niedziela, 3 lutego 2008

Pociag K 538

Wyobrazcie sobie, ze wybieracie sie pociagiem z miasta A do miasta B w obcym kraju, ktorego jezyka nie znacie. Podroz ma trwac 21 godzin. Po poludniu wraz z innymi czekacie w zimnej hali dworca. Ludzi jest sporo, bo to czas swiat i wszyscy wybieraja sie na spotkania swoich rodzin. Wszyscy objuczeni tobolami. Nadchodzi pora odjazdu pociagu i nic. W koncu cos oglaszaja przez megafony i ktos tlumaczy wam, ze pociag ma opoznienie. Ile? Nie wie nikt. Czekacie wiec kwadrans, pol godziny, godzine. Na dworcu gasnie swiatlo. Awaria. Robi sie nieprzyjemnie. Mijaja godziny. Pytacie odpowiednie sluzby, kiedy bedzie pociag.Moze wcale. Ale trzeba czekac, bo nie wiadomo. Najlepiej nie opuszczac hali dworca.  Juz chcieliscie wrocic do hotelu, w ktorym mieszkaliscie, by sie ogrzac. Zapalaja sie jakies zimne awaryjne swietlowki. Ludzie majacy zle przeczucia kupuja wiecej zywnosci na droge. Wam tez radza. Ogrzewa was buteleczka mocnej wodki pachnacej jak perfum. W koncu mija 7,5 godziny, otwieraja sie drzwi prowadzace na peron. Ludzie szturmuja wyjscie. Niektorzy na sliskiej plycie dworca wywracaja sie, inni nie zwazaja na nich i pedza do swych wagonow z numerowanymi miejscami. Faceci w ciezkich granatowych plaszczach, z czerwono zlotymi epoletami wrzeszczac do megafonow probuja zdyscyplinowac tlum i ustawic go w kolejkach do wejsc. W koncu ze swoim olbrzymim plecakiem udaje wam sie dotrzec do swojego miejsca i siadacie zadowoleni. Jest ok. Wiele innych pociagow odwolano. Juz noc. Pociag rusza. Trudno wam zasnac; dzieci placza, ludzie rozmawiaja, jest zimno i trudno rozprostowac nogi bo jest ciasno. Z letargu budzi was szarpniecie o 5 rano. Wszyscy spogladaja za okno. Jakies pole. Niedaleko galezie drzewa ugiete sa pod ciezarem grubej warstwy lodu. Zobaczycie to dopiero po kilku godzinach, gdy zrobi sie jasno. Przychodzi policjant kolejowy i informuje wesolym glosem, ze pociag ruszy za dwie godziny. Opowiada jakies kawaly i niektorzy chyba zeby mu zrobic przyjemnosc tez sie usmiechaja. W poludnie slabe slonce wystarczajaco grzeje i kolejne kawalki lodu spadaja z galezi. Uwolnione wracaja do swej naturalnej pozycji. To ladny widok i obserwujac go zapominacie na moment gdzie jestescie. A jestescie w kraju hazardu i pociag zamienia sie w wielki dom gry. Z walizek robi sie stoly i ludzie graja w karty. Ci co nie graja kibicuja. Inni czytaja kolejny raz ta sama gazete lub wymieniaja sie wzajemnie prasa. Mijaja kolejne godziny. Ludzie w najlepsze oddaja sie swoim przyjemnosciom, zapominajac o swoim nieciekawym polozeniu.

Dopiero jakis inny pojazd jadacy torami w jedna lub druga strone przejezdza z glosnym gwizdem, niektorzy wykazuja lekkie zdenerwowanie. Wesoly policjant kolejowy znow sie pojawia i informuje, ze jeszcze pol godziny postoju. Od 5 rano do 4 po poludniu postoj. W koncu po 11 godzinach pociag rusza i jedzie kilkadziesiat kilometrow. Znow sie zatrzymal. Zaczynacie byc nerwowi, ale jestescie w kraju wyjatkowo cierpliwych ludzi i to pomaga wam zachowac resztki zimnej krwi. Kolejne godziny postoju. Ludzie zalewaja wrzatkiem ostatnie kubki z zupkami instant. Nadchodzi noc. Kolejna wasza noc w tym pociagu, a podobno nie przejechaliscie nawet polowy drogi. Stoicie teraz na malej stacji i w budynku kolej widac jakies sylwetki. To faceci w granatowych plaszczach, z czerwono-zlotymi epoletami. Jakas grupa zdenerwowanych pasazerow przechodzi przez pociag do przodu by interweniowac. Ale nikogo nie wypuszcza sie na zewnatrz. Zdenerwowanie udziela sie w koncu wszystkim i pociag wrze. Od budynkow kolejowych blizaja sie swiatla latarek i kiedy faceci w granatowych plaszczach z czerwono-zlotymi epoletami wchodza do pociagu, ludzie troche milkna. Czuja respekt przed wladza. Jednak kilku mezczyzn ponosi i wdaja sie w ostre rozmowy z obsluga pociagu. Wam tez puszczaja nerwy i glosno przeklinacie caly ten bajzel. Niektorzy sie smieja, rozpoznajac slowa uzywane przez niedobrych panow w amerykanskich filnach sensacyjnych. Faceci w granatowych plaszczach zauwazaja was, jedynego obcego w calym pociagu. Po kilku minutach wysylaja kogos z obslugi by was przyprowadzil. Ludzie obserwuja, jak zabieracie swoj bagaz i idziecie przodem przez caly pociag. Nikt nie wie w jakim celu i dokad was prowadza. W innych wagonach jest gorzej niz bylo w waszym. Ludzie spia na zimnych posadzkach. Budzicie ich szturchancami by zrobili miejsce do przejscia, ale nie jestescie pewni, po co idziecie. Czy ukarac chca za przeklenstwa? Ale ten kraj przygotowuje sie do wielkiego miedzynarodowego spotkania i prawdopodobnie Wladza Centralna nakazala wszystkim podwladnym jak najwieksza troske wobec obcokrajowcow. Czestuja was goraca woda daja jedzenie. Inni musza za to placic, wy nie. Troche wam glupio, bo zdazyliscie sie juz nieco zaprzyjaznic ze wspolpasazerami. Oni nadal beda cierpiec trudy tej koszmarnej podrozy. Mozecie spac w wagonie restauracyjnym. Macie materac i cieply spiwor, wiec znajdujecie sobie przytulny kacik przy kaloryferze i jest git. Pociag rusza dalej rano. Jeszcze kilka razy zatrzyma sie na roznych stacjach. Na szczescie juz nie na tak dlugo. Najgorszy odcinek okazal sie w polowie drogi. Ktos znajacy angielski informuje was, ze tam niektore miejscowosci odciete sa od swiata, mroz i lod pozrywal trakcje oraz druty. Ludzie nie maja ani pradu ani jedzenia. Trzecia noc tez spedzacie w pociagu i w koncu dojezdzacie rano na stacje przeznaczenia. Zamiast 21, jestescie na miejscu po 62 godzinach.

Tak wygladala moja podroz z Guilin do Shanghaju.

 

12 komentarzy:

  1. widzialem w TV ten sztur dworcowy, ale Twoj opis niesamowity. Trudno mi to sobie wyobrazic, ciekawi mnie czy odwazyles sie cos sfilmowac? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sprawdza się, że nie ma drogi, "drogą jest wędrowanie".Pośpiech i oczekiwanie mają szanse na wspólne istnienie... i złości nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  3. prawdopodobnie jeden z trudniejszych etapow podrozy. pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niektórzy to mają szczęście :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Luiza i Krzysiek4 lutego 2008 01:50

    Oj, to nie zazdroszcze..choc na koniec mailes iscie krolewskie warunki:). Wczoraj wlasnie ogladalismy wiadomosci o tym co sie dzieje na tej trasie masakra. Co zabawne, zamierzamy za kilka dni ruszyc z Kunmingu do HongKongu, skad lecimy do domu, wiec ciekawe co nas spotka...A nawiazujac do tego, chyba nie spotkamy sie w Tybecie:( Szcezgoly na mailu, chwilowo dogorywamy w Yunnanie, chorzy na maxa.Pozdrawiamy i duzo szczescia w podrozy zyczymy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. ~aggna.blog.onet.pl5 lutego 2008 02:08

    woho, to wyglada, ze moje historie z pociagiem do Waranasi w czasie Diwali to przedszkole jakies jest ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ahoj przygodo!

    OdpowiedzUsuń
  8. nina123p@onet.eu5 lutego 2008 06:20

    Mam do ciebie wielką proźbę. Udało mi się dojść do finału w konkursie onetu. Ale teraz mam bardzo mało punktów. Czy moge liczyć na twojego głosa. Nie musisz go wysyłać jeśli uważasz, że mój blog na to nie zasługuje. Jego adres to http://filozofka.blog.onet.pl sms o treści J00056 pod numer 71222. Z góry bardzo, bardzo ci dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  9. Troche strasznie, a czy smiesznie... Na pewno podrozniczo, no i dalej zazdroszcze wyprawy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Napewno nasze opoznione przyspieszone pociagi to luksus. Wspaniale opisujesz swoje przygody. Przesylam pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  11. ~Luiza i Krzysiek6 lutego 2008 03:40

    Ha! A teraz wogole anulowali wszystkie pociagi na tej trasie! MIales Slavku szczescie ze mogles wogole pojechac. My burzuje lecimy jutro do Shenzhen. Pozdrawiamy cieplutko z Kunmingu

    OdpowiedzUsuń
  12. Hm.Miałabym podobne skrupuły.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...