czwartek, 20 grudnia 2007

Nai Soi: dlugoszyje i dlugouche pieknosci

W Bangkoku zostawilem paszport i wniosek o wize w Ambasadzie Chin. Mysle, ze majac wize latwiej mi bedzie zdobyc wizy do Kambodzy i Wietnamu. Termin oczekiwania - 3 dni. Postanowilem nie czekac w stolicy i ruszyc w najwazniejsze miejsce, ktore chcialem odwiedzic w Tajlandii.

Popoludniem wsiadlem w pociag i po calonocnej podrozy, mocno zmeczony i niewyspany dotarlem do Chiang Mai. To drugie co do wielkosci miasto tego kraju nazywane "Roza Polnocy", ale nie ono mnie interesowalo. W pociagu poznalem mniszke w bialych szatach i niezwykle przyjazna starsza pania. Nie znala slowa po angielsku, ale zartowala ze mna, szturchajac mnie w ramie. Smialismy sie, nie rozumiejac co do siebie mowimy. Na szczescie mniszka przetlumaczyla troche. Kobieta dowiedziawszy sie, ze jade do Mae Hong Son powiedziala, ze mi pomoze. Przyjechalismy po 5.00 rano na dworzec Chiang Mai i wzielismy tuk tuka, czyli tajlandzka ryksze motorowa. Dojechalismy do jej domu w poblizu centrum miasta. Kobieta prowadzila z rodzina restauracje. Obudzila swoja corke oraz wnuczke. Posiedzielismy troche rozmawiajac przy kawie i sniadaniu, potem wzialem prysznic i corka znajaca angielski zalatwila mi transport na dworzec autobusowy. Odwiozly mnie wszystkie trzy. W ostatniej chwili zdazylismy na autobus jadacy do Mae Hong Son. Serdeczne pozegnania i prosba o telefon, jesli wracajaczatrzymam sie w Chiang Mai. Kolejne wykonczajace 9 godzin jazdy gorskimi drogami. Wojsko dwukrotnie sprawdzalo tozsamosc pasazerow. Piekne widoki, ale nie dla nich tak sie trudzilem i Mae Hong Son tez nie bylo celem tej wyprawy. Od razu ruszylem z plecakiem za miasto by nie tracic czasu i byc jak najblizej wioski Nai Soi. To miejsce, gdzie zyja uchodzcy birmanskiej mniejszosci narodowej zwani Karen. Znani sa z niezwyklych ozdob swoich kobiet, ktorym juz w mlodym wieku zaklada sie mosiezne obrecze na szyje i doklada kolejne z wiekiem. Chcialem zobaczyc te dlugoszyje pieknosci. Wraz z nimi w wiosce zyja kobiety o bardzo ponaciaganych platkach usznych, w ktorych rowniez noszone sa ozdoby.

Robilo sie juz powoli ciemno. Probowalem lapac stopa. Zatrzymala sie kobieta i podwiozla do osrodka turystycznego z campingiem. Rozbicie namiotu we wspanialym otoczeniu wzgorz i drzew na zadbanej przystrzyzonej trawie - 80 baht, czyli jakies 8 zlotych. Wczesnym switem prysznic i ruszylem droga wedlug znakow informujacych, gdzie znajduje sie wioska. Takie wioski z "dlugimi szyjami" w Tajlandii sa trzy. Dwie kolejne znajduja sie na poludniowy zachod od Mae Hong Son. Nai Soi jest najwieksza i lezy okolo 35 kilometrow na polnocny zachod od miasta. Kilkanascie kilometrow podwiozl mnie wiesniak wiozacy warzywa na bazar. Siedzialem na pace na workach z kartoflami. Wzgorza przykrywaly jeszcze poranne mgly. Wspaniale powietrze! Kawalek szedlem pieszo i zatrzymal sie mezczyzna pracujacy w obozie uchodzcow. Nai Soi to spora wioska i jak sie okazalo uchodzcy zyja nieco dalej w oddaleniu od Tajow. Wstep na jej teren - 250 baht. Te pieniadze, jak informowala kartka przy drewnianej bramie, sluzyly stworzeniu opieki medycznej, mozliwosci edukacyjnych itp pomocy. Ludzie ktorzy tu mieszkali uciekli przed przesladowaniami socjalistycznego rzadu Birmy 10 lat temu. W Tajlandii nie maja prawa do pracy oraz ograniczona swobode poruszania sie. Moga jechac najwyzej do Mae Hong Son.

No wiec przybylem do wioski. Przed chatami wiszace szale i stoiska z pamiatkami, ktore wyrabiane sa przez ludnosc Karen. I zobaczylem te kobiety! Spokojne, mowiace cicho i znajace angielski. Godzily sie na robienie zdjec. Obrecze wyraznie krepowaly im ruchy glowa. Szedlem wolno wioska wczesnym rankiem. Turystow zadnych. Gdy probowalem filmowac kamera mi wysiadla. W takim miejscu! Probowalem cos z tym robic, ale nie pomagalo nic, nawet metoda wstrzasowa. Moze tak mialo byc? Moze to znak, ze powinienem na ta rzeczywistosc patrzec nie poprzez obiektyw, tylko bezposrednio? Byc na prawde blisko tych ludzi? Dalem sobie spokoj z kamera.

Doszedlem do gwarnych budynkow. Innych niz drewniane, kryte dachami z lisci tu nie ma. Dwa podluzne domy przedzielone niewysokimi scianami. Szkola. Dzieci z poszczegolnych klas moglyby stanac na lawkach i widzialyby kolegow obok. Tam tez dziewczynki ze zlocistymi obreczami. Ciezkie te obrecze! Sprawdzalem na jednym z bazarowych stoisk przed chata. W jednej z klas bardzo mlody nauczyciel. Jego klasa akurat miala maly sprawdzian i moglismy porozmawiac. Swietnie mowil po angielsku. Rowniez przybyl z Birmy jako maly chlopiec. Uczyl tu dzieci matematyki. Nieco dalej przed domem dzieciaki cwiczyly oko strzelajac z procy. Najwyrazniej obyte byly z turystami, bo jeden szkrab wskazal na moj aparat a gdy mu podalem wiedzial, jak przelaczyc na robienie zdjec i pstrykal fote za fota. Inne kazaly mi kucnac i wskoczyly na kolana. Po chwili przyszedl ich ojciec z polowania. Dzieci wyjely z jego worka kilka malych, zolto-czarny ptaszkow. Ogladaly je szczegolowo, rozchylajac nogi i dzioby. Juz wiem, dlaczego cwiczyly strzelanie z procy... .

Spacerowalem po okolicy. Chodzilem pomiedzy chatami na wzgorzach. Wioska nie byla duza. Na obejscie wszystkich domow wystarczylaby godzina. Wspaniala, sielska atmosfera. Siadalem czasem przy jakiejs kobiecie przygladajac sie, jak tka szal. Mniejszy - 100 baht, wiekszy, 150. Kupilem tylko grzebien o ciekawej konstrukcji oraz VCD, zeby jakos powetowac sobie niemozliwosc filmowania. W wiosce przewazaly kobiety "dlugoszyje". Dlugouche mieszkaly za szkola. Mlodsze mialy drewniane kolki oraz kawalki kosci w uszach, starsze zas srebrne ozdoby. Wszystkie one mialy tez obrecze na nogach. W punkcie medycznym poprosilem o wate nasaczona spirytusem, bo w kamerze wyswietlal sie komunikat, ze glowica jest brudna. Tez nie pomagalo. Spytalem pracujaca tam dziewczyne, czy obrecze nie powoduja jakichs urazow szyi, kregoslupa, ale mowila ze nie. Co najwyzej otarcia lub infekcja skory. Rzeczywiscie, czasem widzialem dziewczyny trzymajace chustki pod obreczami.

Nie chcialo mi sie wracac. Taki spokoj, wspaniale miejsce i wspaniali, usmiechnieci ludzie. Ale musialem spakowac swoj namiot i jechac do Bangkoku. Dzis wlasciwie mialem odebrac paszport w Ambasadzie Chin. Odbiore go w poniedzialek. Mam nadzieje, ze Ambasada Kambodzy pracuje w Swieta, bo musze opuscic Tajlandie do 28 grudnia.

11 komentarzy:

  1. ~ósmy cud świata20 grudnia 2007 05:22

    Przeczytałam sam tytuł i już się wkurzyłam ... Sławku chyba jestem o Ciebie zazdrosna ;) Ściskam i .... wracam czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. zawsze intrygowaly mnie te kobiety: wytrwale, na swoj sposob dumne, bez slowa skargi na cierpienie. super, ze miales okazje odwiedzic nai soi.przy okazji: spokojnych, radosnych swiat i mam nadzieje, ze bez przeszkod ruszysz dalej.powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo piękne...a głowa na obręczy ...bez ciała...tańczy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm,nie wiem co sądzić o tych obręczach.Może i widowiskowe,ale jakoś kojarzą mi się z poddaniem i cierpieniem.DOBRYCH RADOSNYCH ŚWIĄT SŁAWKU ! Bez cierpienia.

    OdpowiedzUsuń
  5. No chłopie Wysołych Świąt i trzim się, bo nie będzie to łatwy czas dla Ciebie. A co do Sosnowca to dokładnie na to samo wpadliśmy jakiś czas temu ze Stachem, w BWA wszyscy już mówią, że siedzisz w domu i tak sobie piszesz :) Hehe.Trzim się

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzymaj sie dzielnie w swieta. Moc z Toba.

    OdpowiedzUsuń
  7. ~ósmy cud świata24 grudnia 2007 05:30

    Sławku Drogi przesyłam Ci smak kapusty z grzybami, barszczu, który "dochodzi" w garnku, zapach świątecznego piernika, doskonały widok lekko przypalonego makowca, ośnieżony widok za oknem, dziecięcą radość małych kolędników, którym przed chwilą dałam cukierki, dźwięki Oratorium, które towarzyszą mi od rana ... jeszcze swoje szczęście, uśmiech na twarzy i ciepłą dłoń. To jedyne czym mogę się z Tobą podzielić w te Święta.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~aggna.blog.onet.pl26 grudnia 2007 01:05

    wesolych i szczesliwego...powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~ósmy cud świata26 grudnia 2007 04:38

    Mam nadzieję, że to jęk rozkoszy ;) Buziaki!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć! Sławku pozdrawiam życząc wszystkiego najlepszego na tutaj Nowy Rok, bo nie wiem jaki tam jest rok i kiedy się zaczyna.... zdrowia i kondycji...wrażeń ....przyjaznych ludzi....bezpieczeństwa...Andrzej L.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...