niedziela, 13 kwietnia 2008

Pustynia

Ostatni wieczor przed wyjazdem do pustynnej wioski Khuri spedzilem z rodzina Jagdisha. Jedzenie przygotowywala Samdahr i jej dwie corki: Samita i Lalita. Pierwsza 17 letnia, druga 14. Za pol roku beda juz mezatkami. Jagdish znalazl juz dla nich kandydatow na mezow. Zna ich rodzine, mieszkajaca w wiosce oddalonej 500 kilometrow od Jaisalmeru. Dziewczyny poznaja ich przed samym slubem. Malzenstwo to transakcja. Rodziny dlugo sie spotykaja i umawiaja, wiec po takich zabiegach prawie niemozliwe jest zerwanie "zareczyn". Wydane zostana obie naraz, bo to taniej.

Czy 13 lat to nie za mlody wiek na malzenstwo? - pytam Jagdisha. Absolutnie. Oczywiscie nie bedzie jeszcze mieszkala sama z mezem. Dzieci pozostana w domach z wlasnymi rodzinami przez kilka lat, uczac sie od matek i ojcow nowych zyciowych funkcji. Jagdish i jego dwaj bracia takze byli tak ozenieni przez ich ojca z trzema corkami swego przyjaciela. Jagdish byl najstarszy i mial wtedy ...10 i stala sie muzykami chwalacymi dawne czasy oraz swego krola.Graja i spiewaja o nim. Wtedy ta czesc zaczeto nazywac Bhopa. Sluchajac rzewnych tonow ravanhatty zdaje sobie sprawe jak wazna dla nich jest ta pamiec.

Pozegnalem sie z rodzina Jagdisha zdajac sobie sprawe, ze nie zobacze juz dziewczyn, jesli kolejny raz odwiedze Jagdisha. Zamieszkaja w domach swoich mezow.

Ponad godzina jazdy autobusem na poludniowy zachod i znalazlem sie w innym swiecie. Wioska Khuri jest bardzo stara. Niektore chaty postawily na turystyke i podworza otaczaja male okragle gliniane chatki srednicy okolo 4 metrow kryte stozkowymi dachami z patykow wspartych na sekatych zerdziach. W czasie dnia podczas upalu dobrze jest schronic sie wewnatrz, wieczorem jednak domki sa nagrzane i spalem na zewnatrz rozwieszajac nad lozkiem moskitiere. To nie jest sezon turystyczny. Procz mnie w jednej z 6 chatek mieszkalo tylko malzenstwo z Nowej Kaledonii a potelat! Jego zona - Samdahr - 7 lat. Najmlodsza z jej siostr - Santosh -  w momencie zamazpojscia miala 4 lata!

Jagdish opowiedzial mi o swojej kascie. Teraz nazywaja sie Bhopa, ale wiele set lat temu nalezeli do kasty Nayak. Byli gwardia krola Pabuji. Kiedy ten zginal i krolestwo sie rozpadlo, zolnierze rozpierzchli sie. Jedni zajeli sie rzemioslem, kupiectwem, ale czesc, ta "bardziej romantyczna" zyje do dzis mitami m przyjechaly tez 3 Angielki. Przybywa sie tu glownie by wziac udzial w Camel Safari, zazwyczaj jedno, ale tez kilkudniowym. Tu kazdy ma wielblady. Raz widzialem pod wydmami autobus turystyczny. Ludzie z zachodu, glownie Francuzi - podjezdzaja pod wydme, przesiadaja sie na wielblada, ktory prowadzony przez wasatego w turbanie zawozi ich na gore. Tam maja cold drinks i spanko jedna noc. Rano powrot klimatyzowanym autobusem do klimatyzowanego hotelu ze zdjeciami wschodu i zachodu slonca na pustyni. Git. Ale mnie to nie bawi. Kiedy tylko dojechalem do Khuri rzucilem plecak na lozko w chatce, zaopatrzylem sie w 2 litry wody i ruszylem na pustynie. Arabski poeta pisal przed wiekami: "dwie sa rzeczy, ktore moze wielbic mezczyzna; kobiety o bujnych ksztaltach lub pustynie anachorety". Uwazam, ze jedno nie wyklucza drugiego... .  Inny pisarz muzulmanski, ktorego slowa wracaja mi w pamieci podczas calej tej podrozy pisal, ze rozkladanie i zwijanie namiotow to modlitwa zarliwsza niz ta w meczecie.  Pustynia nasycona jest historia. Jakby dopiero co przeszly tu karawany. Odnajduje czasem wsrod piaskow kawalki ceramiki, kamienie ulozone w kregu, gdzie rozpalano ogniska, takze slady prehistorii, gdzie wyrabiano kamienne narzedzia. Jakies skamieniale kosci zwierzat.

Do pasa wydm od wioski jest kilkaset metrow drogi przez sawanne. Krzewy z ostrymi kolcami, niskie drzewa, ale takze zielone krzaki o fioletowo-bialych kwiatach. To wyglada jak cud. Ale krzewy te sa niejadalne. Malenkie listki ostrych krzewow skubia kozy i wielblady przyprowadzane tu na wypas, zanim stana sie winda dla Francuzow na wydme. Czasem przemykaja gazele, nerwowo machajac czarnymi ogonkami na bialych zadach. Widzialem polowanie dwoch wielkich psow, goniacych kilka tych zwierzat. Gazele popisywaly sie swoja zwinnoscia, podskakujac bardzo wysoko. Po kilkuset metrach zdyszane psiska daly sobie spokoj.

 

Siedzialem w cieniu drzewa cwiczac gre na drumli, prezencie od Jagdisha. Stary, szamanski instrument znany we wszystkich kulturach. Czulem jakas niezwykla bliskosc tego miejsca. Gdzies w umysle, w prapamieci ten obraz wydm, ksztaltowanych przez wiatr, surowosc pejzazu, dzwieki, slady na piasku, wszystko to jakby bylo gleboko zakorzenione. Pustynia jest jak kobieta, nie tylko z powodu ksztaltow, jakie przybieraja wydmy. Rankiem piasek chlodzi stopy, ale juz kilka godzin pozniej skaczac z wydm parzy mi stopy. Na sawannach kolczaste patyki wbijaja sie w podeszwy. Pustynia jest chimeryczna, ale ci, co mieszkaja na niej zdaje sie od poczatku, wiedza jak przetrwac. Ale nie ujarzmic.

Przeszedlem jeden pas wydm, sawanne, drugi pas i znalazlem sie w wiosce Ratrasar. Ludzie tam inaczej niz w Khuri, niezbyt ufnie obserwowali mnie ze swoich gospodarstw. Wybiegaly za to dzieci proszac o pieniadze, "skulpen" lub "cokolat", ale jak tu przyniesc coklat, kiedy jest ponad 40 stopni w sloncu?

Chaty i ogrodzenia sa piekne. Ta wioska nie jest nastawiona na turystyke. Na szczescie. Obszedlem teren i wrocilem do Khuri, bo dwa litry wody okazalo sie za malo na 3-godzinny spacer. W Ratrasar nie ma ani sklepu ani pradu.

   

 

Trzy dni i trzy noce spedzilem w tym niezwyklym miejscu. Wiekszosc czasu na pustyni, w samotnosci. To pierwsze takie miejsce chyba w calej podrozy, gdzie udalo mi sie w pelni zrelaksowac. Nie myslec o niczym, tylko byc obecnym i odczuwac niezwykly zwiazek z Ziemia.

 

 

 

Wrocilem do Jaisalmeru. Wyjade stad jutro, bogatszy o wieksze rozumienie tego miejsca, nieco lepiej tez orientujac sie w calej ludzkiej kolorowej mozaice, jaka przetacza sie uliczkami. Czasem siadywalem na placyku przed fortem - Gopa Chowk i przy herbatce za 5 rupii pytalem sklepikarza o ludzi. O kobiety z okraglymi, zlotymi ozdobami w lewym platku nosa i w uszach: to muzulmanki, chodzace w strojach bardzo kwiecistych, w ktorych przewaza fiolet, granat i zielen. Na szyi i przegubach dloni nosza grube srebrne ozdoby. Ich mezczyzni maja biale turbany. Inne panie, nad lokciami majace mnostwo bialych kol z plastiku, ktore kiedys byly z kosci sloniowej. To kobiety wysokiej kasty Radzputow. Ale teraz mozna je tez zobaczyc, jak sprzedaja zielenina na bazarze. Mezczyzni z radzpuckiej kasty Murkhe maja w obu uszach kolczyki wygladajace na obraczki, mezczyzni Gokhru nosza kolczyki dlugie, przez cala dlugosc ucha.

Pisze do Was a tymczasem na zewnatrz zaczelo padac! Wyobrazam sobie wspaniale zapachy na pustyni i zaluje, ze tam juz nie jestem.

 

9 komentarzy:

  1. Szeptem powiem, że jeszcze raz czytam ."Pustynia"...brak słów.Kieszenie piaskowego płaszcza wypycha duch Ziemi.Chatki z kamiennych pierników w baśni świata .Pełnia pustyni.

    OdpowiedzUsuń
  2. .......szczesliwej drogi, wiatru we wlosach i slonca w oczach....

    OdpowiedzUsuń
  3. Z przyjemnoscią zanużam się w Twoich opowieściach i jak podczas naszej całej włóczegi, czuję przez Ciebie bliskość tych miejsc.

    OdpowiedzUsuń
  4. tak sie zastanawiam, po dawce wyciszenia pod wplywem lektury Twojego bloga,czy brykajaca po swiecie robisz jakies art-prace, pamietam ze mnisi tybetanscy skladali swe poklony ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. :)) szkoda, że tak krótko.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy nie widziałam pustyni ale zawsze gdy o niej słyszałam odnosiłam wrażenie że bałabym sie jej...

    OdpowiedzUsuń
  7. pustynia jest piekna i niebezpieczna jak góry, morze....zycietrzeba czuć respekt , nisko sie pokłonic i czerpac z tego piekna całymi garściami....pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam wrażenie, że kilka razy w tekście zgubiłes kilka zdań np przed fragmentem o 3 Angielkach, albo wcześniej o tym jak kojarzą małżeństwa opowieść sie dziwnie urywa i zaczyna nowy wątek.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...