wtorek, 25 marca 2008

Doswiadczajac poludnia Indii

Pedze wciaz przez poludnie Indii. Troche za szybko... . Po Madurai odwiedzilem Cochin na zachodnim wybrzezu. Deszcz tu tez mnie dopadl i psul humor. To miasto od polowy XIV wieku nabralo znaczenia, gdy po wielkiej powodzi zniszczony zostal inny wielki port stanu Kerala. Cochin (mozna tez spotkac sie z nazwa Kochi) to senne, male miasteczko na cyplu. O jego czubek uderzaja wielkie fale brunatnych wod MorzaArabskiego a atrakcja sa budowane tu juz w XIV wieku niezwykle Chinskie Sieci dzialajace na zasadzie balastu. Dzwignie obsluguje kilku mezczyzn, opuszczajac wielka siec do wody poprzez potezne belki obciazone glazami, by po kilku minutach ja podniesc. Teraz takich stanowisk jest 10. Wyglada to malowniczo. Uliczki to przewaznie stare domy, sklepiki dla turystow i antykwariaty powstale w wielkich halach. Co chwila musialem chronic sie w bramach, kiedy mocniej lalo. Natknalem sie na Ortodoksyjny Kosciol Syryjski. Akurat trwala tam msza. Kiedys bardzo sie interesowalem tym kosciolem, ktory zalozony zostal na Malabarze w 52 roku n.e. przez sw Tomasza Apostola przybylego tu po smierci Chrystusa. Gdy dotarli tu Portugalczycy, ogniem i mieczem wsrod Hinduistow gloszac Slowo Boze i Dobra Nowine, niszczac ich swiatynie, z tym kosciolem mieli problem. Ci obcy chrzescijanie wierzyli w Chrystusa Zmartwychwstalego, otaczali kultem Marie, za swoj symbol mieli krzyz i golabka jako Ducha Swietego. Problem w tym, ze nie podlegali papiezowi. Ale przetrwali. Kiedy bylem w Indiach w 1999 roku, na Goa natknalem sie na mlodego kaplana przybylego wlasnie stad, z Kerali, ktory dojezdzal do malej wspolnoty tam zyjacej. Przeprowadzilem wtedy z nim rozmowe, ktora nagralem na video, ale nigdy tego materialu nie opracowalem i tasma lezy gdzies w szafie.
W Cochin odwiedzilem tez Dutch Palace. Zbudowany przez Portugalczykow w poczatku XVI wieku, przejeli go potem Holendrzy a nastepnie Anglicy. Ma obronny, surowy charakter. Teraz jest tam muzeum z niezbyt bogatymi zbiorami: jakies miecze, portrety wladcow, lektyki, ale mnie zachwycily freski na scianach odwolujace sie do mitologii Hinduskiej. Bogate, zmyslowe, pelne wyrazu ksztalty cial, glownie kobiet. Sceny z przygod Sziwy i Wisznu, a w tle gdzies pod lasem i na polach pelna orgia. Kopulujace ptaki, malpy, slonie,jelenie, tygrysy, flirtujace byki z krowami. Najbardziej spodobaly mi sie jednak szkice gdzies na scianach wykonane czerwonym pedzelkiem. Finezja kreski, szczegolnie w studiach portretow i dloni. Prawdopodobnie nie byly przeznaczone do malowania; to swoisty szkicownik artysty, wprawki przed konkretna kompozycja. Cudowne! Niestety, obowiazywal tam calkowity zakaz fotografowania.
Ruszylem dalej pociagiem i autobusem do Mysore, ale kiedy zobaczylem lasy po drodze, poczulem zew krwi i ku zaskoczeniu kierowcy poprosilem, by sie zatrzymal. Ale nie znalazlem calkowitego spokoju. W poblizu znajdowaly sie jakies wioski. Kilka razy musialem zmieniac miejsce, ktore sobie upatrzylem na rozbicie namiotu, gdyz pojawiali sie faceci z maczetami wyrabujacy wysokie drzewa o niezbyt grubych pniach. W Indiach trudno o intymnosc. O tym wiedzialem od pierwszej wizyty na Subkontynencie. W koncu jednak znalazlem inne, ustronne miejsce i doczekalem zmroku, by w koncu rozbic namiot. Rano pojawili sie kolejni ciekawscy. Nie wiem, czy oni wyczuwaja na odleglosc obcych? Nie znali angielskiego i porozumiewalismy sie na migi. Odeszli i po jakims czasie, gdy czekalem, az nieco wyschnie tropik po porannej rosie, zjawil sie kolejny facet z kumplem. Ten najwyrazniej nie byl mily. Gadal cos i zrozumialem tylko slowo "permit". Jaki permit? Na pobyt tu w lesie? Dobra! Wyciagnalem moj niezastapiony dokument z ASP. Facet w obdartej koszuli trzymal papier i niewiele z niego zrozumial. Wskazalem mu na stemple, bo w Indiach dokument bez stempla to zaden dokument. Ale koles najwyrazniej chcial mnie postraszyc i moze zarobic jakis bakszysz od naiwnego turysty: nie o to mu chodzilo. Wtedy przystapilem do ataku, rozkrecajac sie. Czesciowo na migi pokazywalem teren i mowilem o wyrebie lasu, ze jestem tu z kontrola i nieladnie oj nieladnie - pogrozilem palcem, ze wycinacie tu drzewa! Robie zdjecia, jade na policje zaraz i wracam tu z nimi. To projekt wladz i takich kontrolerow jak ja jest tu wielu w calym Karnataka. Spimy jedna noc i obserwujemy, kto wycina. I piszemy raporty, o takie - pokazalem swoj dziennik. Zrozumial chyba tylko slowa policja, na migi wycinanie drzew, raport i komisja, ale podzialalo, spuscil glowe, jakby byl winien i mowil cos po cichu do kolegi. W koncu obaj znikneli. Na wszelki wypadek jednak zrobilem kilka zdjec wycietych pni. Kiedy juz zwijalem namiot przyszlo dwoch chlopakow, obejrzeli mnie sobie po czym najzwyczajniej, w odleglosci kilku metrow nie spuszczajac ze mnie wzroku zaczeli sie...wyprozniac. Luzik!.
Dotarlem w koncu autobusem do Mysore. Miasto o szerokich ulicach, z jakims wielkim oddechem. Odwiedzilem wspanialy Palac Maharadzy z poczatku XX wieku, zbudowany w stylu indo-saracenskim. Niezwykle bogactwo.
W Mysore bardzo duzo jest meczetow. Ma ono muzulmanski charakter. Glowna ulica to same sklepy, glownie z  z jedwabiem. Duzo jest szkol wyzszych a wiec i mlodziezy. Jakos tu spokojniej i czysciej niz na przyklad w Varanasi. Czuje sie dawne dostojenstwo tego miasta. Zetknalem sie z marszem protestacyjnym tybetanskich studentow z Sera JeSecondary School z Bylakuppee. Dramatyczny przemarsz ulicami miasta z ostrym performance na przodzie: jedni przebrani za chinskich zolnierzy poniewierali i kopali, grozili atrapami broni mnichom zakutym w kajdany. Krzyki, flagi tybetanskie, transparenty, autentyczny bol i wzburzenie na twarzach tych mlodych mnichow i chwilowe zainteresowanie Hindusow, ktorzy przystawali by popatrzec. Policja eskortowala pochod. Zrobilem sporo zdjec.
 
Czas jechac dalej. Za kilka godzin mam nocny pociag do Hubli a stamtad dostane sie do ruin Hampi, stolicy dawnego krolestwa Vijayanagara.

3 komentarze:

  1. Tak "doświadczając południa Indii", można się poczuć mniej niż przyjemnie w pewnych momentach. Namiot pod lasem w Indiach - mocno brzmi .

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokument z ASP koniecznie opraw w zlocone ramy, zasluguje na to;-) Szerokiej drogi!

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam... i nie mieści mi się nadal w głowie ta różnorodność, i bogactwo form.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...