czwartek, 3 kwietnia 2008

W koncu w Rajasthanie

Tak, dojechalem wreszcie do Rajasthanu, bajkowej krainy, ktora bardzo lubie odwiedzac. Wielcy faceci w turbanach, bialych lungach i koszulach, o chudych nogach i stopach "jak podolski zlodziej". A kobiety? Od stop do glow w ozdobach, w kolorowych sari, nosza sie pieknie, dumne i wyprostowane. A to wszystko w surowym pejzazu. Ale po kolei:

Wczesniej zatrzymalem sie na jeden dzien w Ujjain, ktore raz na 12 lat oblegane jest przez miliony pielgrzymow z calych Indii, by uczestniczyc w Festiwalu Dzbana, czyli Kumbh Mela. Na ziemie w czasie klotni pomiedzy bogami i demonami spadly 4 krople nektaru a tam gdzie spadly, teraz odbywa sie ten festiwal: w Ujjain, Allahabadzie, Nasik i Haridwar. Wszystkie te miesta juz wczesniej odwiedzilem, tylko nie to. Ale zeby doswiadczyc niezwyklej festiwalowej atmosfery, musialbym tu przyjechac 4 lata temu lub za 8 lat w 2016. Ludzie oblegaja brzeg rzeki Shipra, ktory teraz jest wielkim zoltym polem. W pedzie do rytualnych kapieli zdarza sie, ze gina zadeptani ludzie. Oczywiscie najwieksze zainteresowanie wzbudzaja wtedy nadzy sadhu. Teraz w Ujjain bylo tak jak w kazdym innym przecietnym indyjskim miescie. Wiele tam meczetow. Przespalem jedna noc w hotelu za jedyne 70 rupii, gdzie pokoj byl jak wiezienna cela z drewniana prycza. Kiedy o swicie tam dotarlem, nad spiacymi ludzmi na peronie szalaly koczujace pod dachem ptaki. Nie jestem ornitologiem, ale to chyba gwarki. Po poludniu zas po drugiej stronie na noc zlatywaly sie na pobliskie drzewa tysiace zielonych papug. Krazyly i wrzeszczaly do nocy. Pieknie!

Stamtad dojechalem w koncu do rajasthanskiego miasta, ktorego wczesniej nie odwiedzalem. Polecil mi je Livio - Wloch poznany na poczatku indyjskiej trasy. Mialo byc bardziej blekitnie niz w Blekitnym Miescie, czyli Jodhpurze, ale wedlug mnie stosunek niebieskich domow do reszty zabudowan, widzianych ze wzgorza jest podobny w obu miejscach: jakies fifty fifty. Bundi jest mniejsze, ale rowniez nad nim goruje fort i palac Taragarh. Wspaniale jest spacerowac uliczkami i wchodzic w zaulki o cudownej architekturze przypominajacej islamska. Ludzie tu bardzo zyczliwi, witaja turystow usmiechami i "namaste sir!". Zadnej nachalnosci. No, moze dzieci nieco tu mecza, proszac sie o zdjecie. Wybieram sobie te do sesji a od innych zartobliwie zadam "five rupees" za jedna fatke i daja mi spokoj.

Lubie ludzi Rajasthanu za ich dume. A jest to dluga tradycja. Wiele miast tego regionu moze pochwalic sie legendami dotyczacymi walecznosci lub niezwyklych czynow. Mieszkam w hotelu Hadee Rani. To wlasciwie prywatna kwatera, jakich tu sporo, prowadzona przez bardzo sympatyczna rodzine. Prowadza tez restauracje. Na okladce menu kobieta, ktora przyklada sobie miecz do szyi jakos dziwnie z tylu. Spytalem o nia; okazalo sie, ze to wlasnie Hadee Rani. Piekna kobieta, postac autentyczna, zyjaca w koncu XVIII wieku. I to w tym domu! Byla zona wysoko urodzonego wojownika i podczas jakiejs wojny, ktorych tu w Rajasthanie bylo sporo, obawiala sie, ze maz nie bedzie chcial walczyc, wybierajac pozostanie w domu z piekna zona. Facet sie migal od obowiazkow wobec swego pana (hm, nic dziwnego, majac takie cudo w domu...). Poprosil poprzez poslanca - bo juz byl w drodze na pole bitwy - by przywiozl jakis prezent od zony, pamiatke. I co zrobila Hadee rani? Wczesniej poinstruowala umyslnego i obciela sobie glowe. Sluzacy zawiozl ja zawinieta swemu panu. Ten musial sie nie lada zdziwic. I chyba mu odbilo, bo przymocowal sobie glowe z wlosami do wlasnej piersi i ruszyl w boj. Ale jak tu machac swobodnie szabelka z czyms takim dyndajacym na szyi? No i zginal tez nieborak!

Wlasciciel hotelu przekonuje mnie, ze mozliwe jest obciecie sobie samemu glowy. Hm, w kazdym razie to ladna historyjka... .

W malej broszurce dotyczacej miasta znalazlem informacje o naskalnych rysunkach znajdujacych sie w okolicy Bundi. Ich odkrywca jest Om Prakash Sharma, czyli pan Kukki, jak go tu nazywaja. Edi - syn wlasciciela Hadee Ranii Paying Guest House skontaktowal mnie z nim i dzis wybralismy sie - oczywiscie za odpowiednia oplata - do kilku z 51 odkrytych przez niego stanowisk z prehistorycznymi rysunkami. Wspaniala archeologiczna przygoda! Godzina jazdy autobusem na poludniowy wschod i z malej wioski ruszylismy w strone wzgorz. Pan Kukki jest archeologiem amatorem; w wieku kilkunastu lat znalazl dwie monety na wzgorzu przy forcie i sie zaczelo. Grzebal w ziemi, grzebal, i wygrzebywal kawalki metali, bedace czasem gwozdziem, czasem fragmentem ozdoby, czasem moneta. Znajdowal  fragmenty ceramiki a jego pasja rosla. W koncu zaczal znajdywac kamienne narzedzia, piesciaki, groty strzal. Teraz jest w kontakcie z francuskimi specjalistami z Lascaux. Posiada spora wiedze. Na poczatek naszej wycieczki odwiedzilismy miejsce, gdzie kiedys znajdowaly sie ludzkie domostwa. Tysiace domow - jak przekonywal Kukki. Mozna bylo jeszcze dopatrzec sie resztek fundamentow, duzo skorup ceramiki i jakies kawalki metali. To osiedle z epoki zelaza. dalej doszlismy do wawozu, ktory jeszcze 40 lat temu porastala dzungla. W wykarczowanym miejscu, w skalnych niszach wlasnie znajdowaly sie rysunki. Wspaniale wyobrazenia zwierzat, ludzi, sceny z polowania, jakies abstrakcyjne wzory. Kukki z pasja pokazywal mi kolejne miejsca. Raczej nie przyprowadzal tu Hindusow bo bal sie, ze zniszcza i zasmieca te stanowiska. Oczywiscie zglosil swoje odkrycie odpowiednim wladzom. Skatalogowano to i... nie dostal ani jednej rupii za swoje poswiecone archeologii zycie. Mowi o tym z bolem. Jedynie pieniadze turystow, ktorych tu czasem przyprowadza, pozwalaja zyc jego rodzinie.  Wiele swoich znalezisk podarowal tez muzeom w duzych miastach Rajasthanu.

Kiedy pochyleni nad rumowiskiem kamieni, gdzie w czasie monsunu plynie rzeczka szukalismy kamiennych narzedzi, rozpetala sie burza, co o tej porze roku jest czym nienormalnym, szczegolnie w Rajasthanie. Schronilismy sie w jednej z nisz i moglem wyobrazic sobie, co czul czlowiek setki tysiecy lat temu, widzacy ten sam dziki, polpustynny pejzaz, wobec wielkosci natury. Wspaniale, przedwieczne uczucie!

Zaprzyjaznilem sie z Kukkim i jego rodzina. Mam nadzieje, ze tu wroce i dluzej bede mogl pobyc w tych miejscach. Jesli przyjedziecie do Indii, do Rajasthanu, znajdzcie Ediego w Hadee Ranii Paying Guest House i spytajcie o pana Kukki. Warto pojechac z nim w prehistorie.

A ja tymczasem ruszam dalej. Staram sie w Indiach odwiedzac nowe miejsca, ale sa wyjatki. Takim wyjatkiem bylo Varanasi, gdzie jestem za kazdym razem pobytu w Indiach, takim jest tez pustynny Jaisalmer. Zlote Miasto. Mam tam znajomych, ktorym wioze prezent.

12 komentarzy:

  1. Wspaniała opowieść,dużo wątków.Chmary zielonych papug...Z głową pięknej kobiety..ruszył do boju /ciekawe/.Archeologia w czystym wydaniu - pasjonująca.Życzę dalszej szczęśliwej drogi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już lubię te kobiety.Właśnie za ich /bogate/ ozdoby,wyprostowanie i dumę.Nie mylić z parodią dumy,której pełno wszędzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~kawaiinka.blog.onet.pl7 kwietnia 2008 08:16

    Opowieść bajeczna :) Poruszyłeś moją wyobrażnię i przez chwilę czułam jakbym sama tam była :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cała prawda o tym pięknym kraju. Świetnie umiesz go opisać. Po przeczytaniu niektórych Twoich postów coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Indie to najpiękniejszy kraj na świecie:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe. 24 lata temu też podróżowałem po Indiach, od Srinagar na północy po Ahmadabad, Bombaj, Goa, Vadodara, Puri i spowrotem po wschodnim wybrzeżu przez Madras, Bubaneshwar, Calcuttę do Delhi. Z Rajastanu pamiętam nie tak sielankowe obrazki – w Jaipur owszem, pałac maharadży imponujący, ale po zejściu parę kroków w bok od głównej ulicy smród, brud niesamowity, świnie grzebiące w rynsztokach – uciekałem czym prędzej. Tam też widziałem cos, czego do dziś nir rozumiem. Mianowicie w biały dzień, szła sobie ulicą dziewczyna, może 20 lat, całkiem naga. Pytałem potem moich hinduskich przyjaciół, czy to mogło miec jakiś związek z Jainizmem, ale zdecydowanie zaprzeczyli, mówiąc że coś z tą dziewczyną musiało być nie tak.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~ósmy cud świata8 kwietnia 2008 03:00

    Nadal jestem pod wrażeniem tego co Cię otacza. Ta feria barw, zapachów, dźwięków, symboli ... Wspaniała! P.S. Urzekła mnie historia o oddanej żonie ... Też taka będę. Kiedyś ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ...nie szkoda glowy tracic?...

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, Indie to olbrzymie kontrasty. Z jednej strony piekne stare forty, palace, mowiace o dumnej historii, z drugiej terazniejszosc, proza zycia, czesto olbrzymie ubostwo ludzi zyjacych na peryferiach miast w slumsach. Ale nawet tam mozna zobaczyc niezwykle kolorowo ubrane dziewczynki i kobiety. Rajasthan to dla mnie przede wszystkim kolory. Niezwykle odwazne ich zestawienia. Swinie taplajace sie w blocie i gnoju? Tak! Rowniez psy spiace gdzie popadnie, krowy kroczace dumnie uliczkami lub czekajace przed otwartymi drzwiami domow na jakis kasek dla ich swietosci. Smrod ludzkich odchodow spod muru a obok na bazarze pachnace kadzidelka i przyprawy. Te kontrasty to wlasnie esencja Indii. W Rajasthanie sa one chyba najbardziej sugestywne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kolejne spotkanie z fascynującą kulturą.... dziękuję Sławku! A co do głowy straciłem 20- cia lat temu i nie żałuję.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Po kilku latach stagnacji, nabralam ochoty na podroze blizsze i dalsze;-) Dzieki;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. eeech chopie, fajnie Ci tam...

    OdpowiedzUsuń
  12. Wszystko zależy od tego, jakimi oczami ogląda się świat. Czyste oczy, choć nie są ślepe na ciemne strony ludzkiej egzystencji, dostrzegają wszędzie piękno i poezję. Nawet w brzydocie i prozie życia.

    OdpowiedzUsuń

PŁYNNA TOŻSAMOŚĆ - mój blog o ginących kulturach

Zapraszam na założony niedawno blog, poświęcony ginącym kulturom i cywilizacjom, przede wszystkim Papui, na którą planuję powrót latem 2012 ...