Jeszcze wczoraj wieczorem (prawdopodobnie wg polskiego czasu dzisiejszy i wczorajszy post jest tego samego dnia) bylem pewien, ze wyrusze do Santiago w Chile, ale wystarczylo zobaczyc fotografie formacji skalnych znajdujacych sie w regionie San Juan i zamiast na zachod wyruszylem na polnoc. Autobusem dojechalem do miasta San Juan, ale miejscowosc Ischigualasto i Valle de la Luna znajduja sie jeszcze kawal drogi dalej. Z San Juan probowalem lapac stopa. Jeden z podwozacych mnie mezczyzn na pozegnanie dal mi maly swiety obrazek. Po jednej stronie napis "LOCAL 11" a w tle pejzazyk z lezaca panienka, z ktorej piersi pije niemowle. Na panienke splywa promien swiatla z zoltej chmury. . Po drugiej stronie modlitwa "Oracion A La Difunta Correa". Hm...
Dojechalem zaledwie 27 kilometrow do innego miasteczka na tej trasie i kanal: ani autobusu a tory rozebrali. Stalem kilka godzin probujac lapac stopa za miastem wsrod slumsow przedmiesc i nic. Rozne typy sie krecily, dzieci bose o cos pytaly a ja moglem tylko sie glupio usmiechac, bo moj hiszpanski oprocz "Que bonitos ojos" to nieiwele. A nie powiem przeciez facetowi z tatuazami i z bliznami, ze ma ladne oczy, bo moja podroz skonczy sie w swietym Juanie. Juan to chyba Jan... .
Pojazdy rzadko jezdzily w jakimkolwiek tu kierunku. jesli juz ktos jechal, pokazywal, ze jedzie tylko kawalek i koniec. Bueno.
Okazalo sie tez, ze cieply wiatr, ktory od rana wial jeszcze w Mendozie, a tu zamienil sie w huragan zasypujacy oczy piaskiem i pylem nazywa sie "Zonda" i oznacza tylko jedno: totalna zmiane pogody. Teraz jest nawet powyzej 20 stopni a za 2, 3 dni ma byc... ponizej zera! Podobno zawieje od Kordylierow. No coz, zobaczymy. A juz mialem ochote rozbic namiot w jakims dzikim miejscu. Stalem wiec na tym pustkowiu i wszystkie kartony, smieci, nawet pielucha zuzyta musialy sie zatrzymywac na moim plecaku opartym o drzewo. Bylo za pozno. Gdybym nawet zatrzymal stopa od razu do Ischigualasto, dojechalbym tam po zmroku. Wrocilem wiec do centrum i znalazlem miejsce w jednym z dwoch hoteli w miasteczku. Hotel nazywa sie tak jak jego krzywonogi, nieogolony wlasciciel: Don Melchor, czyli Pan Melchior. Pan Melchior zazadal 35 pesos za malenki pokoj z wymalowanym na scianie plakatowkami czarnym rumakiem na czerwono-zoltym tle. Malowala chyba wnuczka... . Ale jest git.
Jutro rano dojade do miasta, z ktorego jeszcze trzeba bedzie podjechac do tych niezwyklych skal taksowka lub okazja. Nie wiem jeszcze, czy bede jechal wyzej, bo kolejny region - La Rioja rowniez obfituje w niezwykle formy natury, na przyklad pionowe ogromne skaly znane jako Mogotes Colorados Camino a Chilecito. Byc moze tez - jesli rzeczywiscie przyjdzie mroz - wroce do Mendozy a stamtad juz na pewno do Chile.
Dzisiejszy dzien, pelen improwizacji, niepewnosci co do kierunku, mozliwosci podrozowania byl tym, czym zazwyczaj byly moje wedrowki.
czuje zmeczenie i zaraz ide wziac prysznic i polozyc sie pod czarnym wierzgajacym rumakiem. Nie myslcie sobie za duzo!
Uważaj na siebie..do zobaczenia
OdpowiedzUsuńSławku, czytając twoje post'y, wszyscy w jakiś sposób uczestniczymy w twojej wędrówce. I tym twój "rok wędrującego życia" rózni się od poprzednich wędrówek. Jesteśmy obecni w tym drobnym ułamku twoich zmagań z samym sobą i drogą, którą już przebyłeś i którą masz jeszcze przed sobą.Nie usiadłem pod drzewem obok twojego plecaka skrywając twarz w dłoniach przed wiatrem, nie słyszałem nawet wiatru, nie znam jego zapachu, ale ... Powodzenia.
OdpowiedzUsuńTe opowieści są niezwykłe i porywające , sama chciałabym tam być...
OdpowiedzUsuńTaka podroz! ech! Przy niej moje wojaze to pikus!
OdpowiedzUsuńDobrze ze zasłoniłeś twarz rekami i uchronił cie plecak. Inaczej ta zużyta pielucha ..... Byłoby nieciekawie, ale na pewno blizej natury
OdpowiedzUsuńDzień: 7.07.07Godzina: 7.07W wyjątkowej chwili ......Wyjątkowej osobie.......
OdpowiedzUsuńlegionspqr.blog.onet.pl Polecam ciekawy, konserwatywny blog pisany przez fana Depeche Mode i kibica Legii Warszawa. Dużo humoru i autoironii. Naprawdę warto tam zajrzeć. Pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńCześć Sławku, dzięki Twoim relacjom z podróży, nasze miejskie życie jest bogatsze, a refleksje same cisną się na usta. Oczko:)
OdpowiedzUsuńZonda.. żąda tez zmiany planów.
OdpowiedzUsuń