czwartek, 13 marca 2008

Varanasi

Pozegnalem Nepal, przywitalem Indie. Po raz siodmy. Po drodze jeszcze zatrzymalem sie przy granicy w Siddhartanagar, ale to w Lumbini a nie tu, oddalonym 22 kilometry urodzil sie ksiaze, ktory doznal oswiecenia. Sporo tam swiatyn buddyjskich budowanych przez rozne stowarzyszenia azjatyckich a takze europejskich krajow. To spokojne miejsce, wsrod lak i drzew, gdzie od rana slychac dzwieki budowy. Powstaje sporo nowych, wielkich swiatyn. Kolejny dzien - dojazd do Gorakhpur, pierwszego wiekszego miasta Indii i pociagiem ruszylem do Varanasi. Wysiadlem jednak po 23.00 stacje wczesniej w Sarnath, gdzie Budda wyglosil swoje pierwsze kazanie. Nie chcialem byc w nocy w Varanasi i postanowilem rozbic namiot na polu w poblizu torow. Troche trwalo, nim znalazlem rowne miejsce, wolne od ludzkich odchodow. Bo Hindusi uwielbiaja wyprozniac sie, szczegolnie o swicie na wolnym powietrzu... . Podrozujac po Indiach pociagiem przykucniete sylwetki w poblizu torow to zwyczajny widok. rano zebral sie maly tlumek miejscowych zainteresowanych moja obecnoscia. Rano odwiedzilem wielka ceglana stupe i ruszylem do swietego Varanasi nad Ganga. Bo to Rzeka - Matka, a wiec Ganga nie Ganges.  

To miasto jest wyjatkowe. Kiedy juz uda sie wydostac z gwarnego, typowego dla calych wielkomiejskich Indii centrum pomiedzy dworcem kolejowym a Godowlia, wchodzi sie w labirynt waskich uliczek, gdzie czas plynie inaczej. Wszystko tu jest jakby zawieszone w przestrzeni. Zatrzymalem sie w tym samym hotelu Puja Guest House, gdzie nocuje ilekroc jestem w tym miescie. Z tarasu widok na rzeke, ktora o tej porze roku jest stosunkowo waska a drugi, wschodni brzeg piaszczysty niemal po horyzont. Miasto rozlozylo sie po zachodniej czesci rzeki. Dlaczego akurat to miejsce na calej dlugosci Gangi jest wyjatkowe? Bo rzeka zakreca tu i plynie z poludnia na polnoc, zblizajac sie wiec do Himalajow, gdzie przebywa Sziwa. Ludzie ciagna tu z pielgrzymkami, kazdy chce byc tu skremowany po smierci, bo to oznacza wyzwolenie sie z kregu reinkarnacji. Brzeg Gangi w Varanasi to dlugie na kilka kilometrow schody, ghaty, ktorych jest okolo setki. Najwazniejsze sa Dasaswamedh, ktora konczy szeroka, glowna ulice miasta o tej samej nazwie oraz ghaty, gdzie dzien i noc plona stosy. Niezwykly to widok. Ciala czesto wystaja z ognia. Stopy i glowa. Czasem widac, jak gotuje sie wszystko w niej, zanim calkiem strawi ja plomien. Gotuja sie oczy, wyplywa piana z ust. Czasem ogien powoduje, ze podnosi sie reka zgieta w lokciu. Kiedy nogi sie nie dopalaja, niedotykalni dlugimi tyczkami bambusowymi przerzucaja je w wieksze plomienie. Jak zwykle klody drewna. Czasem tez podnosza plonacy korpus, by lepiej go "usadowic" w ogniu. Wiatr czasem zawiewa od strony stosu i ludzie wokol pokrywaja sie popiolem, atomami kogos, kto jeszcze niedawno zyl. Wokol krowy, kozy, psy. Dopiero kiedy sa zbyt bezczelne, kiedy skubia kwiaty przy glowie zmarlego, jeszcze nie polozonego na stos, sa odganiane. Psy czasem leza w goracych zaglebieniach, gdzie niedawno plomienie trawily czyjes cialo, czasem szukaja niedopalonych resztek miesa... .

Ulice sa gwarne, Hindusi patrza niezwykle sugestywnie. Jakby patrzeli wglab, jesli ktos ich zainteresuje. Wypilem bangh lassi i narkotyk spowodowal rewelacje czasoprzestrzenne. Pstrykalem zdjecia i wydawalo mi sie, ze stalem sie niewidzialny. Zaczalen dociekac dlaczego i pomyslalem, ze byc moze wszyscy tu sa na permanentnym haju i w takim stanie przestaja mnie postrzegac jak "obcy element". Wiele godzin robilem zdjecia. Czarno - biale. Portrety, sytuacje wokol. Kiedy sie sciemnilo wrocilem nad rzeke.

  

Uliczki starego Varanasi niezmiennie powoduja, ze sie gubie. Ale lubie sie gubic. Zawsze znajduje jakies nowe miejsce. Tozaczarowane, starozytne miasto, gdzie wszystko naklada sie na siebie. Czasem wchodze na placyk, gdzie grupa mlodych ludzi uczy sie mantr na pamiec. Kiwaja sie i gestykuluja, pochyleni nad ksiegami. Moja obecnosc powoduje, ze jeden spoglada na mnie i gubi sie w tekscie. Nielatwo jest wrocic do rytmu.

Czasem w uliczce rozlozy sie krowa i trudno przejsc. Na ogol krowy i byki sa spokojne; przechadzaja sie dumnie po ulicach, ale widzialem walke dwoch wielkich czarnych bykow na srodku glownej ulicy. Przewracaly ryksze, rykszarzy, motory i rowery na poboczu. Policjanci bambusami probowali je rozdzielic, ale bez skutku. Ludzie uciekali,  kiedy jeden skapitulowal i pognal przed siebie. 

Varanasi to sen. Dobrze jest wstac wczesnie rano i pojsc na brzeg rzeki. Pierwsi pielgrzymi przybyli z prowincji zanurzaja sie w wodzie, kobiety uklepuja placki z bawolego lajna do wysuszenia, ktore potem sluza do opalania, ludzie piora rzeczy i rozkladaja je na schodach w sloncu. Spodnie, koszule, czesto kolorowe sari. Gdyby nie nagabujacy faceci, zerujacy na turystach i schorowanych wioslarzach, wolajacy "boat sir?", byloby na prawde magicznie. Cwaniakow jest sporo. Przy Dasaswamedh ghat chlopcy z usmiechem podchodza, wyciagajac reke na przywitanie, a potem zaraz biora sie za masaz dloni. Proponuja masaz calego ciala na jednej z wielu mat. Nie polecam. Polecam malego, zebatego masazyste o imieniu Ashok w Puja Guest House. Facet wydaje sie coraz mlodszy a znam go od 11 lat.  

O Indiach napisano juz tak wiele, ze nielatwo byc oryginalnym. Polecam rozdzialy poswiecone Subkontynentowi w ksiazce Junga "Podroz na Wschod" i "Podpatrywanie Indii" Octavio Paza. Piekne, madre ksiazki.

A tymczasem koncze wizyte w Varanasi i jutro wieczorem ruszam do Puri na wschodnim wybrzezu. Moge miec problem z dostaniem sie ryksza na dworzec, bo ruch w wielu czesciach miasta jest wstrzymany z powodu wizyty premiera Indii. Ulice pelne sa wojska i policji od 2 dni. Czuje sie napiecie.

11 komentarzy:

  1. Zupelnie inny swiat...no i watek zwierzecy, znowu wystapil, cudnie;-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuję Varanasi jak bym tam była. Niezwykle opisujesz... "skubią kwiaty przy głowie zmarłego" i to wydało mi się piękne.A w ogóle, to naprawdę mistyka z tego reportażu dziwna i przecudowna...Ogromne podziękowanie za Twoje pisanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra ilustracja do textu, jak tak widziales jak fotografowales to dyplom z fotografii Ci sie nalezy ;) za przekaz { na pewno wiesz o jakim dyplomie mysle }. Moc z Toba!

    OdpowiedzUsuń
  4. ~ósmy cud świata15 marca 2008 10:17

    Magicznie, lirycznie i ... odlotowo. Tak lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest piękne zdjęcie światła, cienia i stworzenia...taniec ludzkiego istnienia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy Tybet spłynie morzem krwią? Rzeka już płynie!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Sławol w Dehli aresztują tybetańczyków protestujących przed Chińską Ambasadą, w innych krajach niestety też :((

    OdpowiedzUsuń
  8. niebo ma rajcę..to niesamowite zdjęcie ,jednak w samym tekście czegos mi brak,,,,

    OdpowiedzUsuń
  9. ~ósmy cud świata17 marca 2008 01:35

    I spłynęła krew niewinnych ... Niestety Sławku Twoje obawy okazały się słuszne. A że przybliżyłeś nam ten region świata, pokazałeś jaki jest niezwykły, przedstawiłeś swoich przyjaciół ... tym bardziej przykro.

    OdpowiedzUsuń
  10. To zdjęcie mówi mi wszystko o tej szęści świata.Pozdrawiam Sławku Ciebie i wszystkich którzy z Tobą uczestniczą w tej niesamowitej podróży.

    OdpowiedzUsuń
  11. ~http://bywa-ze-jestem.blog.onet.pl/17 marca 2008 06:52

    bardzo fajne to ujałes.... podobało mi sie bede tu wpadac pozdrawiam:*http://bywa-ze-jestem.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...