgetown na polnocnym wschodzie, okolice wschodniego brzegu "obrosniete" blokowiskami, stara czesc miasta pelna XIX-wiecznego uroku, gdzie sasiaduja ze soba meczety, hinduistyczne oraz chinskie swiatynie i sporo jest starych "charakternych" kamieniczek a zachod i poludnie wyspy jest bardziej dzikie. Mozna to spedzic tydzien i nie nudzic sie.

Tego ranka ruszylem jednak dalej. Dotarlem minibusem do pierwszego po tajlandzkiej stronie wiekszego miasta Hat Yai a stamtad do Krabi, gdzie wlasnie jestem. Sporo tu turystow z Malezji, Tajlandii i Europy, glownie ze Szwecji. Na granicy maly problem: celnik zazadal ode mnie biletu dowodzacego, ze opuszcze ten kraj przed uplywem 2 tygodni. Chcial tez widziec moja gotowke! Za wize 2-tygodniowa zaplacilem 1000 baht, to okolo 100 zlotych. Nie wiem, kto jeszcze oprocz Polakow musi starac sie o wize tajlandzka: spotkalem po drodze Szwajcarki, Anglikow, Kanadyjke i przynajmniej oni dostawali stempel w paszport uprawniajacy do 30-dniowego pobytu w Tajlandii za darmo! Byc moze wciaz obowiazuja tu przepisy z czasow, gdy Polska nalezala do innej orientacji... .

Tylko raz podrozujac doswiadczylem odmiennej sytuacji. Staralem sie w 2002 roku o chinska wize w Mongolii. Wtedy w Polsce placilo sie za nia 30 dolarow. Ale jakims cudem w Ulan Bator obowiazywaly inne przepisy. Pamietam kolejke turystow w Ambasadzie Chin ze wschodniej Europy, zachodniej, Amerykanina i wszyscy oni musieli placic za wize i czekac na nia tydzien. Ja otrzymalem ja po 3 dniach i za darmo.

No wiec jestem w Tajlandii. Taniej tu niz w Malezji ale ludzie tak samo lagodni. Znalazlem hotel za 150 baht, to jakies 15 zlotych. Wlasciciel - mlody facet - na 1 pietrze hotelu ma mala pracownie malarska. Maluje portrety. Niezly jest.  Umowilem sie z nim, ze jutro pokaze mi wiecej swoich prac.

Ciesze sie juz na tajska kuchnie i mam nadzieje, ze im wyzej bede jechal, mniej bedzie deszczu.

6 komentarzy:

  1. "pora karmienia motyli"...a u nas tylko białe i momentalnie się topią ...śnieżynki grudniowe...

    OdpowiedzUsuń
  2. Daleki grzmot,Pazury psaKlik-klik na linoleum./Gary Hotham;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mógłbyś popytać o legendy związane z wychodzącym ze ściany wężem?Hehe,głupio brzmi.No bo niby wychodzi sobie taki wąż i zjada grzechy.To pod wpływem H.Marakumi.Dzieci Boże rzeczywiście tańczą i wciąż zadają pytania.

    OdpowiedzUsuń
  4. ~ósmy cud świata16 grudnia 2007 12:56

    Niezwykła braterskość dusz:Bogini miłosierdzia i Bóg przyjaźni.Jakbyś był obok i rozumiał.Przyjacielu ... zbłądziłam.Zegar na wieży bezlitośnie milczy.Dlaczego tak bardzo boli?

    OdpowiedzUsuń
  5. Zoomotyl... ciekawe czy mając nektar kwiatowy w dłoni siadałyby na nią chmarami jak te... "krakowskie"

    OdpowiedzUsuń
  6. ~ósmy cud świata18 grudnia 2007 01:15

    Wybacz Sławku te osobiste dygresje, ale jestem z siebie taka dumna - postąpiłam rozważnie, nie romantycznie ... Tak między nami - i pozostałymi czytelnikami tego bloga - brakuje mi Twojej przyjacielskiej dłoni. Brakuje mi ... Ciebie.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...