piątek, 21 marca 2008

Starozytne Madurai. Sprawa Tybetu

Nie dojechalem do Pondichery; wysiadlem wczesniej, by przesiasc sie do pociagu jadacego do Madurai. Pozegnalem sie z Emilie, Virginie i Livio. Byc moze zobaczymy sie w Kerali, bo swiat jest maly. Madurai w stanie Tamil Nadu to bardzo stare miasto. Wzmianki o nim znajduje sie w greckich i rzymskich kronikach na kilkaset lat przed nasza era. Podobno w lesie znaleziona tajemnicza linge Sziwy i wladca krolestwa Pandya kazal wytrzebic drzewa, budujac swiatynie a wokol niej miasto. "Madurai" oznacza "slodkosc". Miasto nazwano dlatego, ze w poblizu lingi odkryto nektar.
Juz w drodze do Madurai spadl ulewny deszcz  i niebo tu wciaz zachmurzone. Pada niemal caly czas, co nie jest czym zwyczajnym o tej porze roku.
Przyjechalem tu dla niezwyklej swiatyni Meenakshi, o ktorej wiele slyszalem. Jej pelna nazwa to Meenakshi Sundareswarar Thirukkali; dwa imiona inkarnacji naczelnych bogow hinduizmu: Parwati i Sziwy. Cztery wielkie, wysokie bramy o piramidalnych ksztaltach, skierowane na cztery strony swiata prowadza do srodka. Niestety, byly w renowacji. Trzy zakryte suchymi palmowymi liscmi, tylko na jednej, wokol ktorej bambusowe rusztowania, mozna bylo dostrzec sylwetki kolorowych bostw. Ale wnetrze rozni sie charakterem: przypomina romanskie swiatynie zachodniej Europy. Ciemne halle wokol glownych cel, do ktorych wstep maja tylko Hinduisci. Kamienne kolumny na ktorych "doklejone " sa czesto smarowane czerwonym pigmentem, tluste figury bostw. Wszyscy oddaja im czesc; padaja na kolana, zapalaja lampki oliwne, dotykaja. Mnie oczarowalo obejscie, gdzie swiatlo wpadalo tylko z malych otworow w kamiennym dachu. Wspaniale maszkarony na kolumnach. Pelna tajemnica, mrok i kawal historii. Ile milionow ludzi przez cale wieki dotykalo tych kamieni? Posadzka kiedys pomalowana w kolorowe wzory, sufit pokryty wspanialymi mandalami. Nie chcialem stamtad wychodzic. Obserwowalem pary szukajace zakamarkow, gdzie moglyby pobyc same, biegajace dzieciaki strofowane przez rodzicow, nietoperze smigajace mi przed nosem i kota wystraszonego. W niektorych miejscach, przy celach zamknietych metalowymi zaluzjami  sciany posmarowane czerwonym pigmentem: znaki trisuli, trojzebu Sziwy. Jedne na drugich. Tu spotykal sie czas przeszly z terazniejszym. Synkretyzm. Przypominalo to naskalne rysunki, jakie widzialem w Ameryce Poludniowej i Australii.
Na zewnatrz koloryt Indii przygaszony zachmurzonym niebem i w jednej z ulic tlum mezczyzn i chlopcow rozebranych do polowy, smarujace wzajemnie swoje ciala pomaranczowa ciecza. Kiedy pigment wysechl, nabieral zlotozoltego koloru. To jak inicjacja. Na ramionach i klatce piersiowej czerwone linie, na plecach znak Sziwy - trisuli. Niektorzy mali chlopcy najwyrazniej pierwszy raz uczestniczyli w tym wydarzeniu i byli przejeci. Moja obecnosc spotkala sie z entuzjazmem i kazdy chcial byc uwieczniony w tej szczegolnej chwili. Zrobilem cala sesje zdjeciowa i ruszylem z tym pochodem zlozonym z ponad setki bosych mezczyzn w roznym wieku, niosacych banany w koszach z lisci na glowach poza miasto. Nie bardzo potrafiono wytlumaczyc mi, co to za swieto. Potem dowiem sie od sprzedawcy slodyczy w sklepiku naprzeciw mojego hotelu, ze to przygotowania do festiwalu, jaki ma miejsce nazajutrz a nazywanego Pankuni Uthiram.
Mezczyzni szli do swiatyni polozonej 25 kilometrow poza miastem. Szedlem kawalek z nimi, potem jechalem na przyczepce jednego z towarzyszacych pochodowi traktorow z dziecmi i kobietami. Przerwa na lyk zimnej wody.  W koncu, kiedy robilo sie pozno pozegnalem pochod i wrocilem do miasta autobusem.
Jakos tu inaczej niz na polnocy. Troche spokojniej. Mezczyzni na oglo chodza w lungach, co jak pamietam krytykowal Jung. W miescie odwiedzilem kosciol katolicki podczas mszy. Skromne wnetrze wypelnione ludzmi. Glos ksiedza mieszal sie ze spiewem muezina z pobliskiego bialo-zielonego meczetu. A w restauracji, gdzie zamowilem masala dose z kasety niski, hipnotyczny glos mezczyzny w kolko recytujacego108 imion boga. Synkretyzm.
Opuszczam dzis Madurai i jade do stanu Kerala. Zatrzymam sie w Cochin.

Wroce do sprawy Tybetu. W Indiach gazety pisza o tym codziennie na pierwszych stronach. W srodowym dzienniku czytalem slowa Dalajlamy, ktory w Dharamsali zwolal konferencje prasowa. Wyrazil sie jasno i powiedzial to, co mowil podczas zamieszek w Lhasie i sasiednich prowincjach w 1987 - 88 roku: jesli Tybetanczycy wybiora droge przemocy, zrezygnuje z przywodztwa. Chiny jednak obsesyjnie twierdza, ze to "Dalai klika" stoi za rozruchami. Nie sadze, by Dalailama klamal na konferencji. Oficjalnie rzad Chin jest gotow do rozmow z przywodca duchowym, ale stawiaja warunek, ze musi zaakceptowac, iz uznaje Tybet oraz Tajwan za integralna czesc chinskiego terytorium.
Marsze pokojowe mnichow w Lhasie przeobrazily sie w awantury, ktore jak sie obawiam nie przyniosa Tybetowi wolnosci. Kazdy znajacy choc troche temat chyba o tym wie. Moim zdaniem to celowo wywolane zamieszki w zwiazku z Olimpiada. Oczywiscie sympatyzuje z Tybetem, na ogol blizsi sa slabsi w takim konflikcie, ale procz strat, rannych, zabitych, wylanych lez, niczego to nie zmieni, tak jak nie zmienia listy i deklaracje poparcia. Wszyscy popieraja Tybet w walce o niepodleglosc, ale rzady krajow, ktore prowadza interesy z Chinami - a prowadza chyba wszyscy - nie popra oficjalnie mniejszosci narodowych domagajacych sie tam uznania swych praw. Nie tylko Tybetanczykom w Chinach zle sie dzieje. Caly zachod kraju zamieszkaly jest przez wiele mniejszosci, o ktorych malo sie mowi, a cierpia nie mniej niz Tybet. Na przyklad Ujgurzy, na przyklad Kazachowie. Najwieksza liczba skazanych na smierc w Chinach to wlasnie przedstawiciele mniejszosci.
Taki jest ten swiat, taki jest czlowiek, agresywny od poczatku swej dominacji na Ziemi. Zawsze ida parami dobro i zlo i nie zmienimy tego.
To, czym Tybet moze zwyciezyc to jak sadze nie sila, bo nierealne jest pokonanie Chin w taki sposob, ale wiara. Buddyzm. Dalajlama mowil o tym wielokrotnie. Wielu Lamow jezdzi po swiecie nauczajac a liczba buddystow rosnie w ogromnym tempie. To jest jak sadze najlepsza droga, nie palenie samochodow, niszczenie domow.
Zobaczylem zdjecia w internecie ze zniszczonej  Lhasy. Bylem tam przeciez w zeszlym miesiacu. Rozpoznawalem domy, ulice, miejsca.
Zabolalo.

Poznaliscie moje zdanie w tym temacie. Jesli jednak ktos z Was czuje, ze nalezy cos zrobic, bardzo prosze:

http://ratujtybet.org/DZIALAJ

9 komentarzy:

  1. To prawda gubię sie w tym kolorowym świecie kultur, i jest mi raźniej gdy dowiaduję sie, że miejscowi czasami sami nie wiedzą co swiętują. Tybet wielki smutek, wielka bezradność...niech każdy z nas zrobi co potrafi dla wszystkich uciśnionych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym aby to cos dało.....zycze bezpiecznych i mile spędzonych Światchociaz z dala od domu, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No Sławol, dużo serdeczności w te "nasze" święta :)I dzięki! Masz rację ale pewnie nie zaszkodzi wysłać choć tych kilka maili.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tylko życzenia Świąteczne ślę.Wszystkiego dobrego Panie Sławku i dalej tak pięknej duszy.Błękit nad Panem.

    OdpowiedzUsuń
  5. ~ósmy cud świata22 marca 2008 09:43

    Niech Chrystus Zmartwychwstały ma Cię w opiece. Pokój z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  6. swiatecznych chwil Ci zycze.

    OdpowiedzUsuń
  7. W dzisiejszym dniu, z całego serca, składam szczere życzenia wszelkiej pomyślności,wszystkim odwiedzającym to miłe miejsce.Szczególnie Tobie Podróżniku, żeby świat i ludzie byli sobie bardzo bliscypodczas każdych spotkań.Należymy do jednej ojczyzny: Ziemi. Ona ma swoje pismo w zależności od pory roku.Niech nam wszystkim pisze listy ciepłym słońcem, chłodnym wiatrem i słodką wodą wtedy, kiedy będziemy tego potrzebować.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wielkanoc... Święta upamiętniające wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat, gdy wędrujące Życie wskazało ludziom Drogę do Prawdy. Może przyjdzie kiedyś czas na podróż do Jerozolimy?Życzę wszystkiego świątecznego.

    OdpowiedzUsuń
  9. http://tybet2008.pl/

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...