środa, 9 kwietnia 2008

Jaisalmer - zloto, cekiny i piasek

Jaisalmer. Od pierwszej tu mojej wizyty w grudniu 1999 to miasto tkwi mocno w moim umysle i czasem wraca w snach. Zlote Miasto. Zloty Jaisalmer. Fort wyrasta na otaczajacej go pustyni a rankiem, w swietle wschodzacego slonca jego mury z zoltego piaskowca wydaja sie mienic jak szlachetny kruszec.

Fort zbudowano w polowie XII wieku, miasto rozlozylo sie u jego podnoza. Od XVIII wieku ludzie takze zaczeli osiedlac sie w murach obronnych i teraz mieszka tam okolo 300 rodzin. Wewnatrz jest spokojniej niz poza wysokim murem. W waskich, czystych uliczkach na ogol spotyka sie siedzacych leniwie sprzedawcow czekajacych na turystow, oferujac im kolorowe dywaniki, pocztowki, pamiatki. Sprzedawcy mowia po francusku tak samo dobrze jak i po angielsku, bo najwieksze grupy objezdzajace Rajasthan to wlasnie Francuzi.

Miasto rzadzone jest madrze. Buduje sie tu domy w taki sam sposob, uzywajac tego samego materialu budowlanego; zoltego piaskowca. Warunki pogodowe powoduja, ze wiele domow ulega zniszczeniu, kamien koroduje, ale odbudowuje sie stare, zniszczone fragmenty z taka sama finezja, dbaloscia o szczegol jak dawniej. No, prawie. Kiedys rzemieslnicy byli chyba jednak lepsi... .

Przez wieki Jaisalmer byl przystankiem dla karawan Jedwabnego Szlaku, przemierzajacych pustynie z Chin na Bliski Wschod i dzieki temu sie wzbogacal. Kupcy pobudowali niezwykle piekne domy przypominajace palace, zwane "haweli". Prawie wszystkie wciaz sa prywatnymi domami, niektore za odpowiednia oplata mozna zwiedzic. Ta dobra passa trwala do czasu, kiedy w Bombaju zbudowano port.

Lubie wstac wczesnie rano, przejsc sie ulicami, kiedy powietrze jest jeszcze rzeskie, kiedy nie ma jeszcze gwaru, psy leza byle gdzie (leza zreszta prawie caly dzien) a krowy dumnie przechadzaja sie, podchodzac pod drzwi i czekajac na jakis kasek. W murach fortu od 6.00 rano ludzie myja schody i kamienne posadzki. Pachnie kadzidelkami przy kilku niewielkich swiatyniach i slychac dzwiek dzwonkow. Przy Bramie Slonca prowadzacej do Fortu siedza kobiety kolorowo ubrane, czesto z malymi dziecmi na reku i sprzedaja tanie ozdoby. Tak spotkalem Santosh i Samdahr przed laty. Zaproszono mnie do domu, gdzie poznalem ich rodziny. To klan, a moze wlasciwie kasta Bhopa. Kilku braci poslubilo kilka siostr i ludzie ci zyja wspolnie w lepiankach poza miastem. Zyja jak cyganie, przez co hinduscy obywatele wywodzacy sie z Rajputow niezbyt ich szanuja.  Ale od pierwszej u nich wizyty odczuwam wobec nich duzy szacunek. Bhopa to muzycy. Maz Samdahr - najstarszej z siostr o imieniu Jagdish wspaniale gra na strunowej, smyczkowej ravanhatta, ktora sam robi i sprzedaje muzykalnym turystom, poza tym na wielu innych jeszcze instrumentach. Uczyl mnie gry na drumli. Kiedy odwiedzalem go w 2004 roku obiecalem przywiezc harmonijke ustna, ktora widzial, ale nigdy na niej nie gral. Kupilem ja w Chinach i oto przywiozlem. Cieszylo mnie jego zadowolenie. Wraz z muzykiem o imieniu Gafur Khan - wirtuozem tabli tworza wspanialy duet. Czasem dolacza sie mlodszy brat Jagdisha - Haree Ram spiewajac lub grajac na drewnianych kastanietach. Spiewaja tez czasem dzieci i kobiety z najmlodszymi przy piersi. Te juz podryguja od poczatku zapoznawane z muzyka. Odwiedzajac ich, obserwujac jak siedza obok siebiei koncertuja, jak ich sasiedzi na innym podworku rzna w karty ich zycie wydaje sie beztroskie. Ale to po czesci nomadzi. W trudnych warunkach atmosferycznych maja ciezko. Dzieci oczywiscie pelno. Zona Jagdisha majaca okolo 28 lat ma ich piecioro, jej mlodsza o dwa lata siostra, piekna Santosh urodzila juz szostke. Odwiedzam ich trzeci raz, z czestotliwoscia mniej wiecej 4 lat. Widze, jak ci ludzie sie starzeja. Slonce, betel, potrawy jedzone w takich warunkach, czesto z piaskiem, trudne warunki zycia i po prostu bieda niszcza ich szybko. Taki los. Kiedy mezczyzni graja, kobiety pracuja: przynosza wode ze wzgorza, przygotowuja posilek. Lubie ich towarzystwo, siedzenie na ziemi przy slomiano-glinianej chatce i obserwowanie ich wzajemnych, jakze bliskich relacji. Wlasciciel hotelu opowiadal mi, ze to pijacy i awanturnicy. Nigdy nie widzialem, by pili alkohol. Ale byc moze nie widzialem wszystkiego. Czerwone oczy mezczyzn moze nie tylko od slonca... . Moze troche meczyc ich nachalnosc wobec turystow, ale poznajac warunki w jakich zyja zdaje sobie sprawe, ze to dla przetrwania.  Wysylalem Jagdishowi zdjecia, jakie robilem jego rodzinie, takze plyte DVD z koncertem, ktory zarejestrowalem podczas ostatniej wizyty tutaj. Teraz zostawiam im troche lekarstw, masci przeciw oparzeniom, jakie woze od wypadku w Brazylii a dzis wieczor sie z nimi pozegnam. Moze na kolejne kilka lat.

Wczoraj bylem swiadkiem wspanialego festiwalu, a wlasciwie jego zakonczenia. 16 dni po Holi trwa Festiwal Gangor. Kobiety w cudownych strojach pelnych ozdob chodza brzeczac srebrem i zlotem, odwiedzajac krewnych. A kulminacja wczorajszego wieczoru byl przejazd Maharadzy Jaisalmeru Braj Raj Singha z Palacu w Forcie nad Gadisar Tank - zbiornik wodny znajdujacy sie okolo 2 kilometrow dalej. Na przodzie niezwykle udekorowane wielblady, potem wasaci faceci walacy w bebny i wsrod tlumu gapiow On. Cale miasto uczestniczylo w tym wydarzeniu. Ci co nie szli w pochodzie, obserwowali z boku swego wladce jadacego na bialym koniu, w pomaranczowym turbanie, bialej marynarce, z wasem i pejsami. Szedlem blisko. Maharadza spogladal czasem na ludzi usmiechajac sie. Raz nasz wzrok tez sie spotkal i usmiechnal sie kiedy zobaczyl, ze robie zdjecia i schylam glowe przed Jego majestatem. Ma dobra twarz ten wladca, wzbudza zaufanie i ludzie go bardzo lubia. Wydawal sie tez troche zaklopotany calym zamieszaniem. Przypominal postaci z rajasthanskich miniatur. Przed nim niesiono figure boginii, przypominajaca jedna z kobiet w pochodzie. Nad brzegiem stawu "nakarmiono" ja i "napojono", zaslaniajac glowe przed gapiami, by nikt nie widzial tego momentu. Kobiety, szczegolnie niezamezne dziewczyny skladaly dary do wody, "puja" z prosba o dobre zamazpojscie. Festiwalowy korowod byl echem dawnych czasow.

Ach te kobiety Rajasthanu! Nie sposob tego opisac! Na ogol siedza w domach zajmujac sie gospodarstwem, ale w czasie festiwalu ulice staja sie niezwykle kolorowe i trudno oderwac od nich oczy. Taki dni jak wczorajszy powoduja, ze Indie tkwia w umysle na dlugo, moze na zawsze... .

Ale poza miastem jest nie mniej ciekawie. Uciekam na pustynie, kiedy meczy mnie gwar i dzieci z przedmiesc wolajace "hello lanrupi!", "lanfoto!", "lanpen!", "lotisjornejm!?". Tego ranka wczesnie wyszedlem z hotelu by dojsc jak najdalej. Znalazlem sie w surowym pejzazu. Tylko kamienie, gdzieniegdzie piasek, suche trawy, krzewy i patyki o ostrych kolcach czesto przebijajacych podeszwe. Tak jak Red Centre w Australii, mauretanskie obrzeza Sahary, boliwijska Salar de Uyuni, stepy Mongolii, tu tez czuje wiecznosc. Czas tu wydaje sie trwac w miejscu, w zawieszeniu. Czasu na pustyni nie ma. Silnie odczuwam zwiazki z ziemia, szczegolnie taka jalowa i moge tam calymi godzinami sie wloczyc. Te miejsca sa mi, zawsze mi byly bliskie.

Chce wyjechac poza miasto gdzies do pustynnej wioski. Chyba rusze rano, wiec na do widzenia usmiech wielblada o imieniu Laloo:

  

 

... i inne foty w 10 albumie.

5 komentarzy:

  1. http://video.google.ca/videoplay?docid=7982410976871193492&q

    OdpowiedzUsuń
  2. Żeby to wszystko zrozumieć, trzeba tam być nie tylko jeden raz.Tak jak w Twoim przypadku, powracasz do miejsc, które lubisz i znasz.Piękno jest chwilowe, ale uczucie do ludzi i miejsc trwa wiecznie.Jak zwykle "żywa"opowieść i piękne samotne odejścia.U nas drzewa kwitną biało..

    OdpowiedzUsuń
  3. ~ósmy cud świata10 kwietnia 2008 02:46

    Na pustynię - ten bezmiar otwarty - po wyciszenie, po samotność, po mądrość ... Mądrość pustyni.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie wybiorę się na "pustynię", chyba potrzebuję odpocząć od codzienności.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. ja panu zazdroszcze.od dawna chciałabym zobaczyć indie, ale takie, jakimi sa naprawdę. poznać kulturę, obyczaje, jezyk. zobaczyć, jak to wszystko wyglada tak od środka.przyjemnej wedrówki :)

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...