wtorek, 22 stycznia 2008

Chiny: nadeszly ciezkie chwile

Od kilku dni marzne w Chinach. Poludniowy wschod, czyli prowincja Guangxi o tej porze roku jest szara i niewiele z tego co reklamuja biura podrozy: wspaniale, zalane woda tarasowe pola ryzowe odbijajace niebo. Teraz sa suche. Widocznosc niezbyt dobra z powodu wilgoci i mgiel. Fajnie wygladaja wysokie skaly, ktore byly natchnieniem dla chinskich malarzy od setek lat. Po dwoch dniach w stolicy prowincji - Nanning dojechalem do Guilin, ktore jest celem podrozy wielu turystow. Samo miasto zwyczajne. Wokol niego widac wysokie wzgorza. Dwa dni w Nanning spedzilem szukajac cieplejszych butow, bo te, ktore kupilem w Argentynie juz zniszczylem. Niestety, Chinczycy maja male stopy. Najwieksze numery to 44. Ja mam o dwa wiekszy... . W koncu kupilem jakies polbuty, ktore przynajmniej nie przemakaja. W Guilin kupilem ciepla puchowa kurtka. Przygotowuje sie na podroz do Tybetu, gdzie z pewnoscia porzadnie wymarzne. Dzis dowiedzialem sie od pary z Chile, ktora przyjechala z polnocy Chin, ze tam o wiele zimniej, jednak nie ma takiej wilgoci jak tu, wiec jakos jest znosniej.

Nanning to wielkie miasto pelne wysokich domow i szerokich ulic. Motory, samochody, rowery i zziebnieci ludzie. W centrum oczywiscie same sklepy, takze pod ziemia. cale dlugie korytarze z ciuchami i tlum przepychajacych sie ludzi. Najczesciej to oczywiscie mlodziez. Nowe Chiny. Gdzie sa stare? W parku. Odwiedzilem takie miejsce znajdujace sie w poblizu mojego hotelu. Podziemia sa kolorowe, w parkach starsi ludzie w szarych, biednych ubraniach. Niektorzy graja w karty, madzong, ale najwiecej ludzi tloczy sie wokol spiewajacych i grajacych osob. Obserwuja w milczeniu popisy wokalne. Zrobilem troche zamieszania swoja tam wizyta. Robilem zdjecia i fotografowalem starsze panie, ktore tanczyly przy spiewie kolesia w czerwonej marynarce otoczone tlumem gapiow, kiedy ludzie sie rozstapili i panie probowaly wciagnac mnie do srodka bym smigal z nimi. Reszta sie cieszyla, ale jakos nie bylo mi w ta pogode do tanca. Moze po jednym glebszym... . Chiny Nowe i Chiny Stare. Pamietam, jak wracalem kiedys o swicie z duzej imprezy w Shanghaju. Mlodzi ludzie idacy z klubu przez park a do parku z drugiej strony starzy Chinczycy na poranne tai chi. Jedni i drudzy sie zataczali, ale z roznych powodow... . W Nanning odwiedzilem tez bazar, ale zrobil na mnie bardzo przygnebiajace wrazenie. Wokol hali sprzedawcy owocow a w srodku glownie miesa. Kury, kaczki... . Widzialem klatki pelne kotow, ktore nieba juz nie zobacza. Te koty czuly chyba swoja smierc. Wtulone jedne w drugie, byly w fatalnym stanie. Widzialem, jak kobieta toporem odcinala glowy zolwiom.

Obszedlem dzis peryferia Guilin, dzielnice, ktore niebawem znikna. Ludzie w grubych ubraniach grzejacy sie przy ogniskach rozpalanych z byle czego. Ceglane domki a wokol balagan. Ogolna bieda. Zapachy jakos dziwnie znajome. Pamietam biedna dzielnice Szopienic, gdzie mieszkala moja babcia. Ustep na dworze, smrod pobliskiej rzeki Rawa i te zapachy wlasnie. Ludzie palili wszystkim co mieli pod reka by sie ogrzac. Tak jak tu. Kobiety sprzedajace z rowerow gotowana kukurydze, pieczone kasztany, pyszne zhong zi - male prostokatne zawiniatka. To owiniety w liscie i zwiazany sznurkiem ryz zmieszany z kasza i orzechami, czasem tez bakaliami. Gotuje sie to na parze. Lisc nadaje temu nieco herbaciany posmak. Pyszne i pozywne! Codziennie rano to kupuje z parujacych w zimnym powietrzu garnkow. Innym przysmakiem, ktory odkrylem dzis jest fei bing; nalesnik z bananami. Zachwycil mnie kucharz wywijajacy krazkiem ciasta przed restauracja. Jego ruchy byly doskonale. Z kulki ciasta po chwili zrobil sie cieniutki krazek srednicy pol metra, ktory potem rozlozyl na plaskiej szklanej tacyi rozrzucil cieniutkie kawalki banana. Zlozyl w prostokat i polozyl na rozgrzanej metalowej plycie. Pycha!

Jestem w Chinach. Ciesza mnie znaki chinskie i ciesze sie, kiedy zauwazam jakies, ktore juz znam. Znam zaledwie kilka podstawowych. A Chinczykow cieszy, kiedy sie witam: "nihao", dziekuje "sjesje" i zegnam "cajcien". Te znaki, tak logiczne, bo w duzej mierze pochodzace z pisma obrazkowego przyciagaja wielu mlodych ludzi z Zachodu, ktorzy ucza sie chinskiego.

Jutro rano chce obejsc polnocna czesc miasta, gdzie jest kilka parkow wsrod wysokich skal a potem pojade nieco na poludnie do miasta Yangshuo.

Chiny. Wielkie Chiny wzbudzajace we mnie tak rozne, przeciwstawne uczucia. Chiny tak jak Indie nie pozostawia nikogo, kto tu przyjedzie obojetnym.

11 komentarzy:

  1. Za Chiny tam nie pojadę.Dzisiaj z moim kotem zmówię modlitwę za jego braci i siostry.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~aggna.blog.onet.pl23 stycznia 2008 01:46

    Kusisz...Ja z Chin znam tylko Kashgar i okolice tak na prawde - a to troche tak jakby nie Chiny a "Uygurstan"?... Moze sie w kwetniu wybiore... Po Nepalu.... Hmmm kusisz ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadza się, kusisz i rozpraszasz! Czasami boje się zajżeć na bloga.Trudno potem wrócić do codzienności, ale twardo i z przyjemnością "podróżuje" dalej.Co do tych zwierzątek, to bardzo mi ich szkoda, ale to taka kultura.Wróce do domu i przytulę psa... bo mam na jego punkcie kota.

    OdpowiedzUsuń
  4. ..."taka kultura",taka kultura, powtarzałam, bo nie mogłam zasnąć.Wiem o tym od zawsze. Zwierzę ... zwierzęta.Jednak takie wiadomości robią z mojego mózgu worek treningowy.Poddałam się i powiedziałam na głos:Dobrze mi tak, może byłam w którymś wcieleniu mordercą zwierząt, dlatego tak cierpię.Przysięgam,że żałuję.Szczególnie zwierząt,których nie musiałam spożywać.Nawet nie wiem czy reinkarnacja istnieje, ale złagodniało. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestes wegetarianka???

    OdpowiedzUsuń
  6. nie, ale miesa jem malo

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja jem mięsa niewiele.Takie oto mądrości na dzisiaj, ale chyba wszyscy wiedzą. W mięsie " są składniki tzn. niezbędne (egzogenne), których organizm sam nie syntetyzuje i musi otrzymać z pożywieniem. Są to:- aminokwasy egzogenne: fenyloalanina, izoleucyna, leucyna, metionina, tryptofan, walina, lizyna – wchodzące w skład białek,- aminokwasy względnie egzogenne: arginina i histydyna – składniki białek, -NNKT (niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe) – zawarte w tłuszczach".Ale jak to się ma do życia, to sprawa indywidualna.Szczególnie kulturowa. Trudno mi się pogodzić i komentować np. wiadomość,którą byłam osobiście "uraczona " były pasztety z sarny i duszony jeleń w czerwonym winie" :-(i co miałbym odpowiedzieć? ....tyle jest ryb ...ale myślę, że ten temat to wstęga Mobiusa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Chiny są takim hasłem, które we mnie wywołują lekkie "dygotanie".Podczas trwania wystawy w Silesia C.C. musiałam dotknąć żołnierza z terakotowej armii i czułam się przedziwnie nieziemsko.

    OdpowiedzUsuń
  9. straszny musial byc ten targ, smutno.... trzymaj sie cieplo.

    OdpowiedzUsuń
  10. ~ósmy cud świata26 stycznia 2008 10:09

    Nie można ich rozdzielić. Zawsze są razem. A my pośrodku, zawieszeni niczym waga pomiędzy radością a smutkiem, dobrem a złem, pięknem a brzydotą ... Ich współistnienie pozwala kochać życie we wszystkich jego przejawach. Bo nic tak nie zabija jak pustka ...Wiosennie pozdrawiam. Bo dzisiaj u nas wiosna uśmiecha się przez mgły ...

    OdpowiedzUsuń
  11. A może to te udręczone koty były wcieleniami dawnych oprawców?Mnie niedawna relacja Sławka z Phnom Penh spędziła sen z powiek, ale jakoś nie uspokaja mnie myśl, że być może to dla mnie kara za któreś "złe" wcielenie...Kotów też mi bardzo szkoda.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...